Wiatr i słońce
Słońce i wiatr kłóciły się o to, które z nich jest silniejsze. Wiatr powiedział:
- Widzisz tego człowieka? Założę się, że prędzej zedrę z niego płaszcz, niż ty.
Słońce schowało się za chmurami, a wiatr zaczął wiać coraz mocniej i mocniej. Ale im bardziej szarpał człowiekiem, tym szczelniej ten otulał się płaszczem. Kiedy zmęczony wicher ucichł, wyjrzało słoneczko i uśmiechnęło się przyjaźnie. Człowiekowi zrobiło się ciepło i wtedy zdjął
płaszcz.
Dobroć jest silniejsza niż przemoc.
sobota, 30 października 2010
piątek, 29 października 2010
Stare majestatyczne drzewo
Było raz stare majestatyczne drzewo, którego gałęzie rozpościerały się ku niebu. Gdy kwitło motyle rozmaitych kształtów, barw i rozmiarów przylatywały i tańczyły wokół niego. Gdy rodziło owoce przylatywały do niego ptaki z dalekich krajów. Jego gałęzie były jak ramiona wyciągnięte na wietrze, cale wyglądało tak cudnie, tajemniczo pięknie.Codziennie mały chłopiec przychodził bawić się pod nim i drzewo zakochało się w małym chłopcu. Wielkie drzewo nie uważało się za wielkie- tylko ludzie mieli o im takie wyobrażenie. Dla miłości nie ma dużego, małego, nikt nie jest mały, obejmuje wszystkich.
A wiec w drzewie obudziła się miłość do chłopca, który bawił się blisko niego. Jego gałęzie były wysoko ,ale ono je zgięło by mógł się bawić, by mógł zrywać kwiaty i zbierać owoce.. Miłość zawsze była gotowa się zgiąć. Przychodziło swawolne dziecko, a drzewo zginało gałęzie. Gdy dziecko zrywało kwiaty drzewo się cieszyło, ze może coś dać. Chłopiec rósł, czasem spał w zagłębieniu drzewa, czasem jadł owoce, czasem nosił koronę z kwiatów i zachowywał się jak mały król. Wspinał się na drzewa, huśtał się na jego gałęziach. Z upływem czasu na chłopca spadł nadmiar obowiązków, pojawiły się ambicje. Zdawał egzaminy, rywalizował z przyjaciółmi, wiec nie przychodził regularnie. A drzewo czekało cierpliwie. Przyzywało go cała duszą” przyjdź do mnie , czekam na Ciebie” Było smutne gdy chłopiec nie przychodził, drzewo było smutne bo nie mogło dać mu wszystkiego. Chłopiec przychodził coraz rzadziej. Był ambitny i pochłonięty swoimi sprawami. Dlaczego miałby odwiedzać drzewo? Pewnego dnia gdy przechodził obok niego drzewo zawołało „ czekam na Ciebie każdego dnia” ten głos unosił się w powietrzu. Chłopiec zapytał „ Co masz takiego, Nic nie możesz mi dać, ja chcę pieniędzy a Ty nic nie masz , nie zamierzam tracić z Tobą czasu”.
Nie mam pieniędzy Nie znam pieniędzy kwitną na mnie kwiaty, tańczę na wietrze i śpiewam pieśni, daję kojący cień, mogę Ci dać wszystko co mam, zerwij wszystkie moje owoce i sprzedaj je.
Zrobił to , rozpromienił się i zerwał wszystkie nawet te niedojrzale. Działał tak gwałtownie, ze liście opadły i odszedł nawet się nie oglądając.
A drzewo było szczęśliwe że mogło coś dać...szczęśliwe połamane drzewo.
Nie wracał. A drzewo smutne tęskniło. Po wielu latach jako dorosły mężczyzna przechodzi tamtędy, Drzewo powiedziało” chodź do mnie i obejmij mnie”
„skończ wreszcie z tym nonsensem i przestań gadać na próżno, ja chce zbudować dom”
Dom, ja nie znam domu ale może obciąć moje gałęzie- wtedy będziesz mól zbudować dom. Nie zwlekając przyniósł siekierę o odrąbał wszystko. Nie raczył nawet podziękować. Zbudował dom. Mijały lata. Pień czekał . Nikt go nie odwiedzał. Chciał go przywołać ,ale nie miał gałęzi ani głosu, wiatry wiały a on nie mógł wydać głosu. Ale w duszy rozbrzmiewał głos” przyjdź”
Upłynęło wiele czasu, mężczyzna stal się starcem. Przechodził kiedyś i stanął przy pniu. Pień zapytał co jeszcze może dla niego zrobić. Nic nie możesz zrobić potrzebuję łodzi by popłynąć do ciepłych krajów. Drzewo radośnie odrzekło, zetnij mój pień i zrób lodź.
Mężczyzna przyniósł pilę, ściął pień i odpłynął.
Teraz drzewo to tylko pień...nic już nie a
Pewniej nocy odpoczywałam koło tego pniaka, usłyszałam
„mój przyjaciel jeszcze nie wrócił bardzo się martwię, czy nie utonął , czy nie zaginął, gdybym jeszcze mógł mu coś dać, wtedy mógłbym umrzeć szczęśliwie”
A wiec w drzewie obudziła się miłość do chłopca, który bawił się blisko niego. Jego gałęzie były wysoko ,ale ono je zgięło by mógł się bawić, by mógł zrywać kwiaty i zbierać owoce.. Miłość zawsze była gotowa się zgiąć. Przychodziło swawolne dziecko, a drzewo zginało gałęzie. Gdy dziecko zrywało kwiaty drzewo się cieszyło, ze może coś dać. Chłopiec rósł, czasem spał w zagłębieniu drzewa, czasem jadł owoce, czasem nosił koronę z kwiatów i zachowywał się jak mały król. Wspinał się na drzewa, huśtał się na jego gałęziach. Z upływem czasu na chłopca spadł nadmiar obowiązków, pojawiły się ambicje. Zdawał egzaminy, rywalizował z przyjaciółmi, wiec nie przychodził regularnie. A drzewo czekało cierpliwie. Przyzywało go cała duszą” przyjdź do mnie , czekam na Ciebie” Było smutne gdy chłopiec nie przychodził, drzewo było smutne bo nie mogło dać mu wszystkiego. Chłopiec przychodził coraz rzadziej. Był ambitny i pochłonięty swoimi sprawami. Dlaczego miałby odwiedzać drzewo? Pewnego dnia gdy przechodził obok niego drzewo zawołało „ czekam na Ciebie każdego dnia” ten głos unosił się w powietrzu. Chłopiec zapytał „ Co masz takiego, Nic nie możesz mi dać, ja chcę pieniędzy a Ty nic nie masz , nie zamierzam tracić z Tobą czasu”.
Nie mam pieniędzy Nie znam pieniędzy kwitną na mnie kwiaty, tańczę na wietrze i śpiewam pieśni, daję kojący cień, mogę Ci dać wszystko co mam, zerwij wszystkie moje owoce i sprzedaj je.
Zrobił to , rozpromienił się i zerwał wszystkie nawet te niedojrzale. Działał tak gwałtownie, ze liście opadły i odszedł nawet się nie oglądając.
A drzewo było szczęśliwe że mogło coś dać...szczęśliwe połamane drzewo.
Nie wracał. A drzewo smutne tęskniło. Po wielu latach jako dorosły mężczyzna przechodzi tamtędy, Drzewo powiedziało” chodź do mnie i obejmij mnie”
„skończ wreszcie z tym nonsensem i przestań gadać na próżno, ja chce zbudować dom”
Dom, ja nie znam domu ale może obciąć moje gałęzie- wtedy będziesz mól zbudować dom. Nie zwlekając przyniósł siekierę o odrąbał wszystko. Nie raczył nawet podziękować. Zbudował dom. Mijały lata. Pień czekał . Nikt go nie odwiedzał. Chciał go przywołać ,ale nie miał gałęzi ani głosu, wiatry wiały a on nie mógł wydać głosu. Ale w duszy rozbrzmiewał głos” przyjdź”
Upłynęło wiele czasu, mężczyzna stal się starcem. Przechodził kiedyś i stanął przy pniu. Pień zapytał co jeszcze może dla niego zrobić. Nic nie możesz zrobić potrzebuję łodzi by popłynąć do ciepłych krajów. Drzewo radośnie odrzekło, zetnij mój pień i zrób lodź.
Mężczyzna przyniósł pilę, ściął pień i odpłynął.
Teraz drzewo to tylko pień...nic już nie a
Pewniej nocy odpoczywałam koło tego pniaka, usłyszałam
„mój przyjaciel jeszcze nie wrócił bardzo się martwię, czy nie utonął , czy nie zaginął, gdybym jeszcze mógł mu coś dać, wtedy mógłbym umrzeć szczęśliwie”
czwartek, 28 października 2010
Kamizelka
- No... patrzajże. Sama się przekonaj: wczoraj mogłem tu jeszcze włożyć palec, o - tu... A dziś już nie mogę. Ja istotnie zaczynam nabierać ciała!...
Ale pewnego dnia radość chorego nie miała granic. Kiedy żona wróciła z lekcji, powitał ją z błyszczącymi oczyma i rzekł bardzo wzruszony:
- Posłuchaj mnie, powiem ci jeden sekret... Ja z tą kamizelką, widzisz, trochę szachrowałem. Ażeby ciebie uspokoić, co dzień sam ściągałem pasek, i dlatego - kamizelka była ciasna... Tym sposobem dociągnąłem wczoraj pasek do końca. Już martwiłem się myśląc, że się wyda sekret, gdy wtem dziś... Wiesz, co ci powiem?... Ja dziś, daję ci najświętsze słowo, zamiast ściągać pasek, musiałem go trochę rozluźnić!... Było mi formalanie ciasno, choć jeszcze wczoraj było cokolwiek luźniej...
- No, teraz i ja wierzę, że będę zdrów... Ja sam!... Niech doktor myśli, co chce...
Długa mowa tak go wysiliła, że musiał przejść na łóżko. Tam jednak, jako człowiek, który bez ściągania pasków zaczyna nabierać ciała, nie położył się, ale jak w fotelu oparł się w objęciach żony.
- No, no!... - szeptał - kto by się spodziewał?... Przez dwa tygodnie oszukiwałem swoją żonę, że kamizelka jest ciasna, a ona dziś naprawdę sama ciasna!...
- No, no!...
I przesiedzieli tuląc się jedno do drugiego cały wieczór.
Chory był wzruszony jak nigdy.
- Mój Boże! - szeptał całując żonę po rękach - a ja myślałem, że już tak będę chudnął do... końca. Od dwu miesięcy dziś dopiero, pierwszy raz, uwierzyłem w to, że mogę być zdrów.
Bo to przy chorym wszyscy kłamią, a żona najwięcej. Ale kamizelka - ta już nie skłamie!...
Dziś patrząc na starą kamizelkę widzę, że nad jej ściągaczami pracowały dwie osoby. Pan - co dzień posuwał sprzączkę, ażeby uspokoić żonę, a pani co dzień - skracała pasek, aby mężowi dodać otuchy.
"Czy znowu zejdą się kiedy oboje, ażeby powiedzieć sobie cały sekret o kamizelce?..." - myślałem patrząc na niebo.
Nieba prawie już nie było nad ziemią. Padał tylko śnieg taki gęsty i zimny, że nawet w grobach marzły ludzkie popioły.
Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca?...
Ale pewnego dnia radość chorego nie miała granic. Kiedy żona wróciła z lekcji, powitał ją z błyszczącymi oczyma i rzekł bardzo wzruszony:
- Posłuchaj mnie, powiem ci jeden sekret... Ja z tą kamizelką, widzisz, trochę szachrowałem. Ażeby ciebie uspokoić, co dzień sam ściągałem pasek, i dlatego - kamizelka była ciasna... Tym sposobem dociągnąłem wczoraj pasek do końca. Już martwiłem się myśląc, że się wyda sekret, gdy wtem dziś... Wiesz, co ci powiem?... Ja dziś, daję ci najświętsze słowo, zamiast ściągać pasek, musiałem go trochę rozluźnić!... Było mi formalanie ciasno, choć jeszcze wczoraj było cokolwiek luźniej...
- No, teraz i ja wierzę, że będę zdrów... Ja sam!... Niech doktor myśli, co chce...
Długa mowa tak go wysiliła, że musiał przejść na łóżko. Tam jednak, jako człowiek, który bez ściągania pasków zaczyna nabierać ciała, nie położył się, ale jak w fotelu oparł się w objęciach żony.
- No, no!... - szeptał - kto by się spodziewał?... Przez dwa tygodnie oszukiwałem swoją żonę, że kamizelka jest ciasna, a ona dziś naprawdę sama ciasna!...
- No, no!...
I przesiedzieli tuląc się jedno do drugiego cały wieczór.
Chory był wzruszony jak nigdy.
- Mój Boże! - szeptał całując żonę po rękach - a ja myślałem, że już tak będę chudnął do... końca. Od dwu miesięcy dziś dopiero, pierwszy raz, uwierzyłem w to, że mogę być zdrów.
Bo to przy chorym wszyscy kłamią, a żona najwięcej. Ale kamizelka - ta już nie skłamie!...
Dziś patrząc na starą kamizelkę widzę, że nad jej ściągaczami pracowały dwie osoby. Pan - co dzień posuwał sprzączkę, ażeby uspokoić żonę, a pani co dzień - skracała pasek, aby mężowi dodać otuchy.
"Czy znowu zejdą się kiedy oboje, ażeby powiedzieć sobie cały sekret o kamizelce?..." - myślałem patrząc na niebo.
Nieba prawie już nie było nad ziemią. Padał tylko śnieg taki gęsty i zimny, że nawet w grobach marzły ludzkie popioły.
Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca?...
środa, 27 października 2010
Idealna partnerka
Idealna partnerka
Dawno, dawno temu do pewnego mistrza zen przyszedł człowiek i powiedział, że nie może znaleźć dla siebie partnerki, która by mu odpowiadała i którą kochałby do końca życia.
- A jaka miałaby być ta kobieta? - zapytał mędrzec.
Człowiek zastanowił się chwilę, a potem rzekł:
- Tęsknię do kobiety kochającej, mądrej, odpowiedzialnej, szlachetnej, radosnej, czułej, wrażliwej, delikatnej, pięknej, zmysłowej, zaradnej, silnej, samodzielnej... która kochałaby mnie do końca życia.
Dodał jeszcze kilka równie rzadkich cnót, po czym zapytał mnicha, co ma począć.
Mędrzec zajrzał mu głęboko w oczy i powiedział:
- Znam absolutnie pewny, lecz bardzo trudny sposób, dzięki któremu spotkasz właśnie taką kobietę.
- Jaki to sposób?! - zapytał ucieszony człowiek. - Jeśli mi go zdradzisz, oddam ci wszystko, co posiadam!
- Niczego od ciebie nie potrzebuję - odpowiedział mistrz. - Musisz mi tylko przysiąc, że z niego skorzystasz.
Człowiek przysiągł na wszystkie świętości, że zastosuje się do rady mędrca, a kiedy trochę się uspokoił, mistrz z naciskiem wyszeptał mu do ucha:
- Jeśli pragniesz spotkać kobietę kochającą, mądrą, odpowiedzialną, szlachetną, radosną, czułą, wrażliwą, delikatną, piękną, zaradną, silną i samodzielną - to najpierw sam musisz się takim stać. Tylko w ten sposób ją znajdziesz. A nawet jeśli jej nie spotkasz, nie będzie to już wtedy miało dla Ciebie większego znaczenia.
Dawno, dawno temu do pewnego mistrza zen przyszedł człowiek i powiedział, że nie może znaleźć dla siebie partnerki, która by mu odpowiadała i którą kochałby do końca życia.
- A jaka miałaby być ta kobieta? - zapytał mędrzec.
Człowiek zastanowił się chwilę, a potem rzekł:
- Tęsknię do kobiety kochającej, mądrej, odpowiedzialnej, szlachetnej, radosnej, czułej, wrażliwej, delikatnej, pięknej, zmysłowej, zaradnej, silnej, samodzielnej... która kochałaby mnie do końca życia.
Dodał jeszcze kilka równie rzadkich cnót, po czym zapytał mnicha, co ma począć.
Mędrzec zajrzał mu głęboko w oczy i powiedział:
- Znam absolutnie pewny, lecz bardzo trudny sposób, dzięki któremu spotkasz właśnie taką kobietę.
- Jaki to sposób?! - zapytał ucieszony człowiek. - Jeśli mi go zdradzisz, oddam ci wszystko, co posiadam!
- Niczego od ciebie nie potrzebuję - odpowiedział mistrz. - Musisz mi tylko przysiąc, że z niego skorzystasz.
Człowiek przysiągł na wszystkie świętości, że zastosuje się do rady mędrca, a kiedy trochę się uspokoił, mistrz z naciskiem wyszeptał mu do ucha:
- Jeśli pragniesz spotkać kobietę kochającą, mądrą, odpowiedzialną, szlachetną, radosną, czułą, wrażliwą, delikatną, piękną, zaradną, silną i samodzielną - to najpierw sam musisz się takim stać. Tylko w ten sposób ją znajdziesz. A nawet jeśli jej nie spotkasz, nie będzie to już wtedy miało dla Ciebie większego znaczenia.
Etykiety:
idealna partnerka,
kobieta,
mistrz zen,
partnerka,
zen
wtorek, 26 października 2010
Paulo Coelho - "Piąta góra"
Paulo Coelho - Cytaty z książki "Piąta góra"
Ten mężczyzna mógł odejść w każdej chwili (...) i nigdy nie wrócić. Mimo to, kochała go nadal, bo - po raz pierwszy w życiu - poznała, co to wolność. Mogła go kochać, choćby miał się o tym nigdy nie dowiedzieć, nie potrzebowała jego przyzwolenia, by odczuwać jego nieobecność, by myśleć o nim przez cały dzień, by czekać na niego z kolacją, by niepokoić się tym, co ludzie knują przeciw niemu. To właśnie była wolność - czuć to, czego pragnęło jej serce, nie bacząc na to, co pomyślą inni. (...) Przeciwko sobie nie musiała walczyć. (...) Była wolna, bo miłość wyzwala
Ten mężczyzna mógł odejść w każdej chwili (...) i nigdy nie wrócić. Mimo to, kochała go nadal, bo - po raz pierwszy w życiu - poznała, co to wolność. Mogła go kochać, choćby miał się o tym nigdy nie dowiedzieć, nie potrzebowała jego przyzwolenia, by odczuwać jego nieobecność, by myśleć o nim przez cały dzień, by czekać na niego z kolacją, by niepokoić się tym, co ludzie knują przeciw niemu. To właśnie była wolność - czuć to, czego pragnęło jej serce, nie bacząc na to, co pomyślą inni. (...) Przeciwko sobie nie musiała walczyć. (...) Była wolna, bo miłość wyzwala
poniedziałek, 25 października 2010
Paulo Coelho - "Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam"
Paulo Coelho - Cytaty z książki "Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam"
Miłość jest jak tama. Jeśli pozwolisz, aby przez szczelinę sączyła się strużka wody, to w końcu rozsadza ona mury i nadchodzi taka chwila, w której nie zdołasz opanować żywiołu. A kiedy mury runą, miłość zawładnie wszystkim. I nie ma wtedy sensu zastanawiać się, co jest możliwe, a co nie, i czy zdołamy zatrzymać przy sobie ukochaną osobę. Kochać - to utracić panowanie nad sobą. (...) Uważaj na szczelinę w tamie. Kiedy się pojawi, już nic na tym świecie nie zdoła jej zasklepić.
Miłość jest jak tama. Jeśli pozwolisz, aby przez szczelinę sączyła się strużka wody, to w końcu rozsadza ona mury i nadchodzi taka chwila, w której nie zdołasz opanować żywiołu. A kiedy mury runą, miłość zawładnie wszystkim. I nie ma wtedy sensu zastanawiać się, co jest możliwe, a co nie, i czy zdołamy zatrzymać przy sobie ukochaną osobę. Kochać - to utracić panowanie nad sobą. (...) Uważaj na szczelinę w tamie. Kiedy się pojawi, już nic na tym świecie nie zdoła jej zasklepić.
niedziela, 24 października 2010
Bruno Ferrero - Skarb
Bruno Ferrero - Skarb
Ojciec rodziny nawoskował samochód i pieczołowicie polerował lakier, by nadać mu właściwy połysk. Pomagał mu w tym jedenastoletni syn, czyszcząc szmatką zderzaki.
- Widzisz, mój synu - mówił z powagą ojciec - ten samochód to prawdziwy rodzinny skarb. Musimy traktować go delikatnie, z uwagą i poświęcać mu trochę czasu.
- Oczywiście tatusiu!
- Dobry z ciebie chłopak.
Po chwili ciszy:
- A czy ja jestem skarbem rodziny? - wyszeptało cicho dziecko.
- Dlaczego zadajesz takie pytania?
- Bo ty nigdy nie masz dla mnie czasu.
Jaki jest twój rodzinny skarb?
Jeden z moich przyjaciół ma syna, który fanatycznie kocha koszykówkę. Mój przyjaciel
nigdy się tym sportem nie interesował. Jednego roku poświęcił wakacje, aby pojechać z synem i obejrzeć wszystkie spotkania reprezentacji na europejskim turnieju koszykówki. Pomijając fakt, że zajęło to ponad trzy tygodnie, czyli całe wakacje, to jeszcze kosztowało dość dużo. Gdy powrócili, zapytałem przyjaciela:
- Czy ty naprawdę tak bardzo lubisz piłkę koszykową?
- Nie, nie cierpię koszykówki - odparł - Ale za to bardzo kocham mojego syna.
Ojciec rodziny nawoskował samochód i pieczołowicie polerował lakier, by nadać mu właściwy połysk. Pomagał mu w tym jedenastoletni syn, czyszcząc szmatką zderzaki.
- Widzisz, mój synu - mówił z powagą ojciec - ten samochód to prawdziwy rodzinny skarb. Musimy traktować go delikatnie, z uwagą i poświęcać mu trochę czasu.
- Oczywiście tatusiu!
- Dobry z ciebie chłopak.
Po chwili ciszy:
- A czy ja jestem skarbem rodziny? - wyszeptało cicho dziecko.
- Dlaczego zadajesz takie pytania?
- Bo ty nigdy nie masz dla mnie czasu.
Jaki jest twój rodzinny skarb?
Jeden z moich przyjaciół ma syna, który fanatycznie kocha koszykówkę. Mój przyjaciel
nigdy się tym sportem nie interesował. Jednego roku poświęcił wakacje, aby pojechać z synem i obejrzeć wszystkie spotkania reprezentacji na europejskim turnieju koszykówki. Pomijając fakt, że zajęło to ponad trzy tygodnie, czyli całe wakacje, to jeszcze kosztowało dość dużo. Gdy powrócili, zapytałem przyjaciela:
- Czy ty naprawdę tak bardzo lubisz piłkę koszykową?
- Nie, nie cierpię koszykówki - odparł - Ale za to bardzo kocham mojego syna.
sobota, 23 października 2010
Paulo Coelho - Jak zostać zapamiętanym
Paulo Coelho - Jak zostać zapamiętanym
W klasztorze Sceta, opat Lucas zebrał braci zakonnych na kazanie.
- Obyście wszyscy zostali zapomnieni.
- Ale dlaczego? - zapytał jeden z braci. - Czy to oznacza, że nigdy nie będziemy przykładem dla kogoś w potrzebie?
- W czasach kiedy wszyscy byli równi sobie, nikt nie zwracał uwagi na ludzi, którzy zachowywali się we wzorowy sposób - odparł opat. - Wszyscy robili to, co było w ich mocy i nigdy nie myśleli, że postępując w ten sposób wypełniają swój obowiązek. Kochali bliźnich, bo rozumieli, że to, co robią, jest częścią życia. Uważali, że są po prostu posłuszni prawom natury. Dzielili się swoim dobytkiem, aby nie nagromadzić więcej niż mogli unieść, ponieważ podróżowali przez całe życie. Żyli razem w wolności, dając i otrzymując, niczego nie żądając od innych i nikogo nie obwiniając. Dlatego o ich czynach nikt nic nie mówi, dlatego nie pozostawili po sobie żadnych opowieści. Gdybyśmy tylko mogli osiągnąć coś takiego obecnie: sprawić, aby dobro było czymś tak często spotykanym, że nie trzeba by było chwalić tych którzy je czynią...
W klasztorze Sceta, opat Lucas zebrał braci zakonnych na kazanie.
- Obyście wszyscy zostali zapomnieni.
- Ale dlaczego? - zapytał jeden z braci. - Czy to oznacza, że nigdy nie będziemy przykładem dla kogoś w potrzebie?
- W czasach kiedy wszyscy byli równi sobie, nikt nie zwracał uwagi na ludzi, którzy zachowywali się we wzorowy sposób - odparł opat. - Wszyscy robili to, co było w ich mocy i nigdy nie myśleli, że postępując w ten sposób wypełniają swój obowiązek. Kochali bliźnich, bo rozumieli, że to, co robią, jest częścią życia. Uważali, że są po prostu posłuszni prawom natury. Dzielili się swoim dobytkiem, aby nie nagromadzić więcej niż mogli unieść, ponieważ podróżowali przez całe życie. Żyli razem w wolności, dając i otrzymując, niczego nie żądając od innych i nikogo nie obwiniając. Dlatego o ich czynach nikt nic nie mówi, dlatego nie pozostawili po sobie żadnych opowieści. Gdybyśmy tylko mogli osiągnąć coś takiego obecnie: sprawić, aby dobro było czymś tak często spotykanym, że nie trzeba by było chwalić tych którzy je czynią...
piątek, 22 października 2010
Przypowieść z morałem - Mistrz życia duchowego
Pewien człowiek wiecznie czuł się przygnębiony trudnościami życia.
Pewnego razu poskarżył się znanemu mistrzowi życia duchowego.
„Nie mogę tak dłużej! Życie stało się nie do zniesienia.”
Mistrz wziął garść popiołu i wrzucił do szklanki z kryształowo czystą wodą do picia, która stała przed nim i rzekł:
„To są twoje cierpienia.”
Woda w szklance zabrudziła się, zmętniała. Mistrz wylał ją.
Mistrz wziął garść popiołu tak jak poprzednim razem i rzucił w morze.
W jednej chwili popiół rozproszył się w morzu, a woda morska pozostała tak samo czysta jak przedtem.
„Widzisz?”zapytał mistrz.
„Każdego ranka musisz zdecydować czy masz być szklanką wody czy morzem.”
Zbyt wiele jest małych serc, zbyt wiele dusz zalęknionych, zbyt wiele zamkniętych umysłów i sparaliżowanych ramion. Najpoważniejszym brakiem naszych czasów jest brak ODWAGI.
Nie chodzi o głupią zuchwałość, nieświadomą pochopność, ale o prawdziwą odwagę, która w obliczu każdego problemu pozwala powiedzieć:„Z pewnością jest jakieś rozwiązanie i będę go szukał i znajdę to rozwiązanie.”
Pewnego razu poskarżył się znanemu mistrzowi życia duchowego.
„Nie mogę tak dłużej! Życie stało się nie do zniesienia.”
Mistrz wziął garść popiołu i wrzucił do szklanki z kryształowo czystą wodą do picia, która stała przed nim i rzekł:
„To są twoje cierpienia.”
Woda w szklance zabrudziła się, zmętniała. Mistrz wylał ją.
Mistrz wziął garść popiołu tak jak poprzednim razem i rzucił w morze.
W jednej chwili popiół rozproszył się w morzu, a woda morska pozostała tak samo czysta jak przedtem.
„Widzisz?”zapytał mistrz.
„Każdego ranka musisz zdecydować czy masz być szklanką wody czy morzem.”
Zbyt wiele jest małych serc, zbyt wiele dusz zalęknionych, zbyt wiele zamkniętych umysłów i sparaliżowanych ramion. Najpoważniejszym brakiem naszych czasów jest brak ODWAGI.
Nie chodzi o głupią zuchwałość, nieświadomą pochopność, ale o prawdziwą odwagę, która w obliczu każdego problemu pozwala powiedzieć:„Z pewnością jest jakieś rozwiązanie i będę go szukał i znajdę to rozwiązanie.”
czwartek, 21 października 2010
Bajka o miłości
BAJKA O MIŁOŚCI
Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy - takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma; a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.
Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu, miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować?
- Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie - odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.
- Niestety nie mogę cię wziąć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej łódce podpłynął Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.
- Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam - odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.
Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...
Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze sobą! - powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.
Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował?
- To był Czas - odpowiedziała Wiedza.
- Czas? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość - odrzekła Wiedza.
Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy - takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma; a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.
Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu, miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować?
- Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie - odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.
- Niestety nie mogę cię wziąć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej łódce podpłynął Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.
- Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam - odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.
Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...
Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze sobą! - powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.
Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował?
- To był Czas - odpowiedziała Wiedza.
- Czas? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość - odrzekła Wiedza.
środa, 20 października 2010
Reaktywacja
Reaktywacja bloga.
Zapraszam też do nowego projektu z najbardziej hardkorowe dowcipy,
moim, subiektywnym oczywiście, zdaniem.
Ważny link:
http://jam-jest-hardkor.blogspot.com
Baw się dobrze :)
pozdr. Zbig
Zapraszam też do nowego projektu z najbardziej hardkorowe dowcipy,
moim, subiektywnym oczywiście, zdaniem.
Ważny link:
http://jam-jest-hardkor.blogspot.com
Baw się dobrze :)
pozdr. Zbig
sobota, 6 marca 2010
Zagadka: Wybierz przywódcę całego świata
Masz wybrać przywódcę dla całego świata. Jest trzech kandydatów:
Kandydat A:
- konsultuje się z astrologiem,
- ma powiązania ze skorumpowanymi politykami,
- ma dwie kochanki,
- nałogowo pali,
- wypija 8 do 10 martini dziennie.
Kandydat B:
- został wyrzucony ze stanowiska dwukrotnie,
- śpi do południa,
- używał opium w szkole,
- wypija ćwiartkę whisky każdego wieczora.
Kandydat C:
- odznaczony bohater wojenny,
- wegetarianin,
- nie pali,
- czasem pije piwo,
- jest monogamista.
Który z kandydatów byłby Twoim ideałem?
----------
Zastanów się i przewiń, odpowiedź poniżej :)
Kandydat A to Franklin Delano Roosevelt
Kandydat B to Winston Churchill
Kandydat C to Adolf Hitler
Hmmm, zakoczona/zaskoczony ;)
Kandydat A:
- konsultuje się z astrologiem,
- ma powiązania ze skorumpowanymi politykami,
- ma dwie kochanki,
- nałogowo pali,
- wypija 8 do 10 martini dziennie.
Kandydat B:
- został wyrzucony ze stanowiska dwukrotnie,
- śpi do południa,
- używał opium w szkole,
- wypija ćwiartkę whisky każdego wieczora.
Kandydat C:
- odznaczony bohater wojenny,
- wegetarianin,
- nie pali,
- czasem pije piwo,
- jest monogamista.
Który z kandydatów byłby Twoim ideałem?
----------
Zastanów się i przewiń, odpowiedź poniżej :)
Kandydat A to Franklin Delano Roosevelt
Kandydat B to Winston Churchill
Kandydat C to Adolf Hitler
Hmmm, zakoczona/zaskoczony ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)