Kauffman Herbert - "Zwycięstwo"
To Ty się chwalisz każdej godziny
Że wdrapiesz się hen tam, na wyżyny,
Pewnego dnia...
Chcesz tylko areny, co ci pozwoli
Pokazać, dokąd dzięki swej woli
zajdziesz, jak wiele wiesz...
Kolejny rok, kolejny rok przeżyłeś,
Jak wiele nowych ścieżek odkryłeś?
Czy wielkie rzeczy przez rok ten robiłeś?
Czas dał ci znowu dwanaście miesięcy...
Czy razy dwanaście twoje ręce
Sięgały odważnie po nowe, po więcej ?
Dlaczego znów cię nie było?
Coś cię nie widać na liście bogaczy.
Czy możesz nam to wytłumaczyć?
Czy los się sprzysiągł przeciwko tobie?
Nie - tyś jak zwykle zupełnie nic nie zrobił!
wtorek, 8 grudnia 2009
środa, 7 października 2009
Dowcip z blogu Korwina-Mikke
Jest sierpień, miasteczko na Lazurowym Wybrzeżu, sezon w pełni - ale
leje,więc puchy.
Wszyscy pozadłużani. Na szczęście do jednego hoteliku przyjeżdża
bogaty Rosjanin. Prosi o pokój. Rzuca na stół 100 $ i idzie go obejrzeć.
Hotelarz chwyta banknot - i natychmiast leci uregulować należność u
dostawcy mięsa, któremu zalega. Ten łapie banknot - i leci zapłacić nim
hodowcy świń,któremu zalega za towar. Ten łapie te 100 $ - i leci
zapłacić dostawcy paszy. Ten z ulgą bierze pieniądze i z tryumfem wręcza
je prostytutce, z której usług korzystał (kryzys!) na kredyt. Ta łapie
pieniądz - i leci
spłacić dług w hoteliku, z którego też korzystała na kredyt..... i w
tym momencie Ruski schodzi z góry, oświadcza, że pokoj mu się nie podoba
- więc bierze swoje 100$ i wyjeżdża.
Zarobku nie ma, ale całe miasteczko jest
oddłużone i z optymizmem patrzy w przyszłość!!!!!!
----
dowcip z blogu Korwina-Mikke. On ma właśnie taki pomysł na kryzys: dodrukować kasę, niech obleci i pospłaca zadłużenie a potem...spalić !!!!! i po kryzysie ;)
pomyślności.
leje,więc puchy.
Wszyscy pozadłużani. Na szczęście do jednego hoteliku przyjeżdża
bogaty Rosjanin. Prosi o pokój. Rzuca na stół 100 $ i idzie go obejrzeć.
Hotelarz chwyta banknot - i natychmiast leci uregulować należność u
dostawcy mięsa, któremu zalega. Ten łapie banknot - i leci zapłacić nim
hodowcy świń,któremu zalega za towar. Ten łapie te 100 $ - i leci
zapłacić dostawcy paszy. Ten z ulgą bierze pieniądze i z tryumfem wręcza
je prostytutce, z której usług korzystał (kryzys!) na kredyt. Ta łapie
pieniądz - i leci
spłacić dług w hoteliku, z którego też korzystała na kredyt..... i w
tym momencie Ruski schodzi z góry, oświadcza, że pokoj mu się nie podoba
- więc bierze swoje 100$ i wyjeżdża.
Zarobku nie ma, ale całe miasteczko jest
oddłużone i z optymizmem patrzy w przyszłość!!!!!!
----
dowcip z blogu Korwina-Mikke. On ma właśnie taki pomysł na kryzys: dodrukować kasę, niech obleci i pospłaca zadłużenie a potem...spalić !!!!! i po kryzysie ;)
pomyślności.
niedziela, 27 września 2009
Przypowieść z morałem - Przyjaciel
Pewnego dnia, był to jeden z pierwszych dni w nowym liceum, zobaczyłem chłopaka z mojej klasy wracającego do domu.
Nazywał się Kyle. Wyglądało na to, że niósł ze sobą wszystkie książki. Pomyślałem sobie :
" Dlaczego ktoś, w piątek, miałby nieść do domu wszystkie swoje książki ? To musi być skończony osioł. "
Miałem sporo planów na ten weekend ( imprezy, mecz futbolowy jutro popołudniu ), więc wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej.
Kiedy szedłem zobaczyłem grupę dzieciaków biegnących w jego stronę. Wpadli na niego, wyrwali mu z rąk wszystkie książki i podstawili nogę, tak że wylądował w kurzu. Jego okulary poleciały w powietrze i zobaczyłem jak wylądowały w trawie około pięciu metrów od niego. Spojrzał w górę i zobaczyłem bezgraniczny smutek w jego oczach.
Moje serce wyrwało się ku niemu, więc podbiegłem do niego, a kiedy czołgał się, rozglądając się wkoło w poszukiwaniu swoich okularów, zobaczyłem w jego oczach łzy. Podałem mu okulary i powiedziałem :
Ci faceci to dupki. Powinno się im dokopać !
Spojrzał na mnie i powiedział :
Hej, dzięki !
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jeden z tych uśmiechów wyrażających prawdziwą wdzięczność. Pomogłem mu pozbierać książki i zapytałem gdzie mieszka.
Okazało się, że mieszka niedaleko mnie, więc zapytałem dlaczego nigdy wcześniej go nie widziałem. Powiedział, że wcześniej chodził do szkoły prywatnej. Nigdy wcześniej nie kolegowałem się z chłopakiem ze szkoły prywatnej. Całą drogę do domu rozmawialiśmy, a ja pomogłem mu nieść książki. Okazało się, że był całkiem fajnym chłopakiem. Zapytałem czy nie chciałby pograć z moimi przyjaciółmi w piłkę. Odpowiedział, że tak. Trzymaliśmy się razem przez cały weekend, a im lepiej poznawałem Kyle'a, tym bardziej go lubiłem. Tak samo myśleli o nim moi przyjaciele.
Nastał poniedziałkowy poranek, a Kyle znów szedł z naręczem swoich książek. Zatrzymałem go i powiedziałem :
Jeśli codziennie będziesz nosił te książki, dorobisz się niezłych muskułów !
Roześmiał się tylko i podał mi połowę książek.
W ciągu następnych czterech lat, Kyle i ja bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Kiedy staliśmy się seniorami, zaczęliśmy myśleć o pójściu na studia. Kyle zdecydował się na Georgetown, a ja wybierałem się do Duke. Wiedziałem, że na zawsze pozostaniemy przyjaciółmi i że ta odległość nigdy nie będzie problemem. On zamierzał zostać lekarzem, a ja chciałem dostać sportowe stypendium.
Kyle miał wygłosić mowę pożegnalną na zakończeniu roku, więc musiał się przygotować. Drażniłem się z nim, mówiąc że jest kujonem. Byłem bardzo zadowolony, że to nie ja będę musiał stanąć na podium i wygłosić mowę. Na zakończeniu roku, zobaczyłem Kyle'a. Wyglądał wspaniale, był jednym z tych facetów, którzy odnaleźli się podczas nauki w szkole. Przybrał na wadze i właściwie, to wyglądał dobrze w okularach. Miał więcej randek niż ja i kochały go wszystkie dziewczyny. Matko, czasami byłem zazdrosny !
Dzisiaj był jeden z tych dni. Widziałem, że denerwował się mową. Więc szturchnąłem go w plecy i powiedziałem :
Hej, wielkoludzie ! Będziesz wspaniały !
Spojrzał na mnie z jednym z tych wyrazów twarzy ( tym wyrażający wdzięczność ) i uśmiechnął się.
Dziękuję – Powiedział.
Kiedy rozpoczął swoją mowę, odchrząknął kilka razy i zaczął :
Zakończenie roku, jest czasem kiedy dziękujemy ludziom, którzy nam pomogli przejść przez te trudne lata. Swoim rodzicom, nauczycielom, rodzeństwu, może trenerom... ale najbardziej swoim przyjaciołom. Chcę wam powiedzieć, że bycie przyjacielem jest najlepszym darem jaki możecie im dać. Zamierzam opowiedzieć wam pewną historię.
Spojrzałem z niedowierzaniem na mojego przyjaciela, kiedy opowiedział o dniu, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Podczas tamtego weekendu zamierzał się zabić. Opowiedział w jaki sposób opróżnił swoją szafkę, żeby jego mama nie musiała później tego robić, i jak niósł swoje rzeczy do domu.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
Dzięki Bogu, zostałem uratowany. Mój przyjaciel uratował mnie przed zrobieniem tej strasznej rzeczy.
Usłyszałem szept rozchodzący się po tłumie, kiedy ten przystojny, popularny chłopak opowiadał o swojej słabości. Zobaczyłem jego mamę i tatę uśmiechających się do mnie w ten sam, pełen wdzięczności sposób. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z jego głębi. Nigdy nie oceniaj zbyt nisko swoich czynów. Jednym drobnym gestem, możesz odmienić życie innej osoby. Na lepsze lub na gorsze.
Bóg stawia nas na czyjejś drodze, abyśmy w jakiś sposób wpłynęli na życie innej osoby. Szukaj Boga w innych.
" Przyjaciele są jak anioły, które stawiają nas na nogi, kiedy nasze skrzydła zapomniały jak się lata ".
Nazywał się Kyle. Wyglądało na to, że niósł ze sobą wszystkie książki. Pomyślałem sobie :
" Dlaczego ktoś, w piątek, miałby nieść do domu wszystkie swoje książki ? To musi być skończony osioł. "
Miałem sporo planów na ten weekend ( imprezy, mecz futbolowy jutro popołudniu ), więc wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej.
Kiedy szedłem zobaczyłem grupę dzieciaków biegnących w jego stronę. Wpadli na niego, wyrwali mu z rąk wszystkie książki i podstawili nogę, tak że wylądował w kurzu. Jego okulary poleciały w powietrze i zobaczyłem jak wylądowały w trawie około pięciu metrów od niego. Spojrzał w górę i zobaczyłem bezgraniczny smutek w jego oczach.
Moje serce wyrwało się ku niemu, więc podbiegłem do niego, a kiedy czołgał się, rozglądając się wkoło w poszukiwaniu swoich okularów, zobaczyłem w jego oczach łzy. Podałem mu okulary i powiedziałem :
Ci faceci to dupki. Powinno się im dokopać !
Spojrzał na mnie i powiedział :
Hej, dzięki !
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jeden z tych uśmiechów wyrażających prawdziwą wdzięczność. Pomogłem mu pozbierać książki i zapytałem gdzie mieszka.
Okazało się, że mieszka niedaleko mnie, więc zapytałem dlaczego nigdy wcześniej go nie widziałem. Powiedział, że wcześniej chodził do szkoły prywatnej. Nigdy wcześniej nie kolegowałem się z chłopakiem ze szkoły prywatnej. Całą drogę do domu rozmawialiśmy, a ja pomogłem mu nieść książki. Okazało się, że był całkiem fajnym chłopakiem. Zapytałem czy nie chciałby pograć z moimi przyjaciółmi w piłkę. Odpowiedział, że tak. Trzymaliśmy się razem przez cały weekend, a im lepiej poznawałem Kyle'a, tym bardziej go lubiłem. Tak samo myśleli o nim moi przyjaciele.
Nastał poniedziałkowy poranek, a Kyle znów szedł z naręczem swoich książek. Zatrzymałem go i powiedziałem :
Jeśli codziennie będziesz nosił te książki, dorobisz się niezłych muskułów !
Roześmiał się tylko i podał mi połowę książek.
W ciągu następnych czterech lat, Kyle i ja bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Kiedy staliśmy się seniorami, zaczęliśmy myśleć o pójściu na studia. Kyle zdecydował się na Georgetown, a ja wybierałem się do Duke. Wiedziałem, że na zawsze pozostaniemy przyjaciółmi i że ta odległość nigdy nie będzie problemem. On zamierzał zostać lekarzem, a ja chciałem dostać sportowe stypendium.
Kyle miał wygłosić mowę pożegnalną na zakończeniu roku, więc musiał się przygotować. Drażniłem się z nim, mówiąc że jest kujonem. Byłem bardzo zadowolony, że to nie ja będę musiał stanąć na podium i wygłosić mowę. Na zakończeniu roku, zobaczyłem Kyle'a. Wyglądał wspaniale, był jednym z tych facetów, którzy odnaleźli się podczas nauki w szkole. Przybrał na wadze i właściwie, to wyglądał dobrze w okularach. Miał więcej randek niż ja i kochały go wszystkie dziewczyny. Matko, czasami byłem zazdrosny !
Dzisiaj był jeden z tych dni. Widziałem, że denerwował się mową. Więc szturchnąłem go w plecy i powiedziałem :
Hej, wielkoludzie ! Będziesz wspaniały !
Spojrzał na mnie z jednym z tych wyrazów twarzy ( tym wyrażający wdzięczność ) i uśmiechnął się.
Dziękuję – Powiedział.
Kiedy rozpoczął swoją mowę, odchrząknął kilka razy i zaczął :
Zakończenie roku, jest czasem kiedy dziękujemy ludziom, którzy nam pomogli przejść przez te trudne lata. Swoim rodzicom, nauczycielom, rodzeństwu, może trenerom... ale najbardziej swoim przyjaciołom. Chcę wam powiedzieć, że bycie przyjacielem jest najlepszym darem jaki możecie im dać. Zamierzam opowiedzieć wam pewną historię.
Spojrzałem z niedowierzaniem na mojego przyjaciela, kiedy opowiedział o dniu, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Podczas tamtego weekendu zamierzał się zabić. Opowiedział w jaki sposób opróżnił swoją szafkę, żeby jego mama nie musiała później tego robić, i jak niósł swoje rzeczy do domu.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
Dzięki Bogu, zostałem uratowany. Mój przyjaciel uratował mnie przed zrobieniem tej strasznej rzeczy.
Usłyszałem szept rozchodzący się po tłumie, kiedy ten przystojny, popularny chłopak opowiadał o swojej słabości. Zobaczyłem jego mamę i tatę uśmiechających się do mnie w ten sam, pełen wdzięczności sposób. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z jego głębi. Nigdy nie oceniaj zbyt nisko swoich czynów. Jednym drobnym gestem, możesz odmienić życie innej osoby. Na lepsze lub na gorsze.
Bóg stawia nas na czyjejś drodze, abyśmy w jakiś sposób wpłynęli na życie innej osoby. Szukaj Boga w innych.
" Przyjaciele są jak anioły, które stawiają nas na nogi, kiedy nasze skrzydła zapomniały jak się lata ".
Etykiety:
anioł,
bajka,
morał,
przyjaciele,
przypowieść
sobota, 26 września 2009
Przypowieść z morałem - Dwa Anioły
Dwa podróżujące anioły zatrzymały się na noc w domu bogatej rodziny. Rodzina była niegrzeczna i odmówiła aniołom nocowania w pokoju dla gości, który znajdował się w ich rezydencji. W zamian za to anioły dostały miejsce w małej, zimnej piwnicy. Po przygotowaniu sobie miejsca do spania na twardej podłodze, starszy anioł zobaczył dziurę w ścianie i naprawił ją. Kiedy młodszy anioł zapytał dlaczego to zrobił, starszy odpowiedział:
"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają."
Następnej nocy anioły przybyły do biednego, ale bardzo gościnnego domu farmera i jego żony, by tam odpocząć. Po tym jak farmer podzielił się, resztą jedzenia jaką miał, pozwolił spać aniołom w ich własnym łóżku, gdzie mogły sobie odpocząć. Kiedy następnego dnia wstało słońce, anioły znalazły farmera i jego żonę zapłakanych. Ich jedyna krowa, której mleko było ich jedynym dochodem, leżała martwa na polu.
Młodszy anioł, był w szoku i zapytał starszego anioła:
"Jak mogłeś do tego dopuścić?".
"Pierwsza rodzina miała wszystko i pomogłeś im" -oskarżył.
"Druga rodzina miała niewiele i dzieliła się tym co miała, a ty pozwoliłeś, żeby ich jedyna krowa zdechła".
"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają" - opowiedział starszy anioł. "Kiedy spędziliśmy noc w piwnicy tej rezydencji, zauważyłem że w tej dziurze w ścianie było schowane złoto. Od czasu kiedy właściciel się dorobił i stał się takim chciwcem niechętnym do tego by dzielić się swoją fortuną, w związku z czym zakleiłem tą dziurę w ścianie, by nie mógł znaleźć złota znajdującego się tam. W noc, która spędziliśmy w domu biednego farmera,Anioł Śmierci przyszedł po jego żonę. W zamian za nią dałem mu ich krowę. RZECZY NIE ZAWSZE SĄ TAKIE NA JAKIE WYGLĄDAJĄ ."
Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i szybko odchodzą...
Niektórzy ludzie stają się naszymi przyjaciółmi i zostają na chwilę... zostawiając piękne ślady w naszych sercach... i nigdy nie będziemy dokładnie tacy sami bo zawarliśmy nowe przyjaźnie!!!
Wczoraj jest historią. Jutro jest tajemnicą. Dziś jest darem.
"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają."
Następnej nocy anioły przybyły do biednego, ale bardzo gościnnego domu farmera i jego żony, by tam odpocząć. Po tym jak farmer podzielił się, resztą jedzenia jaką miał, pozwolił spać aniołom w ich własnym łóżku, gdzie mogły sobie odpocząć. Kiedy następnego dnia wstało słońce, anioły znalazły farmera i jego żonę zapłakanych. Ich jedyna krowa, której mleko było ich jedynym dochodem, leżała martwa na polu.
Młodszy anioł, był w szoku i zapytał starszego anioła:
"Jak mogłeś do tego dopuścić?".
"Pierwsza rodzina miała wszystko i pomogłeś im" -oskarżył.
"Druga rodzina miała niewiele i dzieliła się tym co miała, a ty pozwoliłeś, żeby ich jedyna krowa zdechła".
"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają" - opowiedział starszy anioł. "Kiedy spędziliśmy noc w piwnicy tej rezydencji, zauważyłem że w tej dziurze w ścianie było schowane złoto. Od czasu kiedy właściciel się dorobił i stał się takim chciwcem niechętnym do tego by dzielić się swoją fortuną, w związku z czym zakleiłem tą dziurę w ścianie, by nie mógł znaleźć złota znajdującego się tam. W noc, która spędziliśmy w domu biednego farmera,Anioł Śmierci przyszedł po jego żonę. W zamian za nią dałem mu ich krowę. RZECZY NIE ZAWSZE SĄ TAKIE NA JAKIE WYGLĄDAJĄ ."
Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i szybko odchodzą...
Niektórzy ludzie stają się naszymi przyjaciółmi i zostają na chwilę... zostawiając piękne ślady w naszych sercach... i nigdy nie będziemy dokładnie tacy sami bo zawarliśmy nowe przyjaźnie!!!
Wczoraj jest historią. Jutro jest tajemnicą. Dziś jest darem.
piątek, 25 września 2009
Przypowieść z morałem - Anioł Drugiej Szansy
Gdy Dobry Bóg stworzył już wszystko to co miał do stworzenia na Tym Świecie i zrobił to dokładnie tak jak chciał, odpoczywał w towarzystwie Anioła, podziwiając swe dzieło. Z zadowoleniem przyglądał się Szczęściu, Miłości, Dobru, Pięknu, podobała Mu się Radość i Skromność, Mądrość i Wolna Wola... i Wolna Wola? Tu zamyślił się , zastanowił i przyjrzał uważnie Wolnej Woli. Nie odrywając spojrzenia od niej rzekł do siedzącego obok Anioła:
- Wbrew temu co będą mówili niektórzy zapamiętaj,- jest to Najlepszy Świat... ale ona - wskazał ruchem głowy Wolną Wolę - wygląda tu jak prezent dla Szatana.- skrzywił się - Spójrz! Wodzi na pokuszenie, pozwala na złe uczynki, hmmm... pozwala nawet sprzeciwić się Mojej Woli... Coś z nią zrobić trzeba, ale zrezygnować z niej jednak nie mogę. Jest tu potrzebna.
Trwali tak chwilę w zamyśleniu patrząc na Świat - Najlepszy z Możliwych.
- Dobry Boże, Twoje dzieło tworzenia Świata ukończone już zostało i, jak powiedziałeś słusznie, jest to Najlepszy Świat, bez względu na to co mówią inni. Powiedz więc, czy jeśli cokolwiek zmienisz, Najlepszy Świat nie stanie się wtedy gorszy?
- Prawda to, dlatego też to, co uczynię dla Człowieka, nie będzie należało do jego Świata. Będzie to rzecz z innego świata. Oddzielać go będzie od niej Granica Życia.
- Doprawdy nie pojmuję Twego zamysłu - powiedział spokojnie Anioł, który zdążył się już do tego przyzwyczaić.
Stwórca spojrzał jeszcze raz na Cały Boży Świat i rzekł:
- Jeśli wszystko pozostanie tak jak jest teraz, zbyt wielu ludzi pobłądzi, straci Szczęście i znajdzie swoje miejsce w Piekle.
- Stworzyłeś Panie dla nich Piekło?- zapytał Anioł a zaskoczenie odmieniło jego Anielski wyraz twarzy.
- Nie. Piekła się nie tworzy. Piekło jest głębokim i wiecznym doświadczaniem nieodwracalności Złego. Piekło to świadomość utraconej na zawsze szansy na Szczęście, Dobro i Piękno. Aby Człowieka przed tym uratować powiem ci co uczynisz. Pójdziesz pośród ludzi i każdemu, kto cię o to poprosi, dasz drugą szansę na Życie w Szczęściu. Pomożesz każdemu w tym, by za drugim razem mógł w lepszy sposób przeżyć swoje życie. Ale, aby nie był w tym wyrachowany i cyniczny, odbierzesz mu pamięć poprzedniego życia. Nie pozbawiaj go jednak szansy na unikanie błędów uprzednio popełnionych. Posłuż się w tym celu Sercem Człowieka. Pozostawisz w Nim okruchy pamięci poprzedniego życia. Dlatego Serce najlepiej będzie wiedziało jak korzystać z Wolnej Woli i jakich w życiu dokonywać wyborów. Pamiętaj jednak, że każdy człowiek może skorzystać tylko raz z twojej pomocy... Aniele Drugiej Szansy.
Tak powiedział Dobry Bóg i tak się stało... jak zawsze zresztą.
I odszedł tedy Anioł Drugiej Szansy czynić to co mu przykazano.
Gdzieś na Świecie, w małym pokoiku, prawie nikomu nie znany Stary Człowiek, zbliża się do Granicy Życia Swego. Życia Zwykłego, bo jest, jak to mówią, Dobrym Zwykłym Człowiekiem. Nikomu nie wyrządza krzywdy, zawsze kieruje się "zdrowymi" zasadami, nie czyni zła i nie pozwala go czynić sobie. Życie przeżył "poprawnie" i nawet "dostatecznie dobrze", ale nie jest szczęśliwy?
Stary przeczuwa już, że jego Życie zbliża się do Wielkiego Końca, robi w pamięci bilans życia... i tak jak się spodziewał, nie wypadł on "in plus". Przypomniał sobie wszystkie zmarnowane szanse na szczęśliwe życie, niezrealizowane marzenia odkładane później, ciągłe rozpamiętywanie strat i szkód, chwile szczęśliwości, które przeminęły nie pozostawiając w duszy nic, niewłaściwe wybory, pomijanie piękna. Ludzie, których mógł uczynić szczęśliwymi tworzyli na jego liście długą kolejkę, tych szczęśliwych było zadziwiająco mało. Wszystko to przygnębiło go bardzo i skłoniło do smutnych rozmyślań.
- Życie powinno się przeżyć najlepiej jak to możliwe, najwspanialej, najpełniej - pomyślał i zdumiała go prostota tej prawdy - i wcale nie chodzi o szaleństwo czerpania całymi garściami, ani o ciągłe wygrywanie, ani o życie na wysokim poziomie. Chodzi o życie zgodne z zasadami miłości, dobra, piękna... poszukując tego i dbając o to, gdy już zostanie znalezione, żyjemy prawdziwie szczęśliwie. I właśnie teraz, gdy pojąłem jak powinno się żyć, przychodzi mi odejść, a życie zakończyć.
Po tych słowach wielki smutek wtargnął w głąb serca Człowieka i pozostałby tam pewnie na zawsze, gdyby nie pojawił się przed nim, w świetle Nadziei i Miłości, Anioł. Zbliżył się Anioł do niego, a sama obecność Anioła nadzieją zalała serce Starego Człowieka. Wtedy Serce poznało, że Anioł ten to Anioł Drugiej Szansy.
- Daj mi jaszcze czas, bym mógł poprawić swoje życie.- poprosił Anioła ośmielony jego łagodnym spojrzeniem - Pozwól mi naprawić wszystkie moje błędy, kierując się tym razem głosem serca. Serca, którego przyznaję, do tej pory nie słuchałem, którego głos lekceważyłem, którego rady odkładałem "na później".
Anioł nie odpowiedział, zamyślił się, spoważniał, a w spojrzeniu pojawił się smutek.
Wydawało się Staremu Człowiekowi, że nigdy nie nadejdzie odpowiedź, aż wreszcie Anioł rzekł:
- Słyszałeś w sobie głos Mądrego Serca a nie słuchałeś Go. Serca, które do ciebie krzyczało, przez ciebie płakało i wyrywało się do spraw i rzeczy ważnych, ale nie traktowałeś tego poważnie. Ośmieszałeś Serca głos. Ja już dla ciebie nic zrobić nie mogę.
- Przecież jesteś Aniołem Drugiej Szansy - obudziło się w Starym pragnienie przeżycia Szczęścia - przyjdź później, przecież każdemu trzeba dać szansę, pozwól mi spróbować życia po raz drugi.
- Ale my dziś właśnie spotykamy się po raz drugi... Słyszałeś Głos Mądrego Serca, a to znaczy, że życie, które dziś kończysz było twoja ostatnią szansą na szczęście. Nie wykorzystałeś jej.
I zrozumiał Stary Człowiek jak boli świadomość utraconej szansy na Szczęście, Dobro i Piękno.
I odszedł tedy Anioł Drugiej Szansy czynić innym dokładnie to co mu przykazano.
Gniazdo emanuje z Ciebie jakaś niesamowita sił i dobro..... to miłe
życzę z całego serca aby wszystko poukładało się jak najlepiej dla Ciebie..........wiem ,że tak wrażliwej i ciepłej osobie na pewno się uda
Pozdrawiam wszystkich ...........
- Wbrew temu co będą mówili niektórzy zapamiętaj,- jest to Najlepszy Świat... ale ona - wskazał ruchem głowy Wolną Wolę - wygląda tu jak prezent dla Szatana.- skrzywił się - Spójrz! Wodzi na pokuszenie, pozwala na złe uczynki, hmmm... pozwala nawet sprzeciwić się Mojej Woli... Coś z nią zrobić trzeba, ale zrezygnować z niej jednak nie mogę. Jest tu potrzebna.
Trwali tak chwilę w zamyśleniu patrząc na Świat - Najlepszy z Możliwych.
- Dobry Boże, Twoje dzieło tworzenia Świata ukończone już zostało i, jak powiedziałeś słusznie, jest to Najlepszy Świat, bez względu na to co mówią inni. Powiedz więc, czy jeśli cokolwiek zmienisz, Najlepszy Świat nie stanie się wtedy gorszy?
- Prawda to, dlatego też to, co uczynię dla Człowieka, nie będzie należało do jego Świata. Będzie to rzecz z innego świata. Oddzielać go będzie od niej Granica Życia.
- Doprawdy nie pojmuję Twego zamysłu - powiedział spokojnie Anioł, który zdążył się już do tego przyzwyczaić.
Stwórca spojrzał jeszcze raz na Cały Boży Świat i rzekł:
- Jeśli wszystko pozostanie tak jak jest teraz, zbyt wielu ludzi pobłądzi, straci Szczęście i znajdzie swoje miejsce w Piekle.
- Stworzyłeś Panie dla nich Piekło?- zapytał Anioł a zaskoczenie odmieniło jego Anielski wyraz twarzy.
- Nie. Piekła się nie tworzy. Piekło jest głębokim i wiecznym doświadczaniem nieodwracalności Złego. Piekło to świadomość utraconej na zawsze szansy na Szczęście, Dobro i Piękno. Aby Człowieka przed tym uratować powiem ci co uczynisz. Pójdziesz pośród ludzi i każdemu, kto cię o to poprosi, dasz drugą szansę na Życie w Szczęściu. Pomożesz każdemu w tym, by za drugim razem mógł w lepszy sposób przeżyć swoje życie. Ale, aby nie był w tym wyrachowany i cyniczny, odbierzesz mu pamięć poprzedniego życia. Nie pozbawiaj go jednak szansy na unikanie błędów uprzednio popełnionych. Posłuż się w tym celu Sercem Człowieka. Pozostawisz w Nim okruchy pamięci poprzedniego życia. Dlatego Serce najlepiej będzie wiedziało jak korzystać z Wolnej Woli i jakich w życiu dokonywać wyborów. Pamiętaj jednak, że każdy człowiek może skorzystać tylko raz z twojej pomocy... Aniele Drugiej Szansy.
Tak powiedział Dobry Bóg i tak się stało... jak zawsze zresztą.
I odszedł tedy Anioł Drugiej Szansy czynić to co mu przykazano.
Gdzieś na Świecie, w małym pokoiku, prawie nikomu nie znany Stary Człowiek, zbliża się do Granicy Życia Swego. Życia Zwykłego, bo jest, jak to mówią, Dobrym Zwykłym Człowiekiem. Nikomu nie wyrządza krzywdy, zawsze kieruje się "zdrowymi" zasadami, nie czyni zła i nie pozwala go czynić sobie. Życie przeżył "poprawnie" i nawet "dostatecznie dobrze", ale nie jest szczęśliwy?
Stary przeczuwa już, że jego Życie zbliża się do Wielkiego Końca, robi w pamięci bilans życia... i tak jak się spodziewał, nie wypadł on "in plus". Przypomniał sobie wszystkie zmarnowane szanse na szczęśliwe życie, niezrealizowane marzenia odkładane później, ciągłe rozpamiętywanie strat i szkód, chwile szczęśliwości, które przeminęły nie pozostawiając w duszy nic, niewłaściwe wybory, pomijanie piękna. Ludzie, których mógł uczynić szczęśliwymi tworzyli na jego liście długą kolejkę, tych szczęśliwych było zadziwiająco mało. Wszystko to przygnębiło go bardzo i skłoniło do smutnych rozmyślań.
- Życie powinno się przeżyć najlepiej jak to możliwe, najwspanialej, najpełniej - pomyślał i zdumiała go prostota tej prawdy - i wcale nie chodzi o szaleństwo czerpania całymi garściami, ani o ciągłe wygrywanie, ani o życie na wysokim poziomie. Chodzi o życie zgodne z zasadami miłości, dobra, piękna... poszukując tego i dbając o to, gdy już zostanie znalezione, żyjemy prawdziwie szczęśliwie. I właśnie teraz, gdy pojąłem jak powinno się żyć, przychodzi mi odejść, a życie zakończyć.
Po tych słowach wielki smutek wtargnął w głąb serca Człowieka i pozostałby tam pewnie na zawsze, gdyby nie pojawił się przed nim, w świetle Nadziei i Miłości, Anioł. Zbliżył się Anioł do niego, a sama obecność Anioła nadzieją zalała serce Starego Człowieka. Wtedy Serce poznało, że Anioł ten to Anioł Drugiej Szansy.
- Daj mi jaszcze czas, bym mógł poprawić swoje życie.- poprosił Anioła ośmielony jego łagodnym spojrzeniem - Pozwól mi naprawić wszystkie moje błędy, kierując się tym razem głosem serca. Serca, którego przyznaję, do tej pory nie słuchałem, którego głos lekceważyłem, którego rady odkładałem "na później".
Anioł nie odpowiedział, zamyślił się, spoważniał, a w spojrzeniu pojawił się smutek.
Wydawało się Staremu Człowiekowi, że nigdy nie nadejdzie odpowiedź, aż wreszcie Anioł rzekł:
- Słyszałeś w sobie głos Mądrego Serca a nie słuchałeś Go. Serca, które do ciebie krzyczało, przez ciebie płakało i wyrywało się do spraw i rzeczy ważnych, ale nie traktowałeś tego poważnie. Ośmieszałeś Serca głos. Ja już dla ciebie nic zrobić nie mogę.
- Przecież jesteś Aniołem Drugiej Szansy - obudziło się w Starym pragnienie przeżycia Szczęścia - przyjdź później, przecież każdemu trzeba dać szansę, pozwól mi spróbować życia po raz drugi.
- Ale my dziś właśnie spotykamy się po raz drugi... Słyszałeś Głos Mądrego Serca, a to znaczy, że życie, które dziś kończysz było twoja ostatnią szansą na szczęście. Nie wykorzystałeś jej.
I zrozumiał Stary Człowiek jak boli świadomość utraconej szansy na Szczęście, Dobro i Piękno.
I odszedł tedy Anioł Drugiej Szansy czynić innym dokładnie to co mu przykazano.
Gniazdo emanuje z Ciebie jakaś niesamowita sił i dobro..... to miłe
życzę z całego serca aby wszystko poukładało się jak najlepiej dla Ciebie..........wiem ,że tak wrażliwej i ciepłej osobie na pewno się uda
Pozdrawiam wszystkich ...........
czwartek, 24 września 2009
John Magnolia - Gwiazda
...pewien chłopczyk patrząc w gwiazdy rozpłakał się rzewnie.
...jedna z gwiazd spytała wtedy:
-maluszku,dlaczego płaczesz?
chłopczyk odparł:
-jesteś tak daleko...nigdy nie zdołam cię dotknąć...
odrzekła mu gwiazda:
-przyjacielu...gdyby nie było mnie w twoim sercu, nie mógłbyś mnie nawet dostrzec...
...jedna z gwiazd spytała wtedy:
-maluszku,dlaczego płaczesz?
chłopczyk odparł:
-jesteś tak daleko...nigdy nie zdołam cię dotknąć...
odrzekła mu gwiazda:
-przyjacielu...gdyby nie było mnie w twoim sercu, nie mógłbyś mnie nawet dostrzec...
środa, 23 września 2009
James Patterson - Fragment książki "Pamiętnik pisany miłością"
Wyobraź sobie, że życie jest grą, podczas której żonglujesz pięcioma piłeczkami. Są to: praca, rodzina, zdrowie, przyjaciele i uczciwość. Przez cały czas starasz się utrzymać je wszystkie w powietrzu. Nagle pewnego dnia dochodzisz do wniosku, że praca to piłka z gumy. Nawet jeżeli ją upuścisz, odbije się i wróci. Pozostałe cztery - rodzina, zdrowie, przyjaciele i uczciwość - zostały wykonane ze szkła. Gdy któraś z nich upadnie, nieodwracalnie porysuje się, pęknie lub, co gorsza, może się nawet rozbić.
Dopiero gdy człowiek zrozumie naukę płynącą z opowiastki o pięciu piłeczkach, może zacząć pracować nad zachowaniem w życiu niezbędnej równowagi.
Dopiero gdy człowiek zrozumie naukę płynącą z opowiastki o pięciu piłeczkach, może zacząć pracować nad zachowaniem w życiu niezbędnej równowagi.
Etykiety:
James Patterson,
miłość,
praca,
przyjaciele,
rodzina,
równowaga,
uczciwość,
zdrowie
Bruno Ferrero - Pocieszenie
Pocieszenie
Mała dziewczynka wróciła do domu od sąsiadki, której ośmioletnia córeczka niedawno tragicznie zmarła.
- Po co tam chodziłaś? - spytał ojciec.
- Żeby pocieszyć tę biedna panią.
- Jesteś przecież taka malutka, w jaki sposób mogłaś ją pocieszyć?
- Usiadłam jej na kolanach i płakałam razem z nią.
Jeśli obok Ciebie jest ktoś cierpiący, płacz razem z nim. Jeżeli jest ktoś szczęśliwy, śmiej się wraz z nim.
Miłość patrzy i widzi, nasłuch*je i słyszy.
Kochać to uczestniczyć - całkowicie
- całym swym jestestwem.
Kto kocha, ten odkrywa w sobie nieskończone
pokłady pocieszenia i chęci współuczestniczenia
w dobrych i złych przeżyciach.
Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem:
możemy latać tylko wtedy, gdy obejmiemy drugiego człowieka.
Mała dziewczynka wróciła do domu od sąsiadki, której ośmioletnia córeczka niedawno tragicznie zmarła.
- Po co tam chodziłaś? - spytał ojciec.
- Żeby pocieszyć tę biedna panią.
- Jesteś przecież taka malutka, w jaki sposób mogłaś ją pocieszyć?
- Usiadłam jej na kolanach i płakałam razem z nią.
Jeśli obok Ciebie jest ktoś cierpiący, płacz razem z nim. Jeżeli jest ktoś szczęśliwy, śmiej się wraz z nim.
Miłość patrzy i widzi, nasłuch*je i słyszy.
Kochać to uczestniczyć - całkowicie
- całym swym jestestwem.
Kto kocha, ten odkrywa w sobie nieskończone
pokłady pocieszenia i chęci współuczestniczenia
w dobrych i złych przeżyciach.
Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem:
możemy latać tylko wtedy, gdy obejmiemy drugiego człowieka.
Bruno Ferrero - Przyjęcie w zamku
Głos kasztelańskiego herolda, który odczytywał na placu obwieszczenie, obudził wieś położoną u podnóża zamku.
- Nasz umiłowany pan zaprasza wszystkich swoich dobrych i wiernych poddanych do udziału w przyjęciu, wydanym z okazji swoich urodzin. Każdy otrzyma miłą niespodziankę. Pan prosi jednak wszystkich o małą przysługę: osoby, które wezmą udział w przyjęciu, niech przyniosą ze sobą trochę wody, aby uzupełnić kończące się rezerwy zamkowe...
Herold powtórzył kilkakrotnie to obwieszczenie, potem odwrócił się i pod eskortą powrócił do zamku. We wsi w przeróżny sposób komentowano zaproszenie.
- Och! To zawsze tan sam tyran! Ma wystarczająco wielu służących, by uzupełnić zbiornik... Ja zaniosę szklankę wody i to wystarczy!
- Ależ nie! Był zawsze dobry i szczodry! Ja przyniosę baryłkę!
- A ja... naparstek wody!
- Ja beczkę!
Rano, w dniu przyjęcia, można było zobaczyć dziwny orszak zdążający do zamku. Niektórzy pchali wysiłkiem potężne beczki lub nieśli, sapiąc, wielkie wiadra pełne wody. Inni, wyśmiewając się ze współtowarzyszy drogi, nieśli małe karafki albo szklanki na tacy.
Orszak ten wszedł na podwórzec zamkowy. Każdy opróżniał swój pojemnik w dużym basenie, ustawiał go w kącie i podążał do sali bankietowej.
Pieczyste dania i napoje, tańce i śpiewy przeplatały się bez przerwy. Wreszcie pod wieczór pan zamku podziękował wszystkim w uprzejmych słowach na przybycie i powrócił do swych apartamentów.
- A przyrzeczona niespodzianka? - szemrali niektórzy niezadowoleni i rozczarowani.
Innych przepełniała radość:
- Nasz pan zorganizował dla nas wspaniałą uroczystość! - mówili.
Każdy przed powrotem do domu udał się po swój pojemnik. Dało się słyszeć krzyki, które gwałtownie się nasilały. Były to okrzyki radości i złości.
Pojemniki zostały napełnione aż po brzegi złotymi monetami!
"Ach! Gdybym przyniósł więcej wody..."
Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie. (Łk 6,38)
- Nasz umiłowany pan zaprasza wszystkich swoich dobrych i wiernych poddanych do udziału w przyjęciu, wydanym z okazji swoich urodzin. Każdy otrzyma miłą niespodziankę. Pan prosi jednak wszystkich o małą przysługę: osoby, które wezmą udział w przyjęciu, niech przyniosą ze sobą trochę wody, aby uzupełnić kończące się rezerwy zamkowe...
Herold powtórzył kilkakrotnie to obwieszczenie, potem odwrócił się i pod eskortą powrócił do zamku. We wsi w przeróżny sposób komentowano zaproszenie.
- Och! To zawsze tan sam tyran! Ma wystarczająco wielu służących, by uzupełnić zbiornik... Ja zaniosę szklankę wody i to wystarczy!
- Ależ nie! Był zawsze dobry i szczodry! Ja przyniosę baryłkę!
- A ja... naparstek wody!
- Ja beczkę!
Rano, w dniu przyjęcia, można było zobaczyć dziwny orszak zdążający do zamku. Niektórzy pchali wysiłkiem potężne beczki lub nieśli, sapiąc, wielkie wiadra pełne wody. Inni, wyśmiewając się ze współtowarzyszy drogi, nieśli małe karafki albo szklanki na tacy.
Orszak ten wszedł na podwórzec zamkowy. Każdy opróżniał swój pojemnik w dużym basenie, ustawiał go w kącie i podążał do sali bankietowej.
Pieczyste dania i napoje, tańce i śpiewy przeplatały się bez przerwy. Wreszcie pod wieczór pan zamku podziękował wszystkim w uprzejmych słowach na przybycie i powrócił do swych apartamentów.
- A przyrzeczona niespodzianka? - szemrali niektórzy niezadowoleni i rozczarowani.
Innych przepełniała radość:
- Nasz pan zorganizował dla nas wspaniałą uroczystość! - mówili.
Każdy przed powrotem do domu udał się po swój pojemnik. Dało się słyszeć krzyki, które gwałtownie się nasilały. Były to okrzyki radości i złości.
Pojemniki zostały napełnione aż po brzegi złotymi monetami!
"Ach! Gdybym przyniósł więcej wody..."
Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie. (Łk 6,38)
wtorek, 22 września 2009
Życie to podróż w nieznane...
Życie nie jest niczym innym jak podróżą pociągiem: składającą się z wsiadania i wysiadania, naszpikowanym wypadkami, przyjemnymi niespodziankami oraz głębokimi smutkami.
Rodząc się, wsiadamy do pociągu i znajdujemy tam osoby, z którymi myślimy być zawsze podczas naszej podróży: naszych rodziców. Niestety, prawda jest inna. Oni wysiadają na jakiejś stacji pozbawiając nas swojej czułości, przyjaźni i niezastąpionego towarzystwa. Jednak to nie przeszkadza, by wsiadły inne osoby, które staną się dla nas bardzo szczególne.
Przybywają nasi bracia, przyjaciele i cudowne miłości.
Wśród osób, które jadą tym pociągiem, będą takie, które robią sobie zwykłą przejażdżkę, takie, które wywołują w podróży tylko smutek... oraz takie, które krążąc po pociągu będą zawsze gotowe do pomocy potrzebującym.
Wielu wysiadając pozostawi ciągłą tęsknotę... inni przejdą tak niezauważenie, że nie zdamy sobie sprawy, że zwolnili miejsce.
Ciekawe jest, że niektórzy pasażerowie, którzy są przez nas najbardziej ukochani, zajmą miejsca w wagonach najbardziej oddalonych od naszego. Dlatego będziemy musieli przebyć drogę oddzielnie, bez nich. Oczywiście, nic nam nie przeszkadza, by w trakcie podróży porozglądać się - choć z trudnością - po naszym wagonie i dotrzeć do nich... Ale niestety, nie będziemy już mogli usiąść przy ich boku, ponieważ miejsce to będzie już zajęte przez inną osobę.
Nieważne; ta podróż właśnie tak wygląda: pełna wyzwań, marzeń, fantazji, oczekiwań i pożegnań... Ale nigdy powrotów.
A zatem, odbądźmy naszą podróż w możliwie najlepszy sposób. Próbujmy zawierać znajmomości z każdym pasażerem szukając w każdym z nich ich najlepszych cech. Pamiętajmy, że zawsze w jakiejś chwili w podróży oni mogą bełkotać i prawdobodobnie będziemy musieli ich zrozumieć... Ponieważ nam również wiele razy będzie plątać się język i będzie ktoś, kto nas zrozumie.
Wielka tajemnica na końcu polega na tym, że nigdy nie będziemy wiedzieć na jakiej stacji wysiadamy, ani gdzie wysiądą nasi towarzysze, ani nawet ten, który zajmuje miejsce przy naszym boku.
Zastanawiam się, czy kiedy wysiądę z pociągu, poczuję nostalgię... Wierzę, że tak. Oddzielić się od niektórych przyjaciół, z którymi odbywałem podróż będzie bolesne. Pozwolić, by moje dzieci pozostały same, będzie bardzo smutne. Ale chwytam się nadziei, że kiedyś przybędę na stację główną i zobaczę jak przybywają z bagażem, którego nie posiadali przy wsiadaniu. Uszczęśliwi mnie myśl, że współpracowałem przy tym, by ich bagaż rósł i stawał się bardziej wartościowy.
Mój przyjacielu, sprawmy, by nasz pobyt w tym pociągu był spokojny i wart starań. Róbmy tak, by gdy nadejdzie chwila wysiadania, na naszym pustym miejscu pozostała tęsknota i miłe wspomnienia dla tych, co kontyuują podróż. Tobie, gdyż jesteś częścią mojego pociągu, życzę...
Szczęśliwej podróży Kochani !!!
Rodząc się, wsiadamy do pociągu i znajdujemy tam osoby, z którymi myślimy być zawsze podczas naszej podróży: naszych rodziców. Niestety, prawda jest inna. Oni wysiadają na jakiejś stacji pozbawiając nas swojej czułości, przyjaźni i niezastąpionego towarzystwa. Jednak to nie przeszkadza, by wsiadły inne osoby, które staną się dla nas bardzo szczególne.
Przybywają nasi bracia, przyjaciele i cudowne miłości.
Wśród osób, które jadą tym pociągiem, będą takie, które robią sobie zwykłą przejażdżkę, takie, które wywołują w podróży tylko smutek... oraz takie, które krążąc po pociągu będą zawsze gotowe do pomocy potrzebującym.
Wielu wysiadając pozostawi ciągłą tęsknotę... inni przejdą tak niezauważenie, że nie zdamy sobie sprawy, że zwolnili miejsce.
Ciekawe jest, że niektórzy pasażerowie, którzy są przez nas najbardziej ukochani, zajmą miejsca w wagonach najbardziej oddalonych od naszego. Dlatego będziemy musieli przebyć drogę oddzielnie, bez nich. Oczywiście, nic nam nie przeszkadza, by w trakcie podróży porozglądać się - choć z trudnością - po naszym wagonie i dotrzeć do nich... Ale niestety, nie będziemy już mogli usiąść przy ich boku, ponieważ miejsce to będzie już zajęte przez inną osobę.
Nieważne; ta podróż właśnie tak wygląda: pełna wyzwań, marzeń, fantazji, oczekiwań i pożegnań... Ale nigdy powrotów.
A zatem, odbądźmy naszą podróż w możliwie najlepszy sposób. Próbujmy zawierać znajmomości z każdym pasażerem szukając w każdym z nich ich najlepszych cech. Pamiętajmy, że zawsze w jakiejś chwili w podróży oni mogą bełkotać i prawdobodobnie będziemy musieli ich zrozumieć... Ponieważ nam również wiele razy będzie plątać się język i będzie ktoś, kto nas zrozumie.
Wielka tajemnica na końcu polega na tym, że nigdy nie będziemy wiedzieć na jakiej stacji wysiadamy, ani gdzie wysiądą nasi towarzysze, ani nawet ten, który zajmuje miejsce przy naszym boku.
Zastanawiam się, czy kiedy wysiądę z pociągu, poczuję nostalgię... Wierzę, że tak. Oddzielić się od niektórych przyjaciół, z którymi odbywałem podróż będzie bolesne. Pozwolić, by moje dzieci pozostały same, będzie bardzo smutne. Ale chwytam się nadziei, że kiedyś przybędę na stację główną i zobaczę jak przybywają z bagażem, którego nie posiadali przy wsiadaniu. Uszczęśliwi mnie myśl, że współpracowałem przy tym, by ich bagaż rósł i stawał się bardziej wartościowy.
Mój przyjacielu, sprawmy, by nasz pobyt w tym pociągu był spokojny i wart starań. Róbmy tak, by gdy nadejdzie chwila wysiadania, na naszym pustym miejscu pozostała tęsknota i miłe wspomnienia dla tych, co kontyuują podróż. Tobie, gdyż jesteś częścią mojego pociągu, życzę...
Szczęśliwej podróży Kochani !!!
poniedziałek, 21 września 2009
Przypowieść z morałem - Gwoździe w płocie
Był sobie pewnego razu chłopiec o złym charakterze. Jego ojciec dał mu woreczek gwoździ i kazał wbijać po jednym w płot okalający ogród, za każdym razem, kiedy chłopiec straci cierpliwość i się z kimś pokłóci
Pierwszego dnia chłopiec wbił w płot 37 gwoździ. W następnych tygodniach nauczył się panować nad sobą i liczba wbijanych gwoździ malała z dnia na dzień – odkrył, że łatwiej jest panować nad sobą niż wbijać gwoździe.
Wreszcie nadszedł dzień, w którym chłopiec nie wbił w płot żadnego gwoździa. Poszedł więc do ojca i powiedział mu o tym. Wtedy ojciec kazał mu wyciągać z płotu jeden gwóźdź każdego dnia, kiedy nie straci cierpliwości i nie pokłóci się z nikim.
Mijały dni i w końcu chłopiec mógł powiedzieć ojcu, że wyciągnął z płotu wszystkie gwoździe. Ojciec zaprowadził chłopca do płotu i powiedział: – Synu, zachowałeś się dobrze, ale spójrz, ile w płocie jest dziur. Płot nigdy już nie będzie taki, jak dawniej. Kiedy się z kimś kłócisz i mówisz mu coś brzydkiego, zostawiasz w nim ranę taką, jak w płocie. Możesz wbić człowiekowi nóż, a potem go wyjąć, ale rana pozostanie. Nieważne, ile razy będziesz przepraszał, rana pozostanie. Rana słowna boli tak samo jak fizyczna...
Pierwszego dnia chłopiec wbił w płot 37 gwoździ. W następnych tygodniach nauczył się panować nad sobą i liczba wbijanych gwoździ malała z dnia na dzień – odkrył, że łatwiej jest panować nad sobą niż wbijać gwoździe.
Wreszcie nadszedł dzień, w którym chłopiec nie wbił w płot żadnego gwoździa. Poszedł więc do ojca i powiedział mu o tym. Wtedy ojciec kazał mu wyciągać z płotu jeden gwóźdź każdego dnia, kiedy nie straci cierpliwości i nie pokłóci się z nikim.
Mijały dni i w końcu chłopiec mógł powiedzieć ojcu, że wyciągnął z płotu wszystkie gwoździe. Ojciec zaprowadził chłopca do płotu i powiedział: – Synu, zachowałeś się dobrze, ale spójrz, ile w płocie jest dziur. Płot nigdy już nie będzie taki, jak dawniej. Kiedy się z kimś kłócisz i mówisz mu coś brzydkiego, zostawiasz w nim ranę taką, jak w płocie. Możesz wbić człowiekowi nóż, a potem go wyjąć, ale rana pozostanie. Nieważne, ile razy będziesz przepraszał, rana pozostanie. Rana słowna boli tak samo jak fizyczna...
niedziela, 20 września 2009
Bruno Ferrero - Najpiękniejsze serce
Pewien młodzieniec chwalił się że ma najpiękniejsze serce w dolinie. Chwalił się nim na rynku i zebrał się ogromny tłum by je podziwiać bowiem było w swym kształcie perfekcyjne. Nie miało żadnej skazy, było przepiękne, gładkie i błyszczące. Biło bardzo żywo. Chłopak krzyczał na cały głos że nikt nie ma piękniejszego serca od niego i wszyscy mu potakiwali bowiem jego serce było idealne.
Jednak w pewnym momencie jakiś starzec z tłumu krzyknął:
- Dlaczego twierdzisz że twoje serce jest najpiękniejsze, skoro moje jest o wiele piękniejsze od twojego?
Młodzieniec bardzo się zdziwił słysząc te słowa, a potem spojrzał na serce starca i się zaśmiał. Serce starca biło bardzo żywo, być może nawet żywiej od serca młodzieńca, ale było to serce poorane rozlicznymi bruzdami, serce w którym było wiele brakujących kawałków. Wiele też w nim było kawałków, które do tegoż serca nie pasowały. Było to serce brzydkie które w żaden sposób nie mogło się równać z nieskazitelnym sercem młodzieńca.
Chłopak zapytał się, dlaczego starzec uważa, że jego serce jest piękniejsze, skoro wszyscy widzą, że nie jest ono nawet w części tak piękne, jak jego własne serce. Wtedy starzec rzekł, że w życiu nie zamieniłby tego serca na serce młodzieńca. Powiedział też, aby młodzieniec spojrzał na jego serce i wskazując na blizny rzekł.
- Widzisz te blizny i brakujące kawałki? Nie ma ich tu dlatego, że ofiarowałem je z miłości dla wielu osób, a niesie to ryzyko, bo często się zdarza, że sami ofiarowujemy uczucie dla innych, ale oni nie dają nam nic w zamian. Stąd te blizny, bo choć dałem im cześć swojego serca, oni nie dali mi nic.
Jeśli natomiast spojrzysz uważnie dostrzeżesz, że wiele kawałków do mojego serca niezupełnie pasuje. Są to kawałki serca innych, które oni mi ofiarowali i które znalazły stałe miejsce w moim sercu. Dlatego moje serce jest piękniejsze od twojego.
Natomiast te bruzdy, które widzisz zrobili ludzie nieczuli, ludzie, którzy mnie zranili.
Wtedy młodzieniec spojrzał na starca, zrozumiał i zapłakał. Potem wziął kawałek swojego przepięknego serca i ofiarował go starcowi, a starzec zrobił to samo. Padli sobie w ramiona i rozpłakali się po czym odeszli razem w wielkiej przyjaźni.
Młodzieniec włożył część serca starca do swojego serca, w miejsce brakującego kawałka, który dał starcowi. Ten nowy kawałek pasował tam, choć nie idealnie, co zmąciło doskonałą harmonię serca młodzieńca. Nigdy jednak wcześniej serce młodzieńca nie było tak piękne, jak w tym momencie i młodzieniec dopiero teraz to zrozumiał.
Jednak w pewnym momencie jakiś starzec z tłumu krzyknął:
- Dlaczego twierdzisz że twoje serce jest najpiękniejsze, skoro moje jest o wiele piękniejsze od twojego?
Młodzieniec bardzo się zdziwił słysząc te słowa, a potem spojrzał na serce starca i się zaśmiał. Serce starca biło bardzo żywo, być może nawet żywiej od serca młodzieńca, ale było to serce poorane rozlicznymi bruzdami, serce w którym było wiele brakujących kawałków. Wiele też w nim było kawałków, które do tegoż serca nie pasowały. Było to serce brzydkie które w żaden sposób nie mogło się równać z nieskazitelnym sercem młodzieńca.
Chłopak zapytał się, dlaczego starzec uważa, że jego serce jest piękniejsze, skoro wszyscy widzą, że nie jest ono nawet w części tak piękne, jak jego własne serce. Wtedy starzec rzekł, że w życiu nie zamieniłby tego serca na serce młodzieńca. Powiedział też, aby młodzieniec spojrzał na jego serce i wskazując na blizny rzekł.
- Widzisz te blizny i brakujące kawałki? Nie ma ich tu dlatego, że ofiarowałem je z miłości dla wielu osób, a niesie to ryzyko, bo często się zdarza, że sami ofiarowujemy uczucie dla innych, ale oni nie dają nam nic w zamian. Stąd te blizny, bo choć dałem im cześć swojego serca, oni nie dali mi nic.
Jeśli natomiast spojrzysz uważnie dostrzeżesz, że wiele kawałków do mojego serca niezupełnie pasuje. Są to kawałki serca innych, które oni mi ofiarowali i które znalazły stałe miejsce w moim sercu. Dlatego moje serce jest piękniejsze od twojego.
Natomiast te bruzdy, które widzisz zrobili ludzie nieczuli, ludzie, którzy mnie zranili.
Wtedy młodzieniec spojrzał na starca, zrozumiał i zapłakał. Potem wziął kawałek swojego przepięknego serca i ofiarował go starcowi, a starzec zrobił to samo. Padli sobie w ramiona i rozpłakali się po czym odeszli razem w wielkiej przyjaźni.
Młodzieniec włożył część serca starca do swojego serca, w miejsce brakującego kawałka, który dał starcowi. Ten nowy kawałek pasował tam, choć nie idealnie, co zmąciło doskonałą harmonię serca młodzieńca. Nigdy jednak wcześniej serce młodzieńca nie było tak piękne, jak w tym momencie i młodzieniec dopiero teraz to zrozumiał.
piątek, 18 września 2009
Bajka z morałem - M. Adams - Za darmo
M. Adams - Za darmo
Pewnego wieczoru nasz mały syn wszedł do kuchni, gdzie jego mama właśnie przygotowywała kolację, i wręczył jej zapisaną przez siebie kartkę papieru.
Kiedy mama wytarła w fartuch mokre ręce i wzięła kartkę, przeczytała następujące słowa:
Koszenie trawy - $5.00
Sprzątanie mojego pokoju w tym tygodniu - $1.00
Pójście do sklepu za ciebie - $0.50
Pilnowanie braciszka, kiedy jesteś na zakupach - $0.25
Wynoszenie śmieci - $1.00
Dobre stopnie na półrocze - $5.00
Zmiatanie i grabienie podwórka - $2.00
Razem - $14.75
No cóż, matka popatrzyła na stojącego wyczekująco chłopca i mógłbym przysiąc, że przez głowę przemknęły jej liczne wspomnienia. Następnie wzięła pióro, odwróciła kartkę i napisała na drugiej stronie coś takiego:
Dziewięć miesięcy, podczas których nosiłam cię pod sercem, a ty rosłeś we mnie - za darmo.
Wszystkie noce, gdy czuwałam przy tobie, pielęgnowałam i modliłam się za ciebie - za darmo.
Wszystkie godziny próby i łzy wylane z twojego powodu przez wszystkie lata twojego życia - za darmo.
Kiedy dodasz to wszystko, przekonasz się, że całą moją miłość masz za darmo.
Wszystkie noce wypełnione lękiem i zmartwienia, których się spodziewałam - za darmo.
Zabawki, jedzenie, ubrania i nawet podcieranie nosa - za darmo, mój synku.
A kiedy dodasz to wszystko, przekonasz się, że prawdziwa miłość nie kosztuje nic.
Drodzy przyjaciele, kiedy nasz syn przeczytał napisane przez matkę słowa, w jego oczach pojawiły się wielkie łzy. Popatrzył na nią i powiedział: "Mamusiu, bardzo cię kocham". Potem wziął pióro i wielkimi drukowanymi literami dopisał: "ZAPŁACONO".
Pewnego wieczoru nasz mały syn wszedł do kuchni, gdzie jego mama właśnie przygotowywała kolację, i wręczył jej zapisaną przez siebie kartkę papieru.
Kiedy mama wytarła w fartuch mokre ręce i wzięła kartkę, przeczytała następujące słowa:
Koszenie trawy - $5.00
Sprzątanie mojego pokoju w tym tygodniu - $1.00
Pójście do sklepu za ciebie - $0.50
Pilnowanie braciszka, kiedy jesteś na zakupach - $0.25
Wynoszenie śmieci - $1.00
Dobre stopnie na półrocze - $5.00
Zmiatanie i grabienie podwórka - $2.00
Razem - $14.75
No cóż, matka popatrzyła na stojącego wyczekująco chłopca i mógłbym przysiąc, że przez głowę przemknęły jej liczne wspomnienia. Następnie wzięła pióro, odwróciła kartkę i napisała na drugiej stronie coś takiego:
Dziewięć miesięcy, podczas których nosiłam cię pod sercem, a ty rosłeś we mnie - za darmo.
Wszystkie noce, gdy czuwałam przy tobie, pielęgnowałam i modliłam się za ciebie - za darmo.
Wszystkie godziny próby i łzy wylane z twojego powodu przez wszystkie lata twojego życia - za darmo.
Kiedy dodasz to wszystko, przekonasz się, że całą moją miłość masz za darmo.
Wszystkie noce wypełnione lękiem i zmartwienia, których się spodziewałam - za darmo.
Zabawki, jedzenie, ubrania i nawet podcieranie nosa - za darmo, mój synku.
A kiedy dodasz to wszystko, przekonasz się, że prawdziwa miłość nie kosztuje nic.
Drodzy przyjaciele, kiedy nasz syn przeczytał napisane przez matkę słowa, w jego oczach pojawiły się wielkie łzy. Popatrzył na nią i powiedział: "Mamusiu, bardzo cię kocham". Potem wziął pióro i wielkimi drukowanymi literami dopisał: "ZAPŁACONO".
Etykiety:
bajka,
dziecko,
miłość,
morał,
przypowieść
czwartek, 17 września 2009
Bajka z morałem - Echo
Ojciec z synem chodzili po górach. Nagle chłopiec potknął się i upadł krzycząc:
- Aaach!!!
Ku swemu zdziwieniu usłyszał głos powtarzający gdzieś wśród gór:
- Aaach!!!
Zaciekawiony zapytał:
- Kim jesteś?
W odpowiedzi usłyszał:
- Kim jesteś?
Rozgniewał się i krzyknął:
- Tchórz!
I zaraz usłyszał:
- Tchórz!
Spojrzał na swego ojca i zapytał:
- O co tu chodzi?
Ojciec uśmiechnął się:
- Uważaj, mój synu.
I krzyknął w stronę gór:
- Uwielbiam Cię!
Głos odpowiedział:
- Uwielbiam Cię!
Ponownie człowiek krzyknął:
- Jesteś najlepszy!
Głos odpowiedział:
- Jesteś najlepszy!
Chłopiec nadal nic nie rozumiał. Ojciec wyjaśnił:
- Ludzie nazywają to echem, lecz tak naprawdę takie właśnie jest życie. Oddaje Ci wszystko, co powiedziałeś lub zrobiłeś. Nasze życie jest odbiciem naszego działania. Jeżeli pragniesz więcej miłości na świecie, stwórz więcej miłości w swoim sercu. Jeżeli pragniesz więcej umiejętności i odpowiedzialności w swojej grupie, pogłębiaj własne umiejętności. Wzajemność wkrada się we wszystkie aspekty życia. Życie zwraca Ci wszystko, co w nie włożyłeś. Twoje życie to nie zbieg okoliczności. To odbicie Ciebie samego.
- Aaach!!!
Ku swemu zdziwieniu usłyszał głos powtarzający gdzieś wśród gór:
- Aaach!!!
Zaciekawiony zapytał:
- Kim jesteś?
W odpowiedzi usłyszał:
- Kim jesteś?
Rozgniewał się i krzyknął:
- Tchórz!
I zaraz usłyszał:
- Tchórz!
Spojrzał na swego ojca i zapytał:
- O co tu chodzi?
Ojciec uśmiechnął się:
- Uważaj, mój synu.
I krzyknął w stronę gór:
- Uwielbiam Cię!
Głos odpowiedział:
- Uwielbiam Cię!
Ponownie człowiek krzyknął:
- Jesteś najlepszy!
Głos odpowiedział:
- Jesteś najlepszy!
Chłopiec nadal nic nie rozumiał. Ojciec wyjaśnił:
- Ludzie nazywają to echem, lecz tak naprawdę takie właśnie jest życie. Oddaje Ci wszystko, co powiedziałeś lub zrobiłeś. Nasze życie jest odbiciem naszego działania. Jeżeli pragniesz więcej miłości na świecie, stwórz więcej miłości w swoim sercu. Jeżeli pragniesz więcej umiejętności i odpowiedzialności w swojej grupie, pogłębiaj własne umiejętności. Wzajemność wkrada się we wszystkie aspekty życia. Życie zwraca Ci wszystko, co w nie włożyłeś. Twoje życie to nie zbieg okoliczności. To odbicie Ciebie samego.
środa, 16 września 2009
Bajka z morałem - Kamień mądrej kobiety
Pewna mądra kobieta podczas wędrówki po górach znalazła w strumieniu cenny kamień. Następnego dnia napotkała podróżnika, który był bardzo głodny. Mądra kobieta otworzyła tedy torbę i podzieliła się z nim swoim jedzeniem. Głodny człowiek dostrzegł drogocenny kamień w jej tobołku, zachwycił się nim, po czym zwrócił się do niej z prośbą, by mu go podarowała. Mądra kobieta zrobiła, jak prosił, bez chwili zwłoki.
Podróżnik odszedł, radując się swoim szczęściem. Wiedział, że dostanie za ten klejnot taką furę pieniędzy, że już do końca życia nie będzie musiał martwić się o swoją strawę.
Po kilku dniach powrócił wszakże w to samo miejsce w poszukiwaniu mądrej kobiety. Kiedy ją już odnalazł, zwrócił jej kamień i powiedział:
"Dużo myślałem. Wiem, że ten klejnot jest bardzo wartościowy, ale oddaję ci go w nadziei, że podarujesz mi coś o wiele bardziej cennego. Jeśli możesz, ofiaruj mi tę rzecz, która pozwoliła ci dać mi ten kamień".
Podróżnik odszedł, radując się swoim szczęściem. Wiedział, że dostanie za ten klejnot taką furę pieniędzy, że już do końca życia nie będzie musiał martwić się o swoją strawę.
Po kilku dniach powrócił wszakże w to samo miejsce w poszukiwaniu mądrej kobiety. Kiedy ją już odnalazł, zwrócił jej kamień i powiedział:
"Dużo myślałem. Wiem, że ten klejnot jest bardzo wartościowy, ale oddaję ci go w nadziei, że podarujesz mi coś o wiele bardziej cennego. Jeśli możesz, ofiaruj mi tę rzecz, która pozwoliła ci dać mi ten kamień".
Zatrąb jeśli kochasz Jezusa...
Witam Szanownych Czytelników :)
Dziś pozwoliłem sobie zamieścić tekst z pewnego forum. Nie wiem niestety kto jest jego autorem, a raczej autorką, niemniej ubawił mnie do łez...
------------>8 cut
Któregoś dnia poszłam do miejscowej księgarni katolickiej i ujrzałam
naklejkę na zderzak z napisem: "ZATRĄB, JEŚLI KOCHASZ JEZUSA". Akurat
byłam w szczególnym nastroju, ponieważ właśnie wróciłam ze
wstrząsającego występu chóru, po którym odbyły się gromkie, wspólne
modlitwy więc kupiłam naklejkę i założyłam na zderzak.
Jak dobrze, że to zrobiłam!!!
Co za podniosłe doświadczenie nastąpiło później! Zatrzymałam się
na czerwonych światłach na zatłoczonym skrzyżowaniu i pogrążyłam
się w myślach o Bogu i o tym, jaki jest dobry... Nie zauważyłam, że
światła się zmieniły.
Jak to dobrze, że ktoś również kocha Jezusa, bo gdyby nie
zatrąbił, nie zauważyłabym... a tak odkryłam, że MNÓSTWO ludzi kocha
Jezusa!
Więc gdy tam siedziałam, gość za mną zaczął trąbić, jak oszalały, potem
otworzył okno i krzyknął: " Na miłość boską! Naprzód! Naprzód! Jezu
Chryste, naprzód!"
Jakimże oddanym chwalcą Jezusa był ten człowiek!
Potem każdy zaczął trąbić! Wychyliłam się przez okno i zaczęłam
machać i uśmiechać się do tych wszystkich, pełnych miłości ludzi.
Sama też kilkakrotnie nacisnęłam klakson, by dzielić z nimi tę miłość!
Gdzieś z tyłu musiał być ktoś z Florydy, bo usłyszałam, jak krzyczał coś
o "sunny beach".
Ujrzałam innego człowieka, który w zabawny sposób wymachiwał dłonią, ze
środkowym palcem uniesionym do góry. Gdy zapytałam nastoletniego
wnuka,siedzącego z tyłu, co to może znaczyć, odpowiedział, że to chyba
jest jakiś hawajski znak na szczęście, czy coś takiego. No
cóż, nigdy nie spotkałam nikogo z Hawajów, więc wychyliłam się z okna i
też pokazałam mu hawajski znak na szczęście. Wnuk wybuchnął śmiechem...
Nawet jemu podobało się to religijne doświadczenie!
Paru ludzi było tak ujętych radością tej chwili, że wysiedli z
samochodów i zaczęli iść w moim kierunku. Z pewnością chcieli się
wspólnie pomodlić, lub może zapytać, do jakiego Kościoła należę, ale
właśnie zobaczyłam, że mam zielone światła. Pomachałam więc do
wszystkich sióstr i braci z miłym uśmiechem, po czym przejechałam przez
skrzyżowanie.
Zauważyłam, że tylko mój samochód zdążył to zrobić, bo znowu
zmieniły się światła - i poczułam smutek, że muszę już opuścić tych
ludzi, po okazaniu sobie nawzajem tak pięknej miłości; otworzyłam więc
okno i po raz ostatni pokazałam im wszystkim hawajski znak na
szczęście,a potem odjechałam.
Niech Bogu będzie chwała za tych cudownych ludzi!!!
Dziś pozwoliłem sobie zamieścić tekst z pewnego forum. Nie wiem niestety kto jest jego autorem, a raczej autorką, niemniej ubawił mnie do łez...
------------>8 cut
Któregoś dnia poszłam do miejscowej księgarni katolickiej i ujrzałam
naklejkę na zderzak z napisem: "ZATRĄB, JEŚLI KOCHASZ JEZUSA". Akurat
byłam w szczególnym nastroju, ponieważ właśnie wróciłam ze
wstrząsającego występu chóru, po którym odbyły się gromkie, wspólne
modlitwy więc kupiłam naklejkę i założyłam na zderzak.
Jak dobrze, że to zrobiłam!!!
Co za podniosłe doświadczenie nastąpiło później! Zatrzymałam się
na czerwonych światłach na zatłoczonym skrzyżowaniu i pogrążyłam
się w myślach o Bogu i o tym, jaki jest dobry... Nie zauważyłam, że
światła się zmieniły.
Jak to dobrze, że ktoś również kocha Jezusa, bo gdyby nie
zatrąbił, nie zauważyłabym... a tak odkryłam, że MNÓSTWO ludzi kocha
Jezusa!
Więc gdy tam siedziałam, gość za mną zaczął trąbić, jak oszalały, potem
otworzył okno i krzyknął: " Na miłość boską! Naprzód! Naprzód! Jezu
Chryste, naprzód!"
Jakimże oddanym chwalcą Jezusa był ten człowiek!
Potem każdy zaczął trąbić! Wychyliłam się przez okno i zaczęłam
machać i uśmiechać się do tych wszystkich, pełnych miłości ludzi.
Sama też kilkakrotnie nacisnęłam klakson, by dzielić z nimi tę miłość!
Gdzieś z tyłu musiał być ktoś z Florydy, bo usłyszałam, jak krzyczał coś
o "sunny beach".
Ujrzałam innego człowieka, który w zabawny sposób wymachiwał dłonią, ze
środkowym palcem uniesionym do góry. Gdy zapytałam nastoletniego
wnuka,siedzącego z tyłu, co to może znaczyć, odpowiedział, że to chyba
jest jakiś hawajski znak na szczęście, czy coś takiego. No
cóż, nigdy nie spotkałam nikogo z Hawajów, więc wychyliłam się z okna i
też pokazałam mu hawajski znak na szczęście. Wnuk wybuchnął śmiechem...
Nawet jemu podobało się to religijne doświadczenie!
Paru ludzi było tak ujętych radością tej chwili, że wysiedli z
samochodów i zaczęli iść w moim kierunku. Z pewnością chcieli się
wspólnie pomodlić, lub może zapytać, do jakiego Kościoła należę, ale
właśnie zobaczyłam, że mam zielone światła. Pomachałam więc do
wszystkich sióstr i braci z miłym uśmiechem, po czym przejechałam przez
skrzyżowanie.
Zauważyłam, że tylko mój samochód zdążył to zrobić, bo znowu
zmieniły się światła - i poczułam smutek, że muszę już opuścić tych
ludzi, po okazaniu sobie nawzajem tak pięknej miłości; otworzyłam więc
okno i po raz ostatni pokazałam im wszystkim hawajski znak na
szczęście,a potem odjechałam.
Niech Bogu będzie chwała za tych cudownych ludzi!!!
poniedziałek, 14 września 2009
Bajka o miłości i szaleństwie
BAJKA O MIŁOŚCI I SZALEŃSTWIE
Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot.
I tak:
Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało:
- Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa
- wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.
Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć. Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano. Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego. Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień. Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego drzewa.
Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego. Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą?
Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu. Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć, Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo. Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem. W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania. Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu. Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność. Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.
W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.
Do znalezienia pozostała tylko Miłość. Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik. Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu. Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.
Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot.
I tak:
Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało:
- Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa
- wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.
Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć. Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano. Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego. Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień. Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego drzewa.
Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego. Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą?
Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu. Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć, Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo. Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem. W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania. Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu. Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność. Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.
W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.
Do znalezienia pozostała tylko Miłość. Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik. Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu. Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.
Etykiety:
bajka,
miłość,
morał,
przypowieść,
szaleństwo
niedziela, 13 września 2009
Bajka z morałem - Łańcuch i grzebień
ŁAŃCUCH I GRZEBIEŃ
W pewnym zakątku świata żyło kiedyś dwoje małżonków, których miłość nie przestawała rosnąć od pierwszego dnia ich ślubu. Byli bardzo ubodzy i wiedzieli, że każdy z nich nosił w swoim sercu niezaspokojone pragnienie: on miał w swojej kieszeni złoty zegarek, który otrzymał od swojego ojca. Z całego serca marzył o złotym łańcuszku. Ona posiadała długie, piękne i jasne włosy, a marzyła o perłowym grzebieniu, którym, niby diademem, mogłaby je ozdabiać.
Z biegiem lat mężczyzna coraz bardziej marzył o grzebieniu, kobieta natomiast robiła wszystko, aby móc zdobyć dla męża złoty łańcuszek.
Od długiego czasu wcale o nich nie rozmawiali, ale ich serca nie przestawały myśleć o tym ukrytym marzeniu.
Rano w dziesiątą rocznice ich ślubu, małżonek spostrzegł zbliżającą się w jego stronę uśmiechniętą żonę. Jej głowa była pięknie ostrzyżona i nie posiadała już swoich lśniących i długich włosów.
- Co z nimi zrobiłaś, kochana? - zapytał pełen zdziwienia.
Żona otworzyła swoje ręce, w których migotał złoty łańcuszek.
- Sprzedałam je, aby móc kupić złoty łańcuszek do twojego zegarka.
- Ach, kochanie, co ty zrobiłaś? - powiedział mężczyzna, otwierając dłonie, w których trzymał cudowny perłowy grzebień. - Ja właśnie sprzedałem zegarek, aby ci móc kupić grzebień.
I tak, wpadli sobie w objęcia, szczęśliwi z tego, że mają siebie nawzajem.
W pewnym zakątku świata żyło kiedyś dwoje małżonków, których miłość nie przestawała rosnąć od pierwszego dnia ich ślubu. Byli bardzo ubodzy i wiedzieli, że każdy z nich nosił w swoim sercu niezaspokojone pragnienie: on miał w swojej kieszeni złoty zegarek, który otrzymał od swojego ojca. Z całego serca marzył o złotym łańcuszku. Ona posiadała długie, piękne i jasne włosy, a marzyła o perłowym grzebieniu, którym, niby diademem, mogłaby je ozdabiać.
Z biegiem lat mężczyzna coraz bardziej marzył o grzebieniu, kobieta natomiast robiła wszystko, aby móc zdobyć dla męża złoty łańcuszek.
Od długiego czasu wcale o nich nie rozmawiali, ale ich serca nie przestawały myśleć o tym ukrytym marzeniu.
Rano w dziesiątą rocznice ich ślubu, małżonek spostrzegł zbliżającą się w jego stronę uśmiechniętą żonę. Jej głowa była pięknie ostrzyżona i nie posiadała już swoich lśniących i długich włosów.
- Co z nimi zrobiłaś, kochana? - zapytał pełen zdziwienia.
Żona otworzyła swoje ręce, w których migotał złoty łańcuszek.
- Sprzedałam je, aby móc kupić złoty łańcuszek do twojego zegarka.
- Ach, kochanie, co ty zrobiłaś? - powiedział mężczyzna, otwierając dłonie, w których trzymał cudowny perłowy grzebień. - Ja właśnie sprzedałem zegarek, aby ci móc kupić grzebień.
I tak, wpadli sobie w objęcia, szczęśliwi z tego, że mają siebie nawzajem.
czwartek, 10 września 2009
Bajka z morałem - Dostatek, miłość i sukces
DOSTATEK, MIŁOŚĆ I SUKCES
Pewna kobieta podlewała rośliny w swoim ogrodzie, kiedy zobaczyła trzech staruszków, z wypisanymi na twarzy latami doświadczeń, którzy stali naprzeciw jej ogrodu.
Ona nie znała ich, więc powiedziała:
- Nie wydaje mi się, abym was znała, ale musicie być głodni. Wejdźcie, proszę, do domu i zjedzcie coś.
Oni odpowiedzieli:
- Nie ma w domu męża?
- Nie, odpoczywa, nie ma go w domu.
- W takim razie nie możemy wejść - odpowiedzieli.
Przed zmierzchem, kiedy mąż wrócił do domu, kobieta opowiedziała mu to, co się zdarzyło.
- A więc, skoro wróciłem, zatem poproś ich teraz, aby weszli.
Kobieta wyszła, aby zaprosić trzech mężczyzn do domu.
- Nie możemy wejść wszyscy do domu - wyjaśnili staruszkowie.
- Dlaczego? - chciała się dowiedzieć kobieta.
Jeden z mężczyzn wskazał na pierwszego ze swoich przyjaciół i wyjaśnił:
- On ma na imię "Dostatek".
Następnie wskazał drugiego:
- On ma na imię "Sukces", a ja mam na imię "Miłość". Teraz wróć i zdecyduj razem z Twoim mężem, którego z nas zaprosicie do waszego domu.
Kobieta weszła do domu i opowiedziała swojemu mężowi wszystko, co powiedzieli jej trzej mężczyźni. Ten się ucieszył:
- Jak pięknie!! Zaprosimy Dostatek, aby wszedł i wypełnił nasz dom!!!
Jego żona nie zgadzała się i spytała:
- Mój drogi, dlaczego nie mielibyśmy zaprosić Sukcesu?
Ich córka słuchała tej rozmowy i weszła im w słowo:
- Nie byłoby lepiej, gdybyśmy pozwolili wejść Miłości? W ten sposób nasza rodzina byłaby pełna miłości.
- Posłuchajmy rady naszej córki, powiedział mąż do żony. Pójdź i zaproś Miłość, niech będzie naszym gościem.
Żona wyszła i spytała:
- Który z Was to Miłość? Niech wejdzie, proszę i będzie naszym gościem.
Miłość usiadła na wózku i ruszyła w kierunku domu. Także dwaj pozostali podnieśli się i ruszyli za nią. Trochę zdziwiona kobieta pyta Dostatek i Sukces:
- Zaprosiłam tylko Miłość, dlaczego idziecie także wy?
Oni odpowiedzieli razem:
- Jeżeli zaprosiłabyś Dostatek lub Sukces, pozostali dwaj zostaliby na zewnątrz, ale zaprosiłaś Miłość, a tam gdzie idzie ona, idziemy i my.
TAM GDZIE JEST MIŁOŚĆ JEST TEŻ DOSTATEK I SUKCES
Pewna kobieta podlewała rośliny w swoim ogrodzie, kiedy zobaczyła trzech staruszków, z wypisanymi na twarzy latami doświadczeń, którzy stali naprzeciw jej ogrodu.
Ona nie znała ich, więc powiedziała:
- Nie wydaje mi się, abym was znała, ale musicie być głodni. Wejdźcie, proszę, do domu i zjedzcie coś.
Oni odpowiedzieli:
- Nie ma w domu męża?
- Nie, odpoczywa, nie ma go w domu.
- W takim razie nie możemy wejść - odpowiedzieli.
Przed zmierzchem, kiedy mąż wrócił do domu, kobieta opowiedziała mu to, co się zdarzyło.
- A więc, skoro wróciłem, zatem poproś ich teraz, aby weszli.
Kobieta wyszła, aby zaprosić trzech mężczyzn do domu.
- Nie możemy wejść wszyscy do domu - wyjaśnili staruszkowie.
- Dlaczego? - chciała się dowiedzieć kobieta.
Jeden z mężczyzn wskazał na pierwszego ze swoich przyjaciół i wyjaśnił:
- On ma na imię "Dostatek".
Następnie wskazał drugiego:
- On ma na imię "Sukces", a ja mam na imię "Miłość". Teraz wróć i zdecyduj razem z Twoim mężem, którego z nas zaprosicie do waszego domu.
Kobieta weszła do domu i opowiedziała swojemu mężowi wszystko, co powiedzieli jej trzej mężczyźni. Ten się ucieszył:
- Jak pięknie!! Zaprosimy Dostatek, aby wszedł i wypełnił nasz dom!!!
Jego żona nie zgadzała się i spytała:
- Mój drogi, dlaczego nie mielibyśmy zaprosić Sukcesu?
Ich córka słuchała tej rozmowy i weszła im w słowo:
- Nie byłoby lepiej, gdybyśmy pozwolili wejść Miłości? W ten sposób nasza rodzina byłaby pełna miłości.
- Posłuchajmy rady naszej córki, powiedział mąż do żony. Pójdź i zaproś Miłość, niech będzie naszym gościem.
Żona wyszła i spytała:
- Który z Was to Miłość? Niech wejdzie, proszę i będzie naszym gościem.
Miłość usiadła na wózku i ruszyła w kierunku domu. Także dwaj pozostali podnieśli się i ruszyli za nią. Trochę zdziwiona kobieta pyta Dostatek i Sukces:
- Zaprosiłam tylko Miłość, dlaczego idziecie także wy?
Oni odpowiedzieli razem:
- Jeżeli zaprosiłabyś Dostatek lub Sukces, pozostali dwaj zostaliby na zewnątrz, ale zaprosiłaś Miłość, a tam gdzie idzie ona, idziemy i my.
TAM GDZIE JEST MIŁOŚĆ JEST TEŻ DOSTATEK I SUKCES
Etykiety:
bajka,
miłość,
morał,
przypowieść,
sukces
piątek, 4 września 2009
Przypowieść z morałem - Wypadek
Młoda kobieta wracała do domu z pracy samochodem. Jechała bardzo ostrożnie, gdyż auto było nowiutkie, wczoraj odebrane i opłacone z oszczędności męża, który z wielu rzeczy zrezygnował, by móc kupić właśnie ten model.
Na bardzo zatłoczonym skrzyżowaniu kobieta zawahała się przez moment i to wystarczyło, by uderzyła zderzakiem w tył innego samochodu. Wybuchła płaczem. Jak będzie mogła wytłumaczyć tę szkodę mężowi?
Kierowca drugiego auta był wyrozumiały, ale wytłumaczył jej, że muszą wymienić sobie numery prawa jazdy i inne dane. Kobieta szukała dokumentów w plastikowej torbie. Wypadł z niej kawałek papieru. Zdecydowanym charakterem pisma napisane były te słowa: "Gdy zdarzy się wypadek... pamiętaj skarbie, że ja kocham ciebie, a nie auto!".
Powinniśmy o tym zawsze pamiętać. To ludzie są najważniejsi, a nie przedmioty. Ileż to czynimy dla przedmiotów, aut, domów, organizacji, materialnej wydajności!
Gdybyśmy poświęcali takie sam czas i taką samą uwagę osobom, świat byłby inny. Powinniśmy znaleźć czas na słuchanie, na patrzenie sobie w oczy, na wspólny płacz, na dodawanie sobie otuchy, na śmiech, spacer... tylko to zabierzemy przed oblicze Boga. Nas i naszą umiejętność kochania. Nie rzeczy, nie ubrania, ani nie to ciało...
Na bardzo zatłoczonym skrzyżowaniu kobieta zawahała się przez moment i to wystarczyło, by uderzyła zderzakiem w tył innego samochodu. Wybuchła płaczem. Jak będzie mogła wytłumaczyć tę szkodę mężowi?
Kierowca drugiego auta był wyrozumiały, ale wytłumaczył jej, że muszą wymienić sobie numery prawa jazdy i inne dane. Kobieta szukała dokumentów w plastikowej torbie. Wypadł z niej kawałek papieru. Zdecydowanym charakterem pisma napisane były te słowa: "Gdy zdarzy się wypadek... pamiętaj skarbie, że ja kocham ciebie, a nie auto!".
Powinniśmy o tym zawsze pamiętać. To ludzie są najważniejsi, a nie przedmioty. Ileż to czynimy dla przedmiotów, aut, domów, organizacji, materialnej wydajności!
Gdybyśmy poświęcali takie sam czas i taką samą uwagę osobom, świat byłby inny. Powinniśmy znaleźć czas na słuchanie, na patrzenie sobie w oczy, na wspólny płacz, na dodawanie sobie otuchy, na śmiech, spacer... tylko to zabierzemy przed oblicze Boga. Nas i naszą umiejętność kochania. Nie rzeczy, nie ubrania, ani nie to ciało...
Na wesoło - Dowcip o korupcji
Jedna z komisji europejskich próbowała sprawdzić jaki jest z korupcja na granicach. Wyznacznikiem miało być pytanie do celnika
- "Po jakim czasie możesz kupić nowe BMW z lewych pieniędzy?"
Zapytali Francuza - "Po 3 miesiącach" - odpowiedział.
Zapytali Niemca - "Po 2 miesiącach"
Zapytali Polaka - "Po roku"
Komisja zdziwiona taka odpowiedzią , zaczęła dopytywać - "ale jak to? Przecież jesteście znani z brania w łapę i zajmuje Ci to aż rok?"
Na co Polak - "BMW to duża firma..."
To co, zbieramy na GM czy Forda?
- "Po jakim czasie możesz kupić nowe BMW z lewych pieniędzy?"
Zapytali Francuza - "Po 3 miesiącach" - odpowiedział.
Zapytali Niemca - "Po 2 miesiącach"
Zapytali Polaka - "Po roku"
Komisja zdziwiona taka odpowiedzią , zaczęła dopytywać - "ale jak to? Przecież jesteście znani z brania w łapę i zajmuje Ci to aż rok?"
Na co Polak - "BMW to duża firma..."
To co, zbieramy na GM czy Forda?
czwartek, 3 września 2009
Przypowieść z morałem - Wszyscy jesteśmy aniołami
WSZYSCY JESTESMY ANIOŁAMI O JEDNYM TYLKO SKRZYDLE...MOZEMY WZNIESC SIE DOPIERO WTEDY GDY OBEJMIEMY SIE WZAJEMNIE...
Opowiem Ci bajkę... O zgubionym skrzydełku... ♡
- Skrzydełku... ?
Tak... Skrzydełku... Anielskim życiu.
- I mógł tak bez skrzydełka... ?
Poczekaj... Daj mówić. - Nie była głupia... Powinna zrozumieć – pomyślała. Aniołem była... Nie, człowiekiem. Choć... Serce bardziej ludzkie bolało czasami.
- Skąd była?
Trudne pytanie... Z każdego miejsca po trochu. Z ciszy i nie ciszy.
- Hmm, mów !
Nie była sama. Miała siebie… Z czasem miała Jego... Poznawali się powoli. Słowami... Szeptem…. Dotykiem… Szukali Siebie.
- Kochała Go ?
Tak... Kochała... Od zawsze.
- Piękne...
Rzadko prawdziwe... Mogę dalej ? Nocami wspólnie śnili. Dniami zwiedzali lasy. Nie potrafili latać... Każde z nich miało po jednym skrzydle...
- Ale przecież Anioły... Mają dwa skrzydła.
Nie zawsze...
- Dziwne...
Prawdziwe nie dziwne. Pewnego dnia powiedział: „Chciałbym polecieć wysoko nad białą watę z chmur... Z Tobą... Kocham Cię”. Zamilkła... Przytuliła się mocno... Objęci... Mogli polecieć... Dwa skrzydła… Jedno ciało.. Ich wspólne. Oglądali chmury... Spotykali Anioły... Prawdziwe i te zmyślone... z niedorzecznych nadziei.
- Niedorzecznych ?
Zrozumiesz... Kiedyś zrozumiesz. Lecieli wysoko... Starali się zapamiętać każdy szczegół.
Ten niezwykły zapach nieba... Aż przyszła noc. Ubrana jak zwykle... Tylko w parę gwiazd.
Oszalał z zachwytu... Chcąc złapać tę chwilę… Nocy dłonie… Oderwał się od Niej.
Lecz nie dosięgną nocy. Teraz Spadali... Każde osobno... I każde spadło gdzie indziej...
On zatonął w niedoskonałości… Ona rzeczywistością żyła. Z jednym skrzydłem...
- Jak dziwadło...?
Tak. Jak wybryk natury...
- A dlaczego nie miała dwóch skrzydeł, jak Anioły ? Te prawdziwe.
Dlaczego...? Bo każdy jest Aniołem z jednym skrzydłem. Jeśli chcesz polecieć, musisz objąć drugiego...
- Więc nie była prawdziwym Aniołem... Była człowiekiem...
Tak... Człowiekiem.. Takim jak ty... Jak ja...
- Ciociu ? Dlaczego płaczesz... Jesteś smutna ?
Nie... łzy nie są oznaką słabości. Pokazują tylko, że serce jeszcze nie wyschło. Wracając do Niej i Niego... Nie było szczęśliwego zakończenia miłości. Wydaje się, że dzieje się dobrze, gdy jest źle. Wytykana na ulicy palcami szczęśliwie zakochanych z dwoma skrzydłami... Umierała powoli.
- Była chora ?
Tak… Na niemiłość.
- A on ?
On ? Miał na imię Marzenie. Nierealne. Nieświadome. Wypowiedziane w bezsenną noc. Nie było Ich. Nie było Nieba…
- Ciociu... A gdyby... marzyła dalej...?
Gdyby marzyła... Pewnie wciąż chodziłaby szarymi ulicami. Szukając zmyślonego Niego... Bez szans... Z jednym skrzydłem... Nie wróciłaby do domu.
- Ta bajka nie była wesoła. Bajka niebajka… Bez róż... Nie rozumiem...
Bo życie, to nie bajka. Śpij już..
- Życie...?
Tak... życie upadłych Aniołów... Chorych na niemiłość.
- Znasz ją ?
Tak. Nawet za dobrze, ale o tym będzie inna bajka. Teraz już śpij. Dobranoc.
Odeszła od jej łóżka. Przez okno spojrzała w gwiazdy. Wyszła na balkon, zdjęła sweter, zimną dłonią dotknęła schowanej pod bluzką wypukłości, tuż nad łopatką. Wolność nie była jej pisana, szczęście też nie. Pozbierała pióra, które zdążyły wypaść, gdy poprawiała bluzkę. „Dziwnie się żyje z jednym skrzydłem” – pomyślała. I oparta o balustradę zasnęła.
On, na balkonie naprzeciwko próbował przyszyć drugie skrzydło, ukradkiem spoglądając w Jej zamknięte oczy. Gdyby tylko wiedziała…
Opowiem Ci bajkę... O zgubionym skrzydełku... ♡
- Skrzydełku... ?
Tak... Skrzydełku... Anielskim życiu.
- I mógł tak bez skrzydełka... ?
Poczekaj... Daj mówić. - Nie była głupia... Powinna zrozumieć – pomyślała. Aniołem była... Nie, człowiekiem. Choć... Serce bardziej ludzkie bolało czasami.
- Skąd była?
Trudne pytanie... Z każdego miejsca po trochu. Z ciszy i nie ciszy.
- Hmm, mów !
Nie była sama. Miała siebie… Z czasem miała Jego... Poznawali się powoli. Słowami... Szeptem…. Dotykiem… Szukali Siebie.
- Kochała Go ?
Tak... Kochała... Od zawsze.
- Piękne...
Rzadko prawdziwe... Mogę dalej ? Nocami wspólnie śnili. Dniami zwiedzali lasy. Nie potrafili latać... Każde z nich miało po jednym skrzydle...
- Ale przecież Anioły... Mają dwa skrzydła.
Nie zawsze...
- Dziwne...
Prawdziwe nie dziwne. Pewnego dnia powiedział: „Chciałbym polecieć wysoko nad białą watę z chmur... Z Tobą... Kocham Cię”. Zamilkła... Przytuliła się mocno... Objęci... Mogli polecieć... Dwa skrzydła… Jedno ciało.. Ich wspólne. Oglądali chmury... Spotykali Anioły... Prawdziwe i te zmyślone... z niedorzecznych nadziei.
- Niedorzecznych ?
Zrozumiesz... Kiedyś zrozumiesz. Lecieli wysoko... Starali się zapamiętać każdy szczegół.
Ten niezwykły zapach nieba... Aż przyszła noc. Ubrana jak zwykle... Tylko w parę gwiazd.
Oszalał z zachwytu... Chcąc złapać tę chwilę… Nocy dłonie… Oderwał się od Niej.
Lecz nie dosięgną nocy. Teraz Spadali... Każde osobno... I każde spadło gdzie indziej...
On zatonął w niedoskonałości… Ona rzeczywistością żyła. Z jednym skrzydłem...
- Jak dziwadło...?
Tak. Jak wybryk natury...
- A dlaczego nie miała dwóch skrzydeł, jak Anioły ? Te prawdziwe.
Dlaczego...? Bo każdy jest Aniołem z jednym skrzydłem. Jeśli chcesz polecieć, musisz objąć drugiego...
- Więc nie była prawdziwym Aniołem... Była człowiekiem...
Tak... Człowiekiem.. Takim jak ty... Jak ja...
- Ciociu ? Dlaczego płaczesz... Jesteś smutna ?
Nie... łzy nie są oznaką słabości. Pokazują tylko, że serce jeszcze nie wyschło. Wracając do Niej i Niego... Nie było szczęśliwego zakończenia miłości. Wydaje się, że dzieje się dobrze, gdy jest źle. Wytykana na ulicy palcami szczęśliwie zakochanych z dwoma skrzydłami... Umierała powoli.
- Była chora ?
Tak… Na niemiłość.
- A on ?
On ? Miał na imię Marzenie. Nierealne. Nieświadome. Wypowiedziane w bezsenną noc. Nie było Ich. Nie było Nieba…
- Ciociu... A gdyby... marzyła dalej...?
Gdyby marzyła... Pewnie wciąż chodziłaby szarymi ulicami. Szukając zmyślonego Niego... Bez szans... Z jednym skrzydłem... Nie wróciłaby do domu.
- Ta bajka nie była wesoła. Bajka niebajka… Bez róż... Nie rozumiem...
Bo życie, to nie bajka. Śpij już..
- Życie...?
Tak... życie upadłych Aniołów... Chorych na niemiłość.
- Znasz ją ?
Tak. Nawet za dobrze, ale o tym będzie inna bajka. Teraz już śpij. Dobranoc.
Odeszła od jej łóżka. Przez okno spojrzała w gwiazdy. Wyszła na balkon, zdjęła sweter, zimną dłonią dotknęła schowanej pod bluzką wypukłości, tuż nad łopatką. Wolność nie była jej pisana, szczęście też nie. Pozbierała pióra, które zdążyły wypaść, gdy poprawiała bluzkę. „Dziwnie się żyje z jednym skrzydłem” – pomyślała. I oparta o balustradę zasnęła.
On, na balkonie naprzeciwko próbował przyszyć drugie skrzydło, ukradkiem spoglądając w Jej zamknięte oczy. Gdyby tylko wiedziała…
środa, 2 września 2009
Przypowieść z morałem - Ojciec i syn
Pewien tatuś i jego synek szli podcieniami miejskiej ulicy, przy której znajdowały się sklepy i wielkie magazyny. Tatuś niósł torbę pełną paczek i sapał ze złości mówiąc do dziecka:
- Kupiłem ci czerwony kombinezon, kupiłem ci robota, kupiłem ci zestaw piłkarzy... Co jeszcze mam ci kupić?
- Weź mnie za rękę - odpowiedziało dziecko.
- Kupiłem ci czerwony kombinezon, kupiłem ci robota, kupiłem ci zestaw piłkarzy... Co jeszcze mam ci kupić?
- Weź mnie za rękę - odpowiedziało dziecko.
niedziela, 16 sierpnia 2009
Przypowieść z morałem - Perła
Perła
Pewien człowiek. Zwyczajny. Jak każdy. Nie wyróżniający się z tłumu wyglądem, siłą, ani intelektem. Szary, standardowy obywatel. Ten człowiek... znalazł kiedyś perłę.
Było to o tyle dziwne zjawisko, że nie był wcale poławiaczem, a znalazł ją, przesiewając dłonią w zamyśleniu złocisty piasek nadmorskiej plaży. Należałoby raczej powiedzieć, że to perła znalazła tego człowieka, a właściwie wybrała go sobie na tego, któremu pozwoliła się odnaleźć i w którego ręce się oddała. Dlaczego to zrobiła? Jaki był powód, że akurat tego wybrała? Nie możemy tego wiedzieć, bo czy ktoś rozumie perły?
Możemy jednak stwierdzic jedno: perły bardzo rzadko zmieniają wybór (chyba, że trafią na poławiacza, bo wtedy nie mają wyboru). Ta perła wybrała swojego znalazcę i nie był on poławiaczem, istniało więc duże prawdopodobieństwo, że będzie mogła cieszyc go swym pięknem bardzo długo. Zalśniła delikatnie w słońcu, jakby na próbę, żeby sprawdzić, jakie wywiera wrażenie.
Człowiek był nią zachwycony. Nigdy nie przypuszczał, że bedzie posiadał taki piękny klejnot. Jej opalizująca delikatnie powierzchnia nie przypominała niczego, co widział do tej pory. Jakiś człowiek przechodził nieopodal i zakrzyknął "dzień dobry". Znalazca nie odpowiedział, tylko obrzucił intruza wrogim spojrzeniem. "Na pewno chce mi odebrać moją perłę". Pomyślał, po czym zamknął w dłoni swój klejnot.
Od tej pory żył w ciągłym strachu, że straci to, co tak nieoczekiwanym zrządzeniem losu uzyskał. Czujnie obserwował wszystkich wokoło i kipiał w nim gniew, gdy tylko ktoś spojrzał na jego perłę. Nie chciał dopuścić do tego, by miała jakąkolwiek okazje wybrania sobie innego własciciela. Zajęty odpędzaniem intruzów przestał zwracać uwagę na jej piękno.
Nie zauważył, że stopniowo zaczęła tracić swój blask. Nadal jednak trwała przy nim w nadziei, że wzbudzi w nim zachwyt choć raz jeszcze. Bo perły, jak zapewne wiecie czerpią energię życiową z podziwu, jakim są darzone przez tych, którzy ich piękno potrafią docenić. Nieszczęsna perła, strzeżona dzień i noc przed wzrokiem ciekawskich, a i przez swego znalazcę już niedoceniana, straciła swój blask. Jej powierzchnia zrobiła się matowa, potem ściemniała, aż zaczęły powstawać na niej rysy i pęknięcia.
Wtedy perła z dużym smutkiem i bólem podjęła decyzję, że odejdzie od swego znalazcy. Nie odeszła jednak dlatego, że przestał o nia dbać, lecz dlatego, że nie potrafiła już wzbudzić w nim zachwytu. Bo perła nigdy nie obarczy winą swego znalazcy. One bardzo rzadko zmieniają wybór. Tego dnia perła zagubiła sie tak samo nagle i niespodziewanie, jak kiedyś się znalazła. Po paru godzinach była już z powrotem w słonych głębinach oceanu, gdzie miała szansę odzyskać chociaż część dawnego blasku.
Tymczasem człowiek dopiero teraz zrozumiał swój błąd. Bo dopiero po stracie potrafimy docenić szczęście, które było naszym udziałem. Rozpaczał on długo po zniknięciu perły i choć codziennie chodził nad brzeg morza przesiewać dłonią piasek, to już nigdy jej nie zobaczył. A perły bardzo rzadko zmieniają wybór. Jednej rzeczy, którą zrozumiał uczył od tamtej pory wszystkich swych synów i wnuków, by nie popełnili oni już nigdy tego błędu.
Pamiętaj, gdy odnajdziesz perłę, nie martw się, że inni na nią patrzą. To Ty ją znalazłeś a perły bardzo rzadko zmieniają wybór.
Dbaj o nią, a ona odwdzięczy ci się swoim blaskiem.
Innych zaś podziw dla niej, niech będzie dla ciebie powodem do dumy, której nie zapomnij okazać. Perła, która wie, że jesteś z niej dumny będzie swym blaskiem przyćmiewała brylanty...
Autor nieznany
Pewien człowiek. Zwyczajny. Jak każdy. Nie wyróżniający się z tłumu wyglądem, siłą, ani intelektem. Szary, standardowy obywatel. Ten człowiek... znalazł kiedyś perłę.
Było to o tyle dziwne zjawisko, że nie był wcale poławiaczem, a znalazł ją, przesiewając dłonią w zamyśleniu złocisty piasek nadmorskiej plaży. Należałoby raczej powiedzieć, że to perła znalazła tego człowieka, a właściwie wybrała go sobie na tego, któremu pozwoliła się odnaleźć i w którego ręce się oddała. Dlaczego to zrobiła? Jaki był powód, że akurat tego wybrała? Nie możemy tego wiedzieć, bo czy ktoś rozumie perły?
Możemy jednak stwierdzic jedno: perły bardzo rzadko zmieniają wybór (chyba, że trafią na poławiacza, bo wtedy nie mają wyboru). Ta perła wybrała swojego znalazcę i nie był on poławiaczem, istniało więc duże prawdopodobieństwo, że będzie mogła cieszyc go swym pięknem bardzo długo. Zalśniła delikatnie w słońcu, jakby na próbę, żeby sprawdzić, jakie wywiera wrażenie.
Człowiek był nią zachwycony. Nigdy nie przypuszczał, że bedzie posiadał taki piękny klejnot. Jej opalizująca delikatnie powierzchnia nie przypominała niczego, co widział do tej pory. Jakiś człowiek przechodził nieopodal i zakrzyknął "dzień dobry". Znalazca nie odpowiedział, tylko obrzucił intruza wrogim spojrzeniem. "Na pewno chce mi odebrać moją perłę". Pomyślał, po czym zamknął w dłoni swój klejnot.
Od tej pory żył w ciągłym strachu, że straci to, co tak nieoczekiwanym zrządzeniem losu uzyskał. Czujnie obserwował wszystkich wokoło i kipiał w nim gniew, gdy tylko ktoś spojrzał na jego perłę. Nie chciał dopuścić do tego, by miała jakąkolwiek okazje wybrania sobie innego własciciela. Zajęty odpędzaniem intruzów przestał zwracać uwagę na jej piękno.
Nie zauważył, że stopniowo zaczęła tracić swój blask. Nadal jednak trwała przy nim w nadziei, że wzbudzi w nim zachwyt choć raz jeszcze. Bo perły, jak zapewne wiecie czerpią energię życiową z podziwu, jakim są darzone przez tych, którzy ich piękno potrafią docenić. Nieszczęsna perła, strzeżona dzień i noc przed wzrokiem ciekawskich, a i przez swego znalazcę już niedoceniana, straciła swój blask. Jej powierzchnia zrobiła się matowa, potem ściemniała, aż zaczęły powstawać na niej rysy i pęknięcia.
Wtedy perła z dużym smutkiem i bólem podjęła decyzję, że odejdzie od swego znalazcy. Nie odeszła jednak dlatego, że przestał o nia dbać, lecz dlatego, że nie potrafiła już wzbudzić w nim zachwytu. Bo perła nigdy nie obarczy winą swego znalazcy. One bardzo rzadko zmieniają wybór. Tego dnia perła zagubiła sie tak samo nagle i niespodziewanie, jak kiedyś się znalazła. Po paru godzinach była już z powrotem w słonych głębinach oceanu, gdzie miała szansę odzyskać chociaż część dawnego blasku.
Tymczasem człowiek dopiero teraz zrozumiał swój błąd. Bo dopiero po stracie potrafimy docenić szczęście, które było naszym udziałem. Rozpaczał on długo po zniknięciu perły i choć codziennie chodził nad brzeg morza przesiewać dłonią piasek, to już nigdy jej nie zobaczył. A perły bardzo rzadko zmieniają wybór. Jednej rzeczy, którą zrozumiał uczył od tamtej pory wszystkich swych synów i wnuków, by nie popełnili oni już nigdy tego błędu.
Pamiętaj, gdy odnajdziesz perłę, nie martw się, że inni na nią patrzą. To Ty ją znalazłeś a perły bardzo rzadko zmieniają wybór.
Dbaj o nią, a ona odwdzięczy ci się swoim blaskiem.
Innych zaś podziw dla niej, niech będzie dla ciebie powodem do dumy, której nie zapomnij okazać. Perła, która wie, że jesteś z niej dumny będzie swym blaskiem przyćmiewała brylanty...
Autor nieznany
sobota, 15 sierpnia 2009
Przypowieść z morałem - Miłość nie zna granic
"Miłość nie zna granic" - Zbigniew Żbikowski
Irmina przyszła do pracy. Robi to od roku, kiedy znowu wróciła do swojego rodzinnego miasta. Ta trzydziestoletnia kobieta dwa lata temu przeżyła straszliwą tragedię. Na tydzień przed ślubem zginął Paweł - jej ukochany, przyjaciel, narzeczony. Dlatego wyjechała - chciała uciec od bólu, od tego ciągłego chodzenia pod to drzewo, które choć niewinne temu co się stało, to jednak zabiło jej umiłowanego.
Około południa w biurze pojawił się goniec z pięknym bukietem kwiatów. Trafił tu z sekretariatu, gdzie zapytał o wysoką panią Irminę z działu sprzedaży. Gdy wszedł do biura, od razu ją rozpoznał. Z opisu nadawcy przesyłki wynikało bowiem, że adresatka ma sto osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu. No i oczywiście, że ma na imię Irmina. Podszedł do zaskoczonej dziewczyny i wręczył jej kwiaty.
- Oto bilecik proszę pani - powiedział z uśmiechem.
- Dziękuję - odparła Irmina, która zachodziła w głowę, któż mógł jej przesłać tak piękne kwiaty. Gdy otworzyła kopertę z bilecikiem, usiadła z wrażenia.
- O Boże! - łzy cisnęły jej się z przerażenia, zaskoczenia i nieśmiałej radości.
Bilecik był bowiem krótkim listem. Czytała go z niedowierzaniem do końca dnia pracy.
"Droga Irminko, Serce moje! To był jedyny sposób bym mógł tobie wysłać te kwiaty. Znalazłem kogoś, kto podjął się spełnić moją prośbę i złożył w moim imieniu zamówienie. Nie potrafię, moja śliczna, sam dokonać tych rzeczy, więc we śnie poprosiłem go o pomoc. Choć bardzo się bał, że możemy ci sprawić ból, zgodził się, więc skorzystałem z okazji. Chcę byś wiedziała, że bardzo cię kocham, lecz muszę odejść. Nie zadręczaj się proszę. Jeszcze się spotkamy. Żyj pełnią szczęścia. Uwolnij siebie i mnie - ja ci błogosławię. Paweł."
- Boże, kto może być tak okrutny!? - zastanawiała się wstrząśnięta.
Jej równowaga psychiczna została wystawiona na jeszcze jedną próbę. Na odwrocie kartki z listem znalazła rysunek - uśmiechniętą gwiazdkę i podpis: "Tyś jest mą gwiazdą daną mi z nieba". Takim rysunkiem i tym podpisem jej ukochany kończył każdy swój list. Nikt, prócz niej nigdy nie czytał tych listów! Nikt nie mógł więc znać tej swoistej pieczęci, która uwierzytelniała posłańca.
To wszystko miało się rozegrać daleko od mojego domu. Ja mieszkam na zachodzie kraju - ona w centralnej Polsce. Fizycznie to właśnie ja chciałem wysłać Irminie te kwiaty. Uczyniłbym to z potrzeby serca.
Ni stad ni zowąd poczułem, że chcę to zrobić. Treść i rysunek przyszły mi do głowy tak po prostu. Nigdy Irminy nie widziałem. Rozmawiałem z nią tylko raz w internetowym czacie. Poznałem jej smutną historię. Wiedziałem, że ona nadal boleje nad stratą ukochanego. Bardzo się bałem tego, co ona może poczuć, gdy otrzyma taki list. Dlatego ostatecznie go nie wysłałem. Więc opisana powyżej historia nigdy się nie wydarzyła - stanowiła jedynie notatkę, która powstała w wyniku nagłego uczucia, że chcę to zrobić. To było bardzo silne odczucie, wypływające z głębi serca. Ta pierwsza rozmowa z Irminą dostarczyła mi informacji na temat miejsca jej pracy. To wystarczyło, bym wiedział, gdzie ma trafić moja przesyłka.
Rozmowa z Irminą odbyła się we wrześniu 2003 roku. Opowiadanie napisałem pod wpływem impulsu swoich odczuć nie dalej niż dwa dni po naszej rozmowie. Pod koniec października, to jest po upływie miesiąca spotkałem Irminę na internetowym czacie. Przez ten czas używałem różnych nicków (pseudonimów), ale rzadko tego, pod którym rozmawiałem z Irminą. Właśnie w tamtym dniu zalogowałem się pod swoim dawno nieużywanym nickiem: Veryfikator. Praktycznie natychmiast odezwała się do mnie Irmina. Powiedziała mi, że zalogowała się dokładnie przed chwilą - że szukała właśnie mnie. Powiedziała mi też, że od czasu naszej wrześniowej rozmowy jest to jej pierwsze wejście do czatu. Już to stanowiło dla mnie znak, że mam do czynienia z niezwykłym dowodem na istnienie komunikacji duchowej między ludźmi. Telepatia istnieje!!!
Irmina opowiedziała mi historię, która przepełniła mnie nabożną radością, gdyż mimowolnie stałem się świadkiem czegoś nieziemskiego, a jednocześnie czegoś wzniosłego - czegoś tak pięknego jak miłość dwojga dusz.
Irmina powiedziała mi, że w zeszłą sobotę przeżyła bardzo realne spotkanie ze swoim ukochanym. Paweł przyśnił się jej w nocy i rozmawiał z nią. Rozmawiali o tym, że on powinien odejść, a Irmina powinna żyć na Ziemi. Mną wstrząsnęła poniżej przytoczona część rozmowy:
- Bardzo chciałem Ci przesłać kwiaty, lecz osoba, którą o to poprosiłem obawiała się, że może Cię zranić. Dlatego przychodzę dziś do Ciebie sam, by powiedzieć to, co chciałem tobie przekazać za jego pośrednictwem - powiedział Paweł.
Gdy usłyszałem te słowa, natychmiast przesłałem Irminie e-mail'em swoje opowiadanie. W odpowiedzi ona wskazała na podpis: "tyś jest mą gwiazdą daną mi z nieba" i rysunek mówiąc:
- Tak Paweł podpisywał każdy swój list do mnie!!!
Nagle zrozumiałem, że ci których kochasz, nigdy nie oddalają się od ciebie, dzieli was zaledwie odległość myśli.. Zawsze będą przy tobie, gdy ich potrzebujesz, gotowi służyć radą czy pocieszyć. Jeśli przeżywasz w związku z ich utratą udrękę, twoi ukochani przekażą ci znak, sygnał, "wiadomość", która da ci do zrozumienia, że z nimi wszystko w porządku.
Wypatruj wtedy "znaku" i nie przegap go. Nie przypisuj go swojej wyobraźni czy zbiegowi okoliczności, nie odrzucaj jako przejawu "pobożnego życzenia".
Czekaj na wiadomość i ją odbierz.
Irmina przyszła do pracy. Robi to od roku, kiedy znowu wróciła do swojego rodzinnego miasta. Ta trzydziestoletnia kobieta dwa lata temu przeżyła straszliwą tragedię. Na tydzień przed ślubem zginął Paweł - jej ukochany, przyjaciel, narzeczony. Dlatego wyjechała - chciała uciec od bólu, od tego ciągłego chodzenia pod to drzewo, które choć niewinne temu co się stało, to jednak zabiło jej umiłowanego.
Około południa w biurze pojawił się goniec z pięknym bukietem kwiatów. Trafił tu z sekretariatu, gdzie zapytał o wysoką panią Irminę z działu sprzedaży. Gdy wszedł do biura, od razu ją rozpoznał. Z opisu nadawcy przesyłki wynikało bowiem, że adresatka ma sto osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu. No i oczywiście, że ma na imię Irmina. Podszedł do zaskoczonej dziewczyny i wręczył jej kwiaty.
- Oto bilecik proszę pani - powiedział z uśmiechem.
- Dziękuję - odparła Irmina, która zachodziła w głowę, któż mógł jej przesłać tak piękne kwiaty. Gdy otworzyła kopertę z bilecikiem, usiadła z wrażenia.
- O Boże! - łzy cisnęły jej się z przerażenia, zaskoczenia i nieśmiałej radości.
Bilecik był bowiem krótkim listem. Czytała go z niedowierzaniem do końca dnia pracy.
"Droga Irminko, Serce moje! To był jedyny sposób bym mógł tobie wysłać te kwiaty. Znalazłem kogoś, kto podjął się spełnić moją prośbę i złożył w moim imieniu zamówienie. Nie potrafię, moja śliczna, sam dokonać tych rzeczy, więc we śnie poprosiłem go o pomoc. Choć bardzo się bał, że możemy ci sprawić ból, zgodził się, więc skorzystałem z okazji. Chcę byś wiedziała, że bardzo cię kocham, lecz muszę odejść. Nie zadręczaj się proszę. Jeszcze się spotkamy. Żyj pełnią szczęścia. Uwolnij siebie i mnie - ja ci błogosławię. Paweł."
- Boże, kto może być tak okrutny!? - zastanawiała się wstrząśnięta.
Jej równowaga psychiczna została wystawiona na jeszcze jedną próbę. Na odwrocie kartki z listem znalazła rysunek - uśmiechniętą gwiazdkę i podpis: "Tyś jest mą gwiazdą daną mi z nieba". Takim rysunkiem i tym podpisem jej ukochany kończył każdy swój list. Nikt, prócz niej nigdy nie czytał tych listów! Nikt nie mógł więc znać tej swoistej pieczęci, która uwierzytelniała posłańca.
To wszystko miało się rozegrać daleko od mojego domu. Ja mieszkam na zachodzie kraju - ona w centralnej Polsce. Fizycznie to właśnie ja chciałem wysłać Irminie te kwiaty. Uczyniłbym to z potrzeby serca.
Ni stad ni zowąd poczułem, że chcę to zrobić. Treść i rysunek przyszły mi do głowy tak po prostu. Nigdy Irminy nie widziałem. Rozmawiałem z nią tylko raz w internetowym czacie. Poznałem jej smutną historię. Wiedziałem, że ona nadal boleje nad stratą ukochanego. Bardzo się bałem tego, co ona może poczuć, gdy otrzyma taki list. Dlatego ostatecznie go nie wysłałem. Więc opisana powyżej historia nigdy się nie wydarzyła - stanowiła jedynie notatkę, która powstała w wyniku nagłego uczucia, że chcę to zrobić. To było bardzo silne odczucie, wypływające z głębi serca. Ta pierwsza rozmowa z Irminą dostarczyła mi informacji na temat miejsca jej pracy. To wystarczyło, bym wiedział, gdzie ma trafić moja przesyłka.
Rozmowa z Irminą odbyła się we wrześniu 2003 roku. Opowiadanie napisałem pod wpływem impulsu swoich odczuć nie dalej niż dwa dni po naszej rozmowie. Pod koniec października, to jest po upływie miesiąca spotkałem Irminę na internetowym czacie. Przez ten czas używałem różnych nicków (pseudonimów), ale rzadko tego, pod którym rozmawiałem z Irminą. Właśnie w tamtym dniu zalogowałem się pod swoim dawno nieużywanym nickiem: Veryfikator. Praktycznie natychmiast odezwała się do mnie Irmina. Powiedziała mi, że zalogowała się dokładnie przed chwilą - że szukała właśnie mnie. Powiedziała mi też, że od czasu naszej wrześniowej rozmowy jest to jej pierwsze wejście do czatu. Już to stanowiło dla mnie znak, że mam do czynienia z niezwykłym dowodem na istnienie komunikacji duchowej między ludźmi. Telepatia istnieje!!!
Irmina opowiedziała mi historię, która przepełniła mnie nabożną radością, gdyż mimowolnie stałem się świadkiem czegoś nieziemskiego, a jednocześnie czegoś wzniosłego - czegoś tak pięknego jak miłość dwojga dusz.
Irmina powiedziała mi, że w zeszłą sobotę przeżyła bardzo realne spotkanie ze swoim ukochanym. Paweł przyśnił się jej w nocy i rozmawiał z nią. Rozmawiali o tym, że on powinien odejść, a Irmina powinna żyć na Ziemi. Mną wstrząsnęła poniżej przytoczona część rozmowy:
- Bardzo chciałem Ci przesłać kwiaty, lecz osoba, którą o to poprosiłem obawiała się, że może Cię zranić. Dlatego przychodzę dziś do Ciebie sam, by powiedzieć to, co chciałem tobie przekazać za jego pośrednictwem - powiedział Paweł.
Gdy usłyszałem te słowa, natychmiast przesłałem Irminie e-mail'em swoje opowiadanie. W odpowiedzi ona wskazała na podpis: "tyś jest mą gwiazdą daną mi z nieba" i rysunek mówiąc:
- Tak Paweł podpisywał każdy swój list do mnie!!!
Nagle zrozumiałem, że ci których kochasz, nigdy nie oddalają się od ciebie, dzieli was zaledwie odległość myśli.. Zawsze będą przy tobie, gdy ich potrzebujesz, gotowi służyć radą czy pocieszyć. Jeśli przeżywasz w związku z ich utratą udrękę, twoi ukochani przekażą ci znak, sygnał, "wiadomość", która da ci do zrozumienia, że z nimi wszystko w porządku.
Wypatruj wtedy "znaku" i nie przegap go. Nie przypisuj go swojej wyobraźni czy zbiegowi okoliczności, nie odrzucaj jako przejawu "pobożnego życzenia".
Czekaj na wiadomość i ją odbierz.
Dowcip: Klaun Szyderca i Wujek Staszek Mistrz Ciętej Riposty
Poszedł mały Jasio do cyrku i tak się złożyło, że musiał usiąść w pierwszym rzędzie. Rozpoczął się występ i na arenę wychodzi Klaun Szyderca. Podchodzi do Jasia i pyta:
– Jak masz na imię?
– Jasiu.
– A więc Jasiu, czy ty jesteś głową wołu?
– Nie.
– A czy ty jesteś tułowiem wołu?
– Nie.
– A więc Jasiu, ty jesteś dupa wołowa! HAHAHA!!! (zaśmiał się szyderczo Klaun Szyderca).
Smutny Jasio wrócił do domu, opowiedział wszystko tacie, na co ten mu mówi:
– Jasiu, jutro też pójdziesz do cyrku.
– Ale jak to? Do cyrku? A Klaun Szyderca? Znowu będzie się śmiał.
– Jasiu, nie możesz się tak poddać. Musisz jutro jeszcze raz iść do cyrku!
Smutny Jasio poszedł do cyrku i pech chciał, że znów musiał usiąść w pierwszym rzędzie. Po rozpoczęciu występu znów na arenę wyszedł Klaun Szyderca i widząc Jasia podszedł do niego i mówi:
– Widzę tutaj mojego przyjaciela Jasia! Proszę, powiedz mi, Jasiu, czy ty jesteś głową wołu?
– Nie.
– A czy ty jesteś tułowiem wołu?
– Nie.
– A więc Jasiu, ty jesteś dupa wołowa! HAHAHA!!! – znów zaśmiał się szyderczo Klaun Szyderca.
Wszyscy ludzie w cyrku zaczęli się śmiać, a Jasio, któremu zrobiło się bardzo przykro wrócił do domu i powiedział o wszystkim tacie. Jego tata na to:
– Jasiu, jutro jeszcze raz pójdziesz do cyrku!
– Ale tato, ja nie chcę! Tam jest Klaun szyderca, on znowu się będzie śmiał!
– Nie martw się, Jasiu, tym razem pójdzie z tobą Wujek Staszek Mistrz Ciętej Riposty.
No i tak się stało. Następnego dnia poszli Jaś i Wujek Staszek Mistrz Ciętej Riposty do cyrku, usiedli w pierwszym rzędzie i czekają na występ Klauna Szydercy. Wychodzi więc Klaun Szyderca na arenę i zaczyna swój znany występ. Podchodzi do Jasia i pyta:
– Jasiu, czy ty jesteś głową wołu?
Na co Wujek Staszek Mistrz Ciętej Riposty:
– Spier****j.
– Jak masz na imię?
– Jasiu.
– A więc Jasiu, czy ty jesteś głową wołu?
– Nie.
– A czy ty jesteś tułowiem wołu?
– Nie.
– A więc Jasiu, ty jesteś dupa wołowa! HAHAHA!!! (zaśmiał się szyderczo Klaun Szyderca).
Smutny Jasio wrócił do domu, opowiedział wszystko tacie, na co ten mu mówi:
– Jasiu, jutro też pójdziesz do cyrku.
– Ale jak to? Do cyrku? A Klaun Szyderca? Znowu będzie się śmiał.
– Jasiu, nie możesz się tak poddać. Musisz jutro jeszcze raz iść do cyrku!
Smutny Jasio poszedł do cyrku i pech chciał, że znów musiał usiąść w pierwszym rzędzie. Po rozpoczęciu występu znów na arenę wyszedł Klaun Szyderca i widząc Jasia podszedł do niego i mówi:
– Widzę tutaj mojego przyjaciela Jasia! Proszę, powiedz mi, Jasiu, czy ty jesteś głową wołu?
– Nie.
– A czy ty jesteś tułowiem wołu?
– Nie.
– A więc Jasiu, ty jesteś dupa wołowa! HAHAHA!!! – znów zaśmiał się szyderczo Klaun Szyderca.
Wszyscy ludzie w cyrku zaczęli się śmiać, a Jasio, któremu zrobiło się bardzo przykro wrócił do domu i powiedział o wszystkim tacie. Jego tata na to:
– Jasiu, jutro jeszcze raz pójdziesz do cyrku!
– Ale tato, ja nie chcę! Tam jest Klaun szyderca, on znowu się będzie śmiał!
– Nie martw się, Jasiu, tym razem pójdzie z tobą Wujek Staszek Mistrz Ciętej Riposty.
No i tak się stało. Następnego dnia poszli Jaś i Wujek Staszek Mistrz Ciętej Riposty do cyrku, usiedli w pierwszym rzędzie i czekają na występ Klauna Szydercy. Wychodzi więc Klaun Szyderca na arenę i zaczyna swój znany występ. Podchodzi do Jasia i pyta:
– Jasiu, czy ty jesteś głową wołu?
Na co Wujek Staszek Mistrz Ciętej Riposty:
– Spier****j.
Przypowieść z morałem - Tajemnica szczęścia
Tajemnica szczęścia
Pewien młodzieniec zapytał najmądrzejszego z ludzi o tajemnicę szczęścia. Mędrzec poradził młodzieńcowi, by obszedł pałac i powrócił po dwóch godzinach. Proszę cię jedynie o jedno - powiedział mędrzec, wręczając mu łyżeczkę, na której umieścił dwie krople oliwy. W czasie wędrówki nieś tę łyżeczkę tak, by nie wylała się oliwa.
Po dwóch godzinach młodzieniec wrócił i mędrzec zapytał go: Czy widziałeś wspaniale ogrody? Czy zauważyłeś piękne pergaminy? Młodzieniec ze wstydem wyznał, że nie widział niczego. Troszczył się jedynie o to, by nie wylać kropel oliwy. Wróć i spójrz na cuda mego świata - powiedział mędrzec.
Młodzieniec wziął łyżeczkę i znów zaczął wędrówkę, ale tym razem obserwował wszystkie dzieła sztuki. Zobaczył też ogrody, góry i kwiaty. Powrócił do mędrca i szczegółowo zdał sprawę z tego, co widział.
Gdzie są te dwie krople oliwy, które ci powierzyłem? - spytał mędrzec. Spojrzawszy na łyżeczkę, chłopak zauważył, że ich nie ma. Oto jedyna rada, jaką mogę ci dać, powiedział mędrzec:
>>Tajemnica szczęścia tkwi w dostrzeganiu wszystkich cudów świata,
przy jednoczesnej dbałości o dwie krople oliwy na łyżeczce.
Pewien młodzieniec zapytał najmądrzejszego z ludzi o tajemnicę szczęścia. Mędrzec poradził młodzieńcowi, by obszedł pałac i powrócił po dwóch godzinach. Proszę cię jedynie o jedno - powiedział mędrzec, wręczając mu łyżeczkę, na której umieścił dwie krople oliwy. W czasie wędrówki nieś tę łyżeczkę tak, by nie wylała się oliwa.
Po dwóch godzinach młodzieniec wrócił i mędrzec zapytał go: Czy widziałeś wspaniale ogrody? Czy zauważyłeś piękne pergaminy? Młodzieniec ze wstydem wyznał, że nie widział niczego. Troszczył się jedynie o to, by nie wylać kropel oliwy. Wróć i spójrz na cuda mego świata - powiedział mędrzec.
Młodzieniec wziął łyżeczkę i znów zaczął wędrówkę, ale tym razem obserwował wszystkie dzieła sztuki. Zobaczył też ogrody, góry i kwiaty. Powrócił do mędrca i szczegółowo zdał sprawę z tego, co widział.
Gdzie są te dwie krople oliwy, które ci powierzyłem? - spytał mędrzec. Spojrzawszy na łyżeczkę, chłopak zauważył, że ich nie ma. Oto jedyna rada, jaką mogę ci dać, powiedział mędrzec:
>>Tajemnica szczęścia tkwi w dostrzeganiu wszystkich cudów świata,
przy jednoczesnej dbałości o dwie krople oliwy na łyżeczce.
Bajka o zranionym aniele
Bajka o zranionym aniele
Był sobie pewnego razu anioł, którego słabością największą była miłość do ludzi i chęć pomagania im. Obserwował z wysoka ich losy, ich cierpienia i problemy – jedyne czego chciał, to pomóc im, ulżyć w ich ciężkiej doli. I zdarzyło się tak, że gdy miał już dość przyglądania się tylko, sfrunął na ziemię, w majestacie blasku i szumu skrzydeł i pomógł. Jednej osobie, drugiej, trzeciej... Pojawiał się tylko na chwilę lecz wszędzie tam, gdzie się pojawił – nagle los się odmieniał. Ktoś znajdował pracę, ktoś odzyskiwał utraconą miłość, ktoś wyzdrowiał z nieuleczalnej choroby... Ludzie zBajka o zranionym aniele ust do ust przekazywali sobie opowieść o przychodzącym znikąd aniele, który wszystkim pomaga, spełnia życzenia, ulepsza człowiecze życie...
Pewnego dnia jednak, pośrodku zatłoczonej ulicy, ktoś rozpoznał anioła i gromkim głosem krzyknął: „To on!!!” Jak na komendę ludzie rzucili się w jego stronę, wykrzykując swoje prośby, pragnąc mocy, żądając cudów. Tłoczyli się wokół niego jak mrówki, wyciągając ręce, szarpiąc go, wyrywając pióra, przepychając się do niego. Każdy chciał mieć kawałek dla siebie. W ścisku zadeptywali siebie nawzajem, lgnąc do obietnicy spełnienia marzeń. Krzyczeli, szarpali, darli, drapali, rozpychali się i bili... Anioł stał w pokorze...
Nie minęło zbyt wiele chwil, a ulica opustoszała. Pośrodku pozostała tylko jedna postać... W podartej szacie, z powyrywanymi włosami, pooraną paznokciami twarzą, krwią cieknącą cienkim strumyczkiem z nosa... i z kikutem prawego skrzydła, w którym już piór nie było a jedynie strzęp żałosny... Zraniony anioł kulejąc, powlókł się przed siebie, w gardle dusząc gorycz zawodu. To nie byli ludzie – opanowani niepohamowaną żądzą spełnienia swoich pragnień, przemienili się w dzikie zwierzęta. Gdy miast anioła w ich drapieżnych rękach pozostał jedynie strzęp postaci – odstąpili widząc, że nic z ich marzeń nie będzie. Niektórzy nawet przeklinali go i lżyli, że nie zechciał im pomóc. To bolało... Bardziej niż zadane fizycznie rany...
Anioł stracił swoją wiarę w ludzi. Dzień po dniu wędrował ulicami, popychany przez mijających ludzi, w których oczach widział jedynie pogardę i niechęć. „Kaleka... brudas... odmieniec...” - słyszał ich myśli. Dostrzegał ich pełne odrazy miny. Jego szare oczy zachodziły wtedy łzami. Chciał wykrzyczeć, że to oni takim go uczynili, że to przez nich tak wygląda, ale przecież był aniołem. Nie mógł tego powiedzieć nikomu prosto w twarz. Cierpiał więc dalej w milczeniu.
Jego biała szata wkrótce poszarzała, postrzępione jej skrawki luźno zwisały z wychudzonego ciała. Kikut obszarpanego skrzydła zabliźnił się i już tak nie promieniował bólem (drugie skrzydło przezornie ukrył pod szatą, przywiązane ściśle do pleców). Na twarzy pozostała mu brzydka blizna po wyjątkowo mocnej ranie zadanej paznokciem przez jakąś krzykliwą kobietę. Skołtunione, długie włosy pozlepiały się w strąki i straciły dawny blask.
Każdego dnia anioł tęsknie patrzył w niebo. Na niebieskie przestworza, na białe obłoki skąpane w złotym blasku słońca. I marzył. Marzył, by móc znowu latać, poczuć wiatr pod skrzydłami, spojrzeć z góry na cały świat, poczuć ten smak wolności. Tęsknił i z każdym mijającym dniem tęsknota się wzmagała. Wielekroć nieświadomie chciał wzbić się w górę, a wtedy przejmujący ból brakującego skrzydła przypominał o niemożności zrealizowania marzeń. Zastygał wtedy w miejscu, patrząc prosto w niebo, a po jego policzkach spływały duże łzy...
Pewnego dnia siedział skulony na krawężniku, ramionami obejmując kolana, ze spuszczoną w dół głową. Obserwował strużkę wody spływająca do kanału ściekowego, rozmyślając nad własnym upływającym życiem. W tafli wody odbijało się błękitne niebo – jego tęsknota i nieosiągalne marzenie. I nagle odbite w wodzie niebo przesłonił cień, a na jego ramieniu spoczęła czyjaś dłoń. Uniósł głowę i spojrzał prosto w głęboką zieleń przenikliwych oczu kobiety. Rozpoznał ją natychmiast: ona też była aniołem – nie sposób było się pomylić. Chwilę przed tym, jak jego wzrok spoczął na jej barkach wiedział – była taka jak on. Jak siostra bliźniaczka, jak lustrzane odbicie jego samego. Z tym samym bólem w oczach, z tak samo uszkodzonym skrzydłem, z tą samą tęsknotą, która bezgłośnie wyrywała się z całego jej ciała...
Wstał powoli, ujmując jej delikatną dłoń. Ich twarze rozjaśnił uśmiech zrozumienia. Bez słowa, w absolutnym milczeniu, stojąc naprzeciw siebie, uwolnili swoje pojedyncze skrzydła. Objęli się mocno w bratnim porozumieniu dusz i niczym jedno ciało poruszyli skrzydłami – każde swoim. Kurz zatańczył nad miejskim brukiem, gdy wznosili się w powietrze, rytmicznie, majestatycznie, odzyskując dawną chwałę, blask i moc... Poszybowali ku błękitnym przestworzom, nurzając się w obłokach, kąpiąc w słonecznym blasku... Wiatr niósł ich perlisty śmiech...
...bo nawet zraniony anioł może znowu latać...
Rafał Wieliczko
Był sobie pewnego razu anioł, którego słabością największą była miłość do ludzi i chęć pomagania im. Obserwował z wysoka ich losy, ich cierpienia i problemy – jedyne czego chciał, to pomóc im, ulżyć w ich ciężkiej doli. I zdarzyło się tak, że gdy miał już dość przyglądania się tylko, sfrunął na ziemię, w majestacie blasku i szumu skrzydeł i pomógł. Jednej osobie, drugiej, trzeciej... Pojawiał się tylko na chwilę lecz wszędzie tam, gdzie się pojawił – nagle los się odmieniał. Ktoś znajdował pracę, ktoś odzyskiwał utraconą miłość, ktoś wyzdrowiał z nieuleczalnej choroby... Ludzie zBajka o zranionym aniele ust do ust przekazywali sobie opowieść o przychodzącym znikąd aniele, który wszystkim pomaga, spełnia życzenia, ulepsza człowiecze życie...
Pewnego dnia jednak, pośrodku zatłoczonej ulicy, ktoś rozpoznał anioła i gromkim głosem krzyknął: „To on!!!” Jak na komendę ludzie rzucili się w jego stronę, wykrzykując swoje prośby, pragnąc mocy, żądając cudów. Tłoczyli się wokół niego jak mrówki, wyciągając ręce, szarpiąc go, wyrywając pióra, przepychając się do niego. Każdy chciał mieć kawałek dla siebie. W ścisku zadeptywali siebie nawzajem, lgnąc do obietnicy spełnienia marzeń. Krzyczeli, szarpali, darli, drapali, rozpychali się i bili... Anioł stał w pokorze...
Nie minęło zbyt wiele chwil, a ulica opustoszała. Pośrodku pozostała tylko jedna postać... W podartej szacie, z powyrywanymi włosami, pooraną paznokciami twarzą, krwią cieknącą cienkim strumyczkiem z nosa... i z kikutem prawego skrzydła, w którym już piór nie było a jedynie strzęp żałosny... Zraniony anioł kulejąc, powlókł się przed siebie, w gardle dusząc gorycz zawodu. To nie byli ludzie – opanowani niepohamowaną żądzą spełnienia swoich pragnień, przemienili się w dzikie zwierzęta. Gdy miast anioła w ich drapieżnych rękach pozostał jedynie strzęp postaci – odstąpili widząc, że nic z ich marzeń nie będzie. Niektórzy nawet przeklinali go i lżyli, że nie zechciał im pomóc. To bolało... Bardziej niż zadane fizycznie rany...
Anioł stracił swoją wiarę w ludzi. Dzień po dniu wędrował ulicami, popychany przez mijających ludzi, w których oczach widział jedynie pogardę i niechęć. „Kaleka... brudas... odmieniec...” - słyszał ich myśli. Dostrzegał ich pełne odrazy miny. Jego szare oczy zachodziły wtedy łzami. Chciał wykrzyczeć, że to oni takim go uczynili, że to przez nich tak wygląda, ale przecież był aniołem. Nie mógł tego powiedzieć nikomu prosto w twarz. Cierpiał więc dalej w milczeniu.
Jego biała szata wkrótce poszarzała, postrzępione jej skrawki luźno zwisały z wychudzonego ciała. Kikut obszarpanego skrzydła zabliźnił się i już tak nie promieniował bólem (drugie skrzydło przezornie ukrył pod szatą, przywiązane ściśle do pleców). Na twarzy pozostała mu brzydka blizna po wyjątkowo mocnej ranie zadanej paznokciem przez jakąś krzykliwą kobietę. Skołtunione, długie włosy pozlepiały się w strąki i straciły dawny blask.
Każdego dnia anioł tęsknie patrzył w niebo. Na niebieskie przestworza, na białe obłoki skąpane w złotym blasku słońca. I marzył. Marzył, by móc znowu latać, poczuć wiatr pod skrzydłami, spojrzeć z góry na cały świat, poczuć ten smak wolności. Tęsknił i z każdym mijającym dniem tęsknota się wzmagała. Wielekroć nieświadomie chciał wzbić się w górę, a wtedy przejmujący ból brakującego skrzydła przypominał o niemożności zrealizowania marzeń. Zastygał wtedy w miejscu, patrząc prosto w niebo, a po jego policzkach spływały duże łzy...
Pewnego dnia siedział skulony na krawężniku, ramionami obejmując kolana, ze spuszczoną w dół głową. Obserwował strużkę wody spływająca do kanału ściekowego, rozmyślając nad własnym upływającym życiem. W tafli wody odbijało się błękitne niebo – jego tęsknota i nieosiągalne marzenie. I nagle odbite w wodzie niebo przesłonił cień, a na jego ramieniu spoczęła czyjaś dłoń. Uniósł głowę i spojrzał prosto w głęboką zieleń przenikliwych oczu kobiety. Rozpoznał ją natychmiast: ona też była aniołem – nie sposób było się pomylić. Chwilę przed tym, jak jego wzrok spoczął na jej barkach wiedział – była taka jak on. Jak siostra bliźniaczka, jak lustrzane odbicie jego samego. Z tym samym bólem w oczach, z tak samo uszkodzonym skrzydłem, z tą samą tęsknotą, która bezgłośnie wyrywała się z całego jej ciała...
Wstał powoli, ujmując jej delikatną dłoń. Ich twarze rozjaśnił uśmiech zrozumienia. Bez słowa, w absolutnym milczeniu, stojąc naprzeciw siebie, uwolnili swoje pojedyncze skrzydła. Objęli się mocno w bratnim porozumieniu dusz i niczym jedno ciało poruszyli skrzydłami – każde swoim. Kurz zatańczył nad miejskim brukiem, gdy wznosili się w powietrze, rytmicznie, majestatycznie, odzyskując dawną chwałę, blask i moc... Poszybowali ku błękitnym przestworzom, nurzając się w obłokach, kąpiąc w słonecznym blasku... Wiatr niósł ich perlisty śmiech...
...bo nawet zraniony anioł może znowu latać...
Rafał Wieliczko
Musicie zawsze powstawać! - Michel Quoist
Musicie zawsze powstawać! - Michel Quoist
Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Etykiety:
inspiracja,
Michael Quoist,
motywacja,
wiersz
Przypowieść z morałem - Cztery świece
Cztery świece płonęły powoli. Było tak cicho, że prawie usłyszałbyś ich rozmowę. Pierwsza rzekła:
- Ja jestem pokój! Jednak nikt nie troszczy się o to, abym płonęła. Dlatego odchodzę.
Płomień stawał się coraz mniejszy, aż w końcu zupełnie zgasł...
Druga rzekła:
- Ja jestem wiara! Najmniej z nas wszystkich czuję się potrzebna, dlatego nie widzę sensu dłużej płonąć.
Gdy skończyła mówić, lekki podmuch wiatru zgasił płomień...
Trzecia ze świec zwróciła się ku nim i ze smutkiem rzekła:
- Ja jestem miłość! Nie mam siły dłużej świecić. Ludzie odsunęli mnie na bok, nie rozumiejąc mojego znaczenia. Zapominają kochać nawet tych, którzy są im najbliżsi.
I nie czekając ani chwili zgasła...
Nagle dziecko otworzyło drzwi i zobaczyło, że trzy świece przestały płonąć.
- Dlaczego zgasłyście? Świece powinny płonąć aż do końca.
To powiedziawszy dziecko rozpłakało się. Wtedy odezwała się czwarta świeca:
- Nie smuć się. Dopóki ja płonę, od mojego płomienia możemy zapalić pozostałe świece. Ja jestem nadzieja!
Z błyszczącymi od łez oczyma, dziecko wzięło w dłoń świecę nadziei i od jej płomienia zapaliło pozostałe świece.
Płomień nadziei nie powinien nigdy zgasnąć w Twoim życiu... Każdy z nas powinien podtrzymywać płomienie Pokoju, Wiary, Miłości i Nadziei!
- Ja jestem pokój! Jednak nikt nie troszczy się o to, abym płonęła. Dlatego odchodzę.
Płomień stawał się coraz mniejszy, aż w końcu zupełnie zgasł...
Druga rzekła:
- Ja jestem wiara! Najmniej z nas wszystkich czuję się potrzebna, dlatego nie widzę sensu dłużej płonąć.
Gdy skończyła mówić, lekki podmuch wiatru zgasił płomień...
Trzecia ze świec zwróciła się ku nim i ze smutkiem rzekła:
- Ja jestem miłość! Nie mam siły dłużej świecić. Ludzie odsunęli mnie na bok, nie rozumiejąc mojego znaczenia. Zapominają kochać nawet tych, którzy są im najbliżsi.
I nie czekając ani chwili zgasła...
Nagle dziecko otworzyło drzwi i zobaczyło, że trzy świece przestały płonąć.
- Dlaczego zgasłyście? Świece powinny płonąć aż do końca.
To powiedziawszy dziecko rozpłakało się. Wtedy odezwała się czwarta świeca:
- Nie smuć się. Dopóki ja płonę, od mojego płomienia możemy zapalić pozostałe świece. Ja jestem nadzieja!
Z błyszczącymi od łez oczyma, dziecko wzięło w dłoń świecę nadziei i od jej płomienia zapaliło pozostałe świece.
Płomień nadziei nie powinien nigdy zgasnąć w Twoim życiu... Każdy z nas powinien podtrzymywać płomienie Pokoju, Wiary, Miłości i Nadziei!
piątek, 14 sierpnia 2009
Przypowieść z morałem - Cegła
Młody odnoszący sukces kierownik jechał sąsiednią ulicą, jadąc odrobinę za szybko swoim nowym Jaguarem. Uważał na dzieciaki wyskakujące zza zaparkowanych samochodów i zwalniał jak tylko mu się wydawało, że coś zobaczył.Auto przejechało,żadne dziecko się nie pojawiło. Zamiast tego, cegła uderzyła w boczne drzwi Jaguara. Dał po hamulcach i zawrócił Jaguara do miejsca z którego rzucono cegłę.
Zezłoszczony kierowca wyskoczył z samochodu, złapał najbliższego dzieciaka i pchnął go na zaparkowany samochód krzycząc:
-Co to było i kim Ty jesteś?....I co do licha robisz. To jest nowym samochód, a ta rzucona cegła będzie Cię kosztować kupę kasy!!....Dlaczego to zrobiłeś??
Młody chłopak bronił się:
-Proszę Pana...Proszę, Przepraszam, ale nie wiedziałem, co innego mogę zrobić-błagał.
Rzuciłem cegłą, bo nikt inny by się nie zatrzymał...
Zez łzami spływającymi po twarzy i po brodzie chłopaczek wskazał na miejsce obok zaparkowanego samochodu.
-To jest mój brat-powiedział. Zjechał z krawężnika i spadł z wózka inwalidzkiego, a ja nie potrafię go podnieść....
Teraz szlochając chłopiec poprosił oszołomionego kierowcę:
-Czy mógłby Pan mi pomóc podnieść Go na wózek?? Jest poraniony i za ciężki dla mnie...
Poruszony kierowca próbował przełknąć gwałtownie pojawiającą się kluskę w gardle. Szybko podniósł chłopca na wózek, potem wyciągnął chusteczki i oczyścił ranki i przecięcia.
-Dziękuję i niech Cię Bóg błogosławi-wdzięczne dziecko odpowiedziało nieznajomemu.
Zbyt zszokowany aby powiedzieć słowo mężczyzna po prostu patrzył jak chłopiec popychał swojego przywiązanego do wózka brata w kierunku domu...To był długi i wolny spacer z powrotem do Jaguara...
Uszkodzenie było bardzo widoczne, ale mężczyzna nigdy nie zajął się naprawieniem uszkodzonych drzwi...Zostawił je w takim stanie aby przypominały mu wiadomość...
Nie idź przez życie tak szybko, aby ktoś musiał rzucać w Ciebie cegłą, by zwrócić na siebie Twoją uwagę.
Zezłoszczony kierowca wyskoczył z samochodu, złapał najbliższego dzieciaka i pchnął go na zaparkowany samochód krzycząc:
-Co to było i kim Ty jesteś?....I co do licha robisz. To jest nowym samochód, a ta rzucona cegła będzie Cię kosztować kupę kasy!!....Dlaczego to zrobiłeś??
Młody chłopak bronił się:
-Proszę Pana...Proszę, Przepraszam, ale nie wiedziałem, co innego mogę zrobić-błagał.
Rzuciłem cegłą, bo nikt inny by się nie zatrzymał...
Zez łzami spływającymi po twarzy i po brodzie chłopaczek wskazał na miejsce obok zaparkowanego samochodu.
-To jest mój brat-powiedział. Zjechał z krawężnika i spadł z wózka inwalidzkiego, a ja nie potrafię go podnieść....
Teraz szlochając chłopiec poprosił oszołomionego kierowcę:
-Czy mógłby Pan mi pomóc podnieść Go na wózek?? Jest poraniony i za ciężki dla mnie...
Poruszony kierowca próbował przełknąć gwałtownie pojawiającą się kluskę w gardle. Szybko podniósł chłopca na wózek, potem wyciągnął chusteczki i oczyścił ranki i przecięcia.
-Dziękuję i niech Cię Bóg błogosławi-wdzięczne dziecko odpowiedziało nieznajomemu.
Zbyt zszokowany aby powiedzieć słowo mężczyzna po prostu patrzył jak chłopiec popychał swojego przywiązanego do wózka brata w kierunku domu...To był długi i wolny spacer z powrotem do Jaguara...
Uszkodzenie było bardzo widoczne, ale mężczyzna nigdy nie zajął się naprawieniem uszkodzonych drzwi...Zostawił je w takim stanie aby przypominały mu wiadomość...
Nie idź przez życie tak szybko, aby ktoś musiał rzucać w Ciebie cegłą, by zwrócić na siebie Twoją uwagę.
czwartek, 13 sierpnia 2009
Małgorzata Hillar - "My z drugiej połowy XX wieku"
Małgorzata Hillar - "My z drugiej połowy XX wieku"
My z drugiej połowy XX wieku
rozbijający atomy
zdobywcy księżyca
wstydzimy się
miękkich gestów
czułych spojrzeń
ciepłych uśmiechów
Kiedy cierpimy
wykrzywiamy lekceważąco wargi
Kiedy przychodzi miłość
wzruszamy pogardliwie ramionami
Silni cyniczni
z ironicznie zmrużonymi oczami
Dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości
My z drugiej połowy XX wieku
rozbijający atomy
zdobywcy księżyca
wstydzimy się
miękkich gestów
czułych spojrzeń
ciepłych uśmiechów
Kiedy cierpimy
wykrzywiamy lekceważąco wargi
Kiedy przychodzi miłość
wzruszamy pogardliwie ramionami
Silni cyniczni
z ironicznie zmrużonymi oczami
Dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości
środa, 12 sierpnia 2009
Przypowieść z morałem - Dlaczego kobiety płaczą?
Dlaczego kobiety płaczą?
- Dlaczego płaczesz? - młody chłopiec zapytał swą mamę.
- Ponieważ jestem kobietą, odpowiedziała mu.
- Nie rozumiem, odpowiedział.
Ona go przytuliła i rzekła: ...i nigdy się nie dowiesz, ale nie martw się to normalne.
Później chłopiec spytał swojego Ojca, dlaczego Mama płacze bez powodu?
Wszystkie kobiety płaczą bez powodu. ...było to wszystko co mógł mu odpowiedzieć.
Mały chłopiec urósł i stał się mężczyzną i wciąż nie wiedzą dlaczego kobiety płaczą. Nareszcie uklęknął złożył ręce i zapytał: Boże... Dlaczego kobiety płaczą (tak łatwo)?
A Bóg mu odpowiedział...
...Kiedy tworzyłem kobietę postanowiłem ją uczynić wyjątkową. Stworzyłem jej ramiona na tyle silne by mogła dźwigać ciężar całego świata! Dałem jej nadzwyczajną siłę, pozwalającą jej rodzić dzieci jak również znosić odrzucenie, spowodowane czasem przez jej własne dzieci! Dałem jej stanowczość, która pozwala jej na opiekę nad rodziną i przyjaciółmi.
Niestraszna jej choroba!
Stworzyłem ją wrażliwą, aby kochała wszystkie dzieci, nawet wtedy, gdy jej własne ją bardzo skrzywdzą!
Dałem jej siłę, aby opiekowała się swoim mężem mimo jego wad, Zrobiłem ją z żebra swego męża, tak, aby chroniła jego serce!
Dałem jej mądrość, aby wiedziała, że dobry mąż nigdy nie skrzywdzi swej żony. Czasem jednak testuje jej siłę i wytrwałość żony w wierze w niego. Synu, na sam koniec...
Dałem jej również łzę do wypłakania. Jest to jej jedyna słabość! Jeśli kiedyś zobaczysz, że płacze, powiedz jej jak bardzo ją kochasz i jak wiele robi dla innych. I jeśli nawet wciąż płacze, sprawiłeś, że poczuła się o wiele lepiej.
Ona jest wyjątkowa!
autor nieznany
- Dlaczego płaczesz? - młody chłopiec zapytał swą mamę.
- Ponieważ jestem kobietą, odpowiedziała mu.
- Nie rozumiem, odpowiedział.
Ona go przytuliła i rzekła: ...i nigdy się nie dowiesz, ale nie martw się to normalne.
Później chłopiec spytał swojego Ojca, dlaczego Mama płacze bez powodu?
Wszystkie kobiety płaczą bez powodu. ...było to wszystko co mógł mu odpowiedzieć.
Mały chłopiec urósł i stał się mężczyzną i wciąż nie wiedzą dlaczego kobiety płaczą. Nareszcie uklęknął złożył ręce i zapytał: Boże... Dlaczego kobiety płaczą (tak łatwo)?
A Bóg mu odpowiedział...
...Kiedy tworzyłem kobietę postanowiłem ją uczynić wyjątkową. Stworzyłem jej ramiona na tyle silne by mogła dźwigać ciężar całego świata! Dałem jej nadzwyczajną siłę, pozwalającą jej rodzić dzieci jak również znosić odrzucenie, spowodowane czasem przez jej własne dzieci! Dałem jej stanowczość, która pozwala jej na opiekę nad rodziną i przyjaciółmi.
Niestraszna jej choroba!
Stworzyłem ją wrażliwą, aby kochała wszystkie dzieci, nawet wtedy, gdy jej własne ją bardzo skrzywdzą!
Dałem jej siłę, aby opiekowała się swoim mężem mimo jego wad, Zrobiłem ją z żebra swego męża, tak, aby chroniła jego serce!
Dałem jej mądrość, aby wiedziała, że dobry mąż nigdy nie skrzywdzi swej żony. Czasem jednak testuje jej siłę i wytrwałość żony w wierze w niego. Synu, na sam koniec...
Dałem jej również łzę do wypłakania. Jest to jej jedyna słabość! Jeśli kiedyś zobaczysz, że płacze, powiedz jej jak bardzo ją kochasz i jak wiele robi dla innych. I jeśli nawet wciąż płacze, sprawiłeś, że poczuła się o wiele lepiej.
Ona jest wyjątkowa!
autor nieznany
wtorek, 11 sierpnia 2009
Sentencje łacińskie # 3
Per fas et nefas - prawem i bezprawiem (nie przebierając w środkach)
Per scientiam ad salutem aegroti- przez wiedzę do zdrowia chorego.
Pereat mundus, fiat iustitia! - niech zginie świat, byleby się stało zadość sprawiedliwości (Św. Augustyn)
Periculum in mora - niebezpieczeństwo w zwłoce.
Piscem natare doces - rybę uczysz pływać.
Plenus venter non studet libenter - pełny brzuch uczy się niechętnie.
Plures crapula quam gladius perdidit - pijaństwo gubi gorzej od miecza.
Post cenam non stare sed mille passus meare.
Post hoc non est propter hoc - potem nie znaczy dlatego.
Post mortem est nulla voluptas - po śmierci nie czas na przyjemności.
Praemonitus, praemunitus - ostrzeżony - uzbrojony.
Praesente medico nihil nocet - w obecności lekarza nic nie szkodzi.
Praevenire melius est quam praeveniri - lepiej jest wyprzedzać niż być wyprzedzanym.
Primum non nocere - po pierwsze - nie szkodzić.
Principes hominum, filii hominum, non est salus in illis - darmo szukać zbawienia u pierwszych wśród ludzi, u synów ludzi (Adam Mickiewicz)
Pro arte et studio.
Quae vetera nunc sunt, fuerunt olim nova - to co teraz jest stare, kiedyś było nowe (Kwintylian)
Qualis vir, talis oratio - jaki mąż, taka mowa.
Qui bibit, dormit; qui dormit, non peccat; qui non peccat, sanctus est (ergo: qui bibit - sanctus est) - kto pije - ten śpi, kto śpi - nie grzeszy, kto nie grzeszy - jest święty, a więc: kto pije, jest święty.
Qui gladio ferit, gladio perit - kto mieczem wojuje od miecza ginie.
Qui rogat, non errat - kto pyta nie błądzi.
Qui scribit, bis legit - kto pisze, ten podwójnie czyta.
Qui tacet, consentire videtur - kto milczy, ten się zgadza.
Quicquid agis, prudenter agas et respice finem - cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i wypatruj końca (miej na uwadze efekt).
Quicquid Latine dictum sit, altum videtur - cokolwiek powiesz po łacinie brzmi mądrze.
Quicquid discis, tibi discis - czegokolwiek się uczysz, uczysz się dla siebie.
Quo vadis Domine - dokad zmierzasz panie?
Quod licet Iovi, non licet bovi - Co przystoi Jowiszowi, nie przystoi wołu (polskie: "co wolno wojewodzie...")
Quod medicina aliis, aliis est acre venenum - co dla jednych jest lekarstwem, dla innych jest straszną trucizną.
Quot capita, tot sententiae - ile głów, tyle zdań.
Rediit ad plures - dołączył do licznych, do większości (tj. umarł)
Rem tene, verba sequentur - rzecz trzymaj (trzymaj się tematu), słowa nadążą za nim (Kato Starszy)
Requestat in pace (R.I.P) - niech spoczywa w pokoju (napis na nagrobkach)
Repetitio est mater studiorum - powtarzanie jest matką nauki (uczenia się)
Romanus sedendo vincit - Rzymianin siedząc zwycięża.
Saepe est etiam sub palliolo sordido sapientia. - często jest tak, że pod płaszczem ubogim mądrość się skrywa.
Saepe morborum gravium exitus incerti sunt - jak się zakończy ciężka choroba jest często niepewne (mimo, że pacjent ciężko choruje, zawsze może wyzdrowieć)
Salus aegroti suprema lex esto - zdrowie chorego najwyższym prawem.
Salus populi suprema lex esto - dobro ludu najwyższym prawem.
Salus rei publicae suprema lex esto - dobro republiki najwyższym prawem (Cyceron)
Sapienti sat - mądrej głowie dość dwie słowie (zob. Dictum sapienti sat)
Sapienta ars vivendi putanda est - mądrość należy uważać za sztukę życia.
Sapere aude - odważ się być mądrym (Horacy)
Scientiae radices amarae, fructus dulces - Wiedzy korzenie niemiłe, owoc słodki.
Scio me nihil scire - wiem, że nic nie wiem.
Scribere scribendo, dicendo dicere disces - pisać uczysz się pisząc, mowy - mówiąc.
Semper in altum - zawsze wzwyż.
Semper paratus - zawsze gotowy.
Sero venientibus ossa - kości (zostają) dla tych, którzy przychodzą za późno (na ucztę); kto późno przychodzi, ten sam sobie szkodzi.
Si tacuisses, philosophus mansisses - gdybyś milczał, byłbyś filozofem (a tak odezwaniem się ujawniłeś głupotę)
Si vis pacem, para iustitiam - chcesz pokoju, czyń sprawiedliwość.
Si vis pacem, para bellum - jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny.
Sibi omino similis
Sic transit gloria mundi - tak przemija chwała tego świata.
Simila similibus curantur - podobne leczy się podobnym (zasada medycyny ludowej: czymżeś się struł, tym się lecz)
Sine labore non erit panis in ore - bez pracy nie będzie chleba w ustach (polskie: Bez pracy nie ma kołaczy)
Sine ira et studio - bez gniewu i namiętności (Tacyt, Roczniki - zapewnienie o bezstronności autora)
Sit tibi terra levis. - dosł. Niechaj tobie ziemia lekka (będzie).
Sursum corda! - w górę serca!
Solus contra omnes - sam przeciw wszystkim.
Tabula rasa - czysta tablica.
Talis pater, talis flius - Jaki ojciec, taki syn.
Tarde venientibus ossa - dosł. Dla leniwie przychodzących kości (zostają)
Tempora mutantur et nos mutamur in illis - czasy się zmieniają, a my zmieniamy się wraz z nimi.
Tertius gaudens - trzeci się cieszy (polskie: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta)
Tres faciunt collegium - trzech tworzy zebranie (zwyczajowe i prawne minimum do założenia związku, rozpoczęcia obrad)
Treuga Dei - rozejm Boży.
Totus Tuus - Cały Twój.
Ubi concordia, ibi victoria - gdzie zgoda, tam zwycięstwo.
Ubi tu Gaius, ibi ego Gaia - gdzie ty Gajuszem, tam ja Gają (starożytna formuła ślubna wypowiadana przez pannę młodą)
Unum castigabis, centum emendabis - jednego zganisz, a stu (tym) naprawisz.
Usus magister est optimus - doświadczenie jest najlepszym nauczycielem, Cyceron.
Ut ameris, amabilis esto - jeśli chcesz być kochanym, bądź godny miłości.
Ut sementem feceris, ita metes. - jak zasiew czynisz, tak zbierzesz.
Ut sis nocte levis, sit tibi cena brevis! - abyś był lekki w nocy, krótko jedz.
Vade mecum! - dosłownie: chodź ze mną (postępuj jak wskazano - nazwa poradników)
Vae victis - biada zwyciężonym (porównaj gloria victis)
Vale et me ama - żegnaj i kochaj mnie (forma zakończenia listu)
Vanitas vanitatum et omnia vanitas - marnośc nad marnościami i wszystko marność.
Veni, vidi, vici - przyszedłem, zobaczyłem, zwyciężyłem (wg Plutarcha słowa Juliusza Cezara po zwycięstwie nad Farnacesem, królem Pontu)
Verba docent, exempla trahunt - słowa uczą, przykłady pociągają (skłaniają do naśladowania)
Verba volant, scripta manent - słowa ulatują, pisma pozostają.
Veritas temporis filia est - prawda jest córką czasu (z czasem wszystko wychodzi na jaw; wg Gelliusza XII, 11, 7 "słowa któregoś z dawnych poetów, którego nazwisko mi teraz wyleciało z pamięci")
Vestigia terrent - ślady odstraszają (a więc nie wchodźmy do jaskini, jeżeli widać tylko ślady wchodzących)
Video lupum - widzę wilka (polskie: O wilku mowa, a wilk tuż)
Video meliora proboque, deteriora sequor - widzę lepsze i pochwalam, ale idę za gorszym.
Virtuti militari. - męstwu żołnierskiemu.
Volenti non fit iniuria - chcącemu nie dzieje się krzywda.
Vox populi, vox Dei - głos ludu, to głos Boga (Alkuin - ok. 735 - 804)
Vulnerant omnes, ultima necat. - ranią wszystkie, ostatnia zabija (o godzinach; napis na zegarze)
Per scientiam ad salutem aegroti- przez wiedzę do zdrowia chorego.
Pereat mundus, fiat iustitia! - niech zginie świat, byleby się stało zadość sprawiedliwości (Św. Augustyn)
Periculum in mora - niebezpieczeństwo w zwłoce.
Piscem natare doces - rybę uczysz pływać.
Plenus venter non studet libenter - pełny brzuch uczy się niechętnie.
Plures crapula quam gladius perdidit - pijaństwo gubi gorzej od miecza.
Post cenam non stare sed mille passus meare.
Post hoc non est propter hoc - potem nie znaczy dlatego.
Post mortem est nulla voluptas - po śmierci nie czas na przyjemności.
Praemonitus, praemunitus - ostrzeżony - uzbrojony.
Praesente medico nihil nocet - w obecności lekarza nic nie szkodzi.
Praevenire melius est quam praeveniri - lepiej jest wyprzedzać niż być wyprzedzanym.
Primum non nocere - po pierwsze - nie szkodzić.
Principes hominum, filii hominum, non est salus in illis - darmo szukać zbawienia u pierwszych wśród ludzi, u synów ludzi (Adam Mickiewicz)
Pro arte et studio.
Quae vetera nunc sunt, fuerunt olim nova - to co teraz jest stare, kiedyś było nowe (Kwintylian)
Qualis vir, talis oratio - jaki mąż, taka mowa.
Qui bibit, dormit; qui dormit, non peccat; qui non peccat, sanctus est (ergo: qui bibit - sanctus est) - kto pije - ten śpi, kto śpi - nie grzeszy, kto nie grzeszy - jest święty, a więc: kto pije, jest święty.
Qui gladio ferit, gladio perit - kto mieczem wojuje od miecza ginie.
Qui rogat, non errat - kto pyta nie błądzi.
Qui scribit, bis legit - kto pisze, ten podwójnie czyta.
Qui tacet, consentire videtur - kto milczy, ten się zgadza.
Quicquid agis, prudenter agas et respice finem - cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i wypatruj końca (miej na uwadze efekt).
Quicquid Latine dictum sit, altum videtur - cokolwiek powiesz po łacinie brzmi mądrze.
Quicquid discis, tibi discis - czegokolwiek się uczysz, uczysz się dla siebie.
Quo vadis Domine - dokad zmierzasz panie?
Quod licet Iovi, non licet bovi - Co przystoi Jowiszowi, nie przystoi wołu (polskie: "co wolno wojewodzie...")
Quod medicina aliis, aliis est acre venenum - co dla jednych jest lekarstwem, dla innych jest straszną trucizną.
Quot capita, tot sententiae - ile głów, tyle zdań.
Rediit ad plures - dołączył do licznych, do większości (tj. umarł)
Rem tene, verba sequentur - rzecz trzymaj (trzymaj się tematu), słowa nadążą za nim (Kato Starszy)
Requestat in pace (R.I.P) - niech spoczywa w pokoju (napis na nagrobkach)
Repetitio est mater studiorum - powtarzanie jest matką nauki (uczenia się)
Romanus sedendo vincit - Rzymianin siedząc zwycięża.
Saepe est etiam sub palliolo sordido sapientia. - często jest tak, że pod płaszczem ubogim mądrość się skrywa.
Saepe morborum gravium exitus incerti sunt - jak się zakończy ciężka choroba jest często niepewne (mimo, że pacjent ciężko choruje, zawsze może wyzdrowieć)
Salus aegroti suprema lex esto - zdrowie chorego najwyższym prawem.
Salus populi suprema lex esto - dobro ludu najwyższym prawem.
Salus rei publicae suprema lex esto - dobro republiki najwyższym prawem (Cyceron)
Sapienti sat - mądrej głowie dość dwie słowie (zob. Dictum sapienti sat)
Sapienta ars vivendi putanda est - mądrość należy uważać za sztukę życia.
Sapere aude - odważ się być mądrym (Horacy)
Scientiae radices amarae, fructus dulces - Wiedzy korzenie niemiłe, owoc słodki.
Scio me nihil scire - wiem, że nic nie wiem.
Scribere scribendo, dicendo dicere disces - pisać uczysz się pisząc, mowy - mówiąc.
Semper in altum - zawsze wzwyż.
Semper paratus - zawsze gotowy.
Sero venientibus ossa - kości (zostają) dla tych, którzy przychodzą za późno (na ucztę); kto późno przychodzi, ten sam sobie szkodzi.
Si tacuisses, philosophus mansisses - gdybyś milczał, byłbyś filozofem (a tak odezwaniem się ujawniłeś głupotę)
Si vis pacem, para iustitiam - chcesz pokoju, czyń sprawiedliwość.
Si vis pacem, para bellum - jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny.
Sibi omino similis
Sic transit gloria mundi - tak przemija chwała tego świata.
Simila similibus curantur - podobne leczy się podobnym (zasada medycyny ludowej: czymżeś się struł, tym się lecz)
Sine labore non erit panis in ore - bez pracy nie będzie chleba w ustach (polskie: Bez pracy nie ma kołaczy)
Sine ira et studio - bez gniewu i namiętności (Tacyt, Roczniki - zapewnienie o bezstronności autora)
Sit tibi terra levis. - dosł. Niechaj tobie ziemia lekka (będzie).
Sursum corda! - w górę serca!
Solus contra omnes - sam przeciw wszystkim.
Tabula rasa - czysta tablica.
Talis pater, talis flius - Jaki ojciec, taki syn.
Tarde venientibus ossa - dosł. Dla leniwie przychodzących kości (zostają)
Tempora mutantur et nos mutamur in illis - czasy się zmieniają, a my zmieniamy się wraz z nimi.
Tertius gaudens - trzeci się cieszy (polskie: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta)
Tres faciunt collegium - trzech tworzy zebranie (zwyczajowe i prawne minimum do założenia związku, rozpoczęcia obrad)
Treuga Dei - rozejm Boży.
Totus Tuus - Cały Twój.
Ubi concordia, ibi victoria - gdzie zgoda, tam zwycięstwo.
Ubi tu Gaius, ibi ego Gaia - gdzie ty Gajuszem, tam ja Gają (starożytna formuła ślubna wypowiadana przez pannę młodą)
Unum castigabis, centum emendabis - jednego zganisz, a stu (tym) naprawisz.
Usus magister est optimus - doświadczenie jest najlepszym nauczycielem, Cyceron.
Ut ameris, amabilis esto - jeśli chcesz być kochanym, bądź godny miłości.
Ut sementem feceris, ita metes. - jak zasiew czynisz, tak zbierzesz.
Ut sis nocte levis, sit tibi cena brevis! - abyś był lekki w nocy, krótko jedz.
Vade mecum! - dosłownie: chodź ze mną (postępuj jak wskazano - nazwa poradników)
Vae victis - biada zwyciężonym (porównaj gloria victis)
Vale et me ama - żegnaj i kochaj mnie (forma zakończenia listu)
Vanitas vanitatum et omnia vanitas - marnośc nad marnościami i wszystko marność.
Veni, vidi, vici - przyszedłem, zobaczyłem, zwyciężyłem (wg Plutarcha słowa Juliusza Cezara po zwycięstwie nad Farnacesem, królem Pontu)
Verba docent, exempla trahunt - słowa uczą, przykłady pociągają (skłaniają do naśladowania)
Verba volant, scripta manent - słowa ulatują, pisma pozostają.
Veritas temporis filia est - prawda jest córką czasu (z czasem wszystko wychodzi na jaw; wg Gelliusza XII, 11, 7 "słowa któregoś z dawnych poetów, którego nazwisko mi teraz wyleciało z pamięci")
Vestigia terrent - ślady odstraszają (a więc nie wchodźmy do jaskini, jeżeli widać tylko ślady wchodzących)
Video lupum - widzę wilka (polskie: O wilku mowa, a wilk tuż)
Video meliora proboque, deteriora sequor - widzę lepsze i pochwalam, ale idę za gorszym.
Virtuti militari. - męstwu żołnierskiemu.
Volenti non fit iniuria - chcącemu nie dzieje się krzywda.
Vox populi, vox Dei - głos ludu, to głos Boga (Alkuin - ok. 735 - 804)
Vulnerant omnes, ultima necat. - ranią wszystkie, ostatnia zabija (o godzinach; napis na zegarze)
poniedziałek, 10 sierpnia 2009
Przypowieść z morałem - Dzielenie się najlepszym ziarnem
Dzielenie się najlepszym ziarnem
Pewien rolnik, którego kukurydza zawsze dostawała pierwszą nagrodę na Targu Stanowym, miał zwyczaj dzielenia się swym najlepszym ziarnem z wszystkimi rolnikami w okolicy.
Kiedy zapytano go dlaczego, powiedział:
- "To jest doprawdy w moim własnym interesie. Wiatr zdmuch*je pyłek i niesie go z pola na pole. Więc jeśli moi sąsiedzi uprawiają kukurydzę gorszej jakości, przekrzyżowanie obniża jakość mojej. Dlatego zależy mi, żeby siali tylko najlepszą z najlepszych".
Wszystko co dajesz innym, dajesz sobie samemu.
Bruno Ferrero
Pewien rolnik, którego kukurydza zawsze dostawała pierwszą nagrodę na Targu Stanowym, miał zwyczaj dzielenia się swym najlepszym ziarnem z wszystkimi rolnikami w okolicy.
Kiedy zapytano go dlaczego, powiedział:
- "To jest doprawdy w moim własnym interesie. Wiatr zdmuch*je pyłek i niesie go z pola na pole. Więc jeśli moi sąsiedzi uprawiają kukurydzę gorszej jakości, przekrzyżowanie obniża jakość mojej. Dlatego zależy mi, żeby siali tylko najlepszą z najlepszych".
Wszystko co dajesz innym, dajesz sobie samemu.
Bruno Ferrero
Anegdoty o Papieżu Janie Pawle II
Papież był bardzo niezadowolony z tego, że obwozi się go w szklanej klatce. Pomysłu tego broniła pewna Polka, mając możliwość rozmowy z Janem Pawłem II w Krakowie.
- Ta klatka zmniejsza jednak ryzyko - tłumaczyła - Nic nie poradzimy, że się lękamy o Waszą Świątobliwość...
Papiez sie usmiechnal.
- Ja też niepokoję się o swoją świątobliwość.
------------------------------
Któregoś wieczoru, podczas szpitalnej rekonwalescencji w klinice Gemelli po zamachu na Placu świętego Piotra, Papież wyszedł ze swojego pokoju na opustoszały korytarz. Rozejrzał się i powiedział: "Ładne rzeczy, wszyscy sobie poszli, a mnie zostawili!"
------------------------------
Pewnego razu Karol Wortyła wybrał się na samotną wycieczkę w góry. Ubrany sportowo, wyglądał tak, jak wielu innych turystów. W trakcie wędrówki spostrzegł, że zapomniał zegarka, podszedł więc do opalającej się na uboczu młodej kobiety i już miał zapytać o godzinę, gdy ta uśmiechnęła się.
- Zapomniał pan zegarka, co?
- A skąd pani wie? - zapytał zaskoczony Wojtyła.
- Z doświadczenia - odrzekła - Jest pan dziś już dziesiątym mężczyzną, który zapomniał zegarka. Zaczyna się od zegarka, potem proponuje się winko, wieczorem dansing...
- Ależ proszę pani, ja jestem księdzem...
- Wie pan - odpowiedziała rozbawiona nieznajoma - podrywano mnie w różny sposób, ale na księdza to pierwszy raz.
------------------------------
Pewnego razu zapytano Karola Wojtyłę, czy uchodzi, aby kardynał jeździł na nartach. Wojtyła uśmiechnął się i odparł:
- Co nie uchodzi kardynałowi, to źle jeździć na nartach!
------------------------------
Metropolita krakowski Karol Wojtyła przyjechał na pogrzeb sufragana częstochowskiego, biskupa Stanisława Czajki, niemal w ostatniej chwili.
Witając się ze zgromadzonymi na uroczystości biskupami, jakoś pominął biskupa z Siedlec. Rychło jednak się spostrzegł, wrócił, podszedł do pominiętego i powiedział:
- Świnia jestem, nie przywitałem Księdza Biskupa!
------------------------------
Po jednym ze spotkań Papież pożegnał polskich biskupów słowami znanej pieśni (propagandowej, komunistycznej - przyp. EW): "O cześć wam, panowie magnaci!"
------------------------------
Przed ponad 25 laty Papież w ten sposób zakończył pierwszą audiencję dla Polaków: "Więcej już nic nie mówię, bo jeszcze bym coś takiego powiedział, że później Kongregacja Nauki Wiary musiałaby się do mnie dobrać".
------------------------------
Pod koniec pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, w czerwcu 1979 roku, upływającej pod znakiem upałów, Papież oznajmił, że jej pierwszy efekt jest już widoczny - opalili się towarzyszący mu kardynałowie.
------------------------------
Podczas czwartej pielgrzymki do Ojczyzny, w Olsztynie, dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" udało się wychylić głowę ponad tłum i zapytać Jana Pawła II o zdrowie.
- A, jakoś człapię - odpowiedzial.
------------------------------
Przed kilku laty - wspomina watykański korespondent Telewizji Publicznej, Jacek Moskwa - po modlitwie "Anioł Pański" Jan Paweł II przemawiał, niemal krzycząc. Zaraz potem, podczas audiencji w Pałacu Apostolskim, Moskwa prosił Papieża, aby na siebie uważał, bo jego chrypka zaniepokoiła dziennikarzy.
- To ze złości - usprawiedliwiał się Papież.
A odchodząc dodał: - A złość piękności szkodzi.
------------------------------
Podczas jednej ze swoich wizytacji rzymskich parafii Papież - jak to ma w zwyczaju - wdał się w rozmowę z dziećmi.
- Wy jesteście młodzi, a ja już jestem stary - powiedział.
- Nie, nie jesteś stary - gromko zaprotestowały dzieci.
- Tak, ale jak jestem z wami, to dziecinnieję.
------------------------------
Podczas pierwszej wizyty w USA Papież spotkał się z rodziną prezydenta Jimmyego Cartera. Pięcioletnia wówczas wnuczka prezydenta, mając kłopoty z wygłoszeniem powitania, powtarzała w kółko:
- Jego Świątobliwość, Jego Świątobliwość.
Papież, chcąc wybawić dziewczynkę z kłopotów, wziął ją w ramiona i powiedział:
- Mów mi wujaszku.
------------------------------
Podczas powitania w Monachium Papież spytał licznie obecne dzieci: "Dano wam dziś wolne w szkole?". "Tak" - wrzasnęła z radością dzieciarnia. "To znaczy - skomentował Jan Paweł II - że papież powinien częściej tu przyjeżdżać".
------------------------------
Jeden z watykańskich prałatów chciał się nauczyć polskiego, więc sprowadził sobie nasz elementarz. Nauka była jednak tak pospieszna, że kiedy chciał się nową umiejętnością pochwalić przed Ojcem Świętym, coś mu się pomyliło i zamiast: "Jak się czuje Papież", rzekł: "Jak się czuje piesek?". Papież spojrzał na niego zdumiony, po czym odpalił: "Hau, hau".
------------------------------
Podczas pierwszej pielgrzymki do Niemiec zebranym na mszy tak spodobały się cytowane przez Papieża słowa św. Pawła, że przerwali mu i zaczęli bić brawo. Kiedy Ojciec Święty znów doszedł do głosu, przerywając przygotowaną mowę, stwierdził: "Dziękuję w imieniu świętego Pawła".
------------------------------
W ostatnim dniu pielgrzymki do Polski w 1983 roku podczas pożegnania na lotnisku generał Jaruzelski poskarżył się Papieżowi, że ten w swych homiliach niezwykle surowo potraktował reżim komunistyczny. Papiez odparl lagodnie:
- Ja jedynie przytaczałem artykuły waszej własnej konstytucji
------------------------------
W hiszpańskiej Avili, gdy szum czyniony przez rozradowane zakonnice stawał się już wprost nie do zniesienia, Papież wypalił: "Te siostry, które ślubowały milczenie, hałasują tu najgłośniej".
------------------------------
Podczas ostatniej pielgrzymki w Pełpinie: "Jak tak krzyczycie: Niech żyje papież, przypomina mi się, gdy ktoś się pomylił i krzyknął: "Niech żyje łupież. Ja was do tego nie zachęcam".
------------------------------
Ojciec Święty do odwiedzającego Go polskiego księdza:
- Poczekaj chwilę na mnie, muszę trochę popapieżyć.
------------------------------
Podczas drugiej pielgrzymki do Ojczyzny w 1983 roku tłumy krakowian gromadziły się przed domem arcybiskupów, który był rezydencją Ojca Świętego. Ludzie ani myśleli rozstać się ze stojącym w oknie papieżem i bez końca przedłużali dialog z nim. Wreszcie Ojciec Święty powiedział:
"Cztery lata temu kręciliście mną, jak chcieli, a teraz już jestem starym papieżem i nie dam sobą kręcić".
------------------------------
W czasie tej samej pielgrzymki, 22 czerwca 1983 roku, na krakowskich błoniach odbyła się beatyfikacja dwóch powstańców styczniowych - brata Alberta Chmielowskiego i ojca Rafała Kalinowskiego. W trakcie ceremonii buchnął nagle z kadzielnicy wielki płomień, z którym nie mogli sobie poradzić ani ministranci, ani księża koncelebranci. Wreszcie ówczesny
ceremoniarz papieski ks. John Magee, Irlandczyk, dmuchnął tak skutecznie, że płomień zgasł i z kadzielnicy począł unosić się upragniony dymek.
Wydarzenie nie uszło uwagi Ojca Świętego, który, sięgając po kadzidło, powiedział z uznaniem o swoim ceremoniarzu: "Ten to ma dech!".
- Ta klatka zmniejsza jednak ryzyko - tłumaczyła - Nic nie poradzimy, że się lękamy o Waszą Świątobliwość...
Papiez sie usmiechnal.
- Ja też niepokoję się o swoją świątobliwość.
------------------------------
Któregoś wieczoru, podczas szpitalnej rekonwalescencji w klinice Gemelli po zamachu na Placu świętego Piotra, Papież wyszedł ze swojego pokoju na opustoszały korytarz. Rozejrzał się i powiedział: "Ładne rzeczy, wszyscy sobie poszli, a mnie zostawili!"
------------------------------
Pewnego razu Karol Wortyła wybrał się na samotną wycieczkę w góry. Ubrany sportowo, wyglądał tak, jak wielu innych turystów. W trakcie wędrówki spostrzegł, że zapomniał zegarka, podszedł więc do opalającej się na uboczu młodej kobiety i już miał zapytać o godzinę, gdy ta uśmiechnęła się.
- Zapomniał pan zegarka, co?
- A skąd pani wie? - zapytał zaskoczony Wojtyła.
- Z doświadczenia - odrzekła - Jest pan dziś już dziesiątym mężczyzną, który zapomniał zegarka. Zaczyna się od zegarka, potem proponuje się winko, wieczorem dansing...
- Ależ proszę pani, ja jestem księdzem...
- Wie pan - odpowiedziała rozbawiona nieznajoma - podrywano mnie w różny sposób, ale na księdza to pierwszy raz.
------------------------------
Pewnego razu zapytano Karola Wojtyłę, czy uchodzi, aby kardynał jeździł na nartach. Wojtyła uśmiechnął się i odparł:
- Co nie uchodzi kardynałowi, to źle jeździć na nartach!
------------------------------
Metropolita krakowski Karol Wojtyła przyjechał na pogrzeb sufragana częstochowskiego, biskupa Stanisława Czajki, niemal w ostatniej chwili.
Witając się ze zgromadzonymi na uroczystości biskupami, jakoś pominął biskupa z Siedlec. Rychło jednak się spostrzegł, wrócił, podszedł do pominiętego i powiedział:
- Świnia jestem, nie przywitałem Księdza Biskupa!
------------------------------
Po jednym ze spotkań Papież pożegnał polskich biskupów słowami znanej pieśni (propagandowej, komunistycznej - przyp. EW): "O cześć wam, panowie magnaci!"
------------------------------
Przed ponad 25 laty Papież w ten sposób zakończył pierwszą audiencję dla Polaków: "Więcej już nic nie mówię, bo jeszcze bym coś takiego powiedział, że później Kongregacja Nauki Wiary musiałaby się do mnie dobrać".
------------------------------
Pod koniec pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, w czerwcu 1979 roku, upływającej pod znakiem upałów, Papież oznajmił, że jej pierwszy efekt jest już widoczny - opalili się towarzyszący mu kardynałowie.
------------------------------
Podczas czwartej pielgrzymki do Ojczyzny, w Olsztynie, dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" udało się wychylić głowę ponad tłum i zapytać Jana Pawła II o zdrowie.
- A, jakoś człapię - odpowiedzial.
------------------------------
Przed kilku laty - wspomina watykański korespondent Telewizji Publicznej, Jacek Moskwa - po modlitwie "Anioł Pański" Jan Paweł II przemawiał, niemal krzycząc. Zaraz potem, podczas audiencji w Pałacu Apostolskim, Moskwa prosił Papieża, aby na siebie uważał, bo jego chrypka zaniepokoiła dziennikarzy.
- To ze złości - usprawiedliwiał się Papież.
A odchodząc dodał: - A złość piękności szkodzi.
------------------------------
Podczas jednej ze swoich wizytacji rzymskich parafii Papież - jak to ma w zwyczaju - wdał się w rozmowę z dziećmi.
- Wy jesteście młodzi, a ja już jestem stary - powiedział.
- Nie, nie jesteś stary - gromko zaprotestowały dzieci.
- Tak, ale jak jestem z wami, to dziecinnieję.
------------------------------
Podczas pierwszej wizyty w USA Papież spotkał się z rodziną prezydenta Jimmyego Cartera. Pięcioletnia wówczas wnuczka prezydenta, mając kłopoty z wygłoszeniem powitania, powtarzała w kółko:
- Jego Świątobliwość, Jego Świątobliwość.
Papież, chcąc wybawić dziewczynkę z kłopotów, wziął ją w ramiona i powiedział:
- Mów mi wujaszku.
------------------------------
Podczas powitania w Monachium Papież spytał licznie obecne dzieci: "Dano wam dziś wolne w szkole?". "Tak" - wrzasnęła z radością dzieciarnia. "To znaczy - skomentował Jan Paweł II - że papież powinien częściej tu przyjeżdżać".
------------------------------
Jeden z watykańskich prałatów chciał się nauczyć polskiego, więc sprowadził sobie nasz elementarz. Nauka była jednak tak pospieszna, że kiedy chciał się nową umiejętnością pochwalić przed Ojcem Świętym, coś mu się pomyliło i zamiast: "Jak się czuje Papież", rzekł: "Jak się czuje piesek?". Papież spojrzał na niego zdumiony, po czym odpalił: "Hau, hau".
------------------------------
Podczas pierwszej pielgrzymki do Niemiec zebranym na mszy tak spodobały się cytowane przez Papieża słowa św. Pawła, że przerwali mu i zaczęli bić brawo. Kiedy Ojciec Święty znów doszedł do głosu, przerywając przygotowaną mowę, stwierdził: "Dziękuję w imieniu świętego Pawła".
------------------------------
W ostatnim dniu pielgrzymki do Polski w 1983 roku podczas pożegnania na lotnisku generał Jaruzelski poskarżył się Papieżowi, że ten w swych homiliach niezwykle surowo potraktował reżim komunistyczny. Papiez odparl lagodnie:
- Ja jedynie przytaczałem artykuły waszej własnej konstytucji
------------------------------
W hiszpańskiej Avili, gdy szum czyniony przez rozradowane zakonnice stawał się już wprost nie do zniesienia, Papież wypalił: "Te siostry, które ślubowały milczenie, hałasują tu najgłośniej".
------------------------------
Podczas ostatniej pielgrzymki w Pełpinie: "Jak tak krzyczycie: Niech żyje papież, przypomina mi się, gdy ktoś się pomylił i krzyknął: "Niech żyje łupież. Ja was do tego nie zachęcam".
------------------------------
Ojciec Święty do odwiedzającego Go polskiego księdza:
- Poczekaj chwilę na mnie, muszę trochę popapieżyć.
------------------------------
Podczas drugiej pielgrzymki do Ojczyzny w 1983 roku tłumy krakowian gromadziły się przed domem arcybiskupów, który był rezydencją Ojca Świętego. Ludzie ani myśleli rozstać się ze stojącym w oknie papieżem i bez końca przedłużali dialog z nim. Wreszcie Ojciec Święty powiedział:
"Cztery lata temu kręciliście mną, jak chcieli, a teraz już jestem starym papieżem i nie dam sobą kręcić".
------------------------------
W czasie tej samej pielgrzymki, 22 czerwca 1983 roku, na krakowskich błoniach odbyła się beatyfikacja dwóch powstańców styczniowych - brata Alberta Chmielowskiego i ojca Rafała Kalinowskiego. W trakcie ceremonii buchnął nagle z kadzielnicy wielki płomień, z którym nie mogli sobie poradzić ani ministranci, ani księża koncelebranci. Wreszcie ówczesny
ceremoniarz papieski ks. John Magee, Irlandczyk, dmuchnął tak skutecznie, że płomień zgasł i z kadzielnicy począł unosić się upragniony dymek.
Wydarzenie nie uszło uwagi Ojca Świętego, który, sięgając po kadzidło, powiedział z uznaniem o swoim ceremoniarzu: "Ten to ma dech!".
Sentencje łacińskie # 2
Consuetudinis vis magna est - wielka jest siła przyzwyczajenia.
Consuetudo altera natura est - przyzwyczajenie jest drugą naturą.
Contraria contrariis curantur.
Contra vim mortis non est medicamen in hortis - przeciwko mocy śmierci nie ma ziół w ogrodach (na śmierć nie ma lekarstwa)
Credo ut intelligam - wierzę, aby rozumieć (św. Anzelm z Canterbury), zasada ta stała się podstawą scholastyki.
Cuius regio eius religio - czyja władza, tego religia.
Cura, ut valeas! - bądź zdrów (standardowa rzymska formuła pożegnania)
Damnant quod non intelligunt - potępiają, czego nie rozumieją.
De gustibus non est disputandum - o smakach się nie dyskutuje.
De mortuis nihil nisi bene - o zmarłych dobrze albo wcale (mówić)
De te fabula narratur - o tobie mówi bajka.
Dictum sapienti sat (est) - powiedziane mądremu wystarczy (polskie: Mądrej głowie dość dwie słowie)
Divide et impera - dziel i rządź.
Do ut des - daję, abyś dał (tzw. zasada wzajemności)
Docendo discimus - nauczając, uczymy się.
Donec eris felix, multos numerabis amicos, tempora si fuernit nubila solus eris. - dopóki będziesz szczęśliwy będziesz liczył (miał) wielu przyjaciół, gdy przyjdą czasy pochmurne (złe) będziesz sam. (Owidiusz)
Dulce et decorum est pro patria mori - słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę (Horacy, Pieśni)
Dum spiro, spero - póki oddycham, mam nadzieję (póty żywota póki nadzieji)
Dura necessitas - twarda konieczność.
Dura lex, sed lex - twarde prawo, ale prawo.
Ecce homo - oto człowiek (słowa Piłata o Chrystusie)
E fructu arbor cognoscitur - drzewo rozpoznaje się po owocu.
E pluribus unum - z wielu jeden - motto USA od 1776 roku.
Epistola (enim) non erubescit - (Ponieważ) list się nie rumieni (Cyceron, Listy)
Errare humanum est - mylić się jest rzeczą ludzką.
Exegi monumentum aere perennius - wystawiłem pomnik trwalszy od spiżu (Horacy, Pieśni)
Ex nihilo nihil - z niczego nic.
Ex oriente lux, ex occidente lex - światło (kultury) ze wschodu, prawa z zachodu.
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących (z Owidiusza "Sztuka kochania")
Fas est et ab hoste doceri - warto się uczyć i od wroga (Publius Ovidius Naso)
Fervet olla, vivit amicitia - garnek kipi, przyjaźń kwitnie.
Festina lente! - spiesz się powoli.
Finis coronat opus - koniec wieńczy dzieło.
Fraus latet in generalibus - w ogólnikach czai się oszustwo.
Fiat iustitia, ruat caelum - sprawiedliwości musi się stać zadość, choćby niebo miało runąć.
Fiat ius(titia), et pereat mundus - prawu(sprawiedliwości) musi się stać zadość, choćby świat miał zginąć.
Gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo, sic homo doctus fit non vi sed saepe studendo - kropla drąży kamień nie siłą, lecz częstym spadaniem, tak też człowiek nie staje się uczonym gwałtownie, lecz przez to, że często się uczy.
Gloria victis - chwała zwyciężonym (porównaj vae victis)
Graecum est, non legitur - to po grecku, tego się nie czyta.
Gallia est omnis divisa in partes tres - Galia jako całość dzieli się na trzy części (pierwsze słowa "Pamiętników z wojny Galijskiej" Cezara)
Habent sua fata libelli - i księgi mają swoje losy.
Habet et musca splenem - i mucha ma śledzionę (nawet ktoś niepozorny może się zdenerwować)
Hannibal ante portas - Hannibal u bram.
Hic Rhodus, hic salta - tu Rodos (wyspa), tu skacz! (zamiast gadać o skakaniu)
Hic sunt leones - tu są lwy; używane na oznaczanie białych plam na mapach (porównaj z terra incognita)
Hic vivi taceant. Hic mortui loquuntur. - Tu żywi niech milczą. Tu przemawiają zmarli. (Cyt. pochodzący z frontonu biblioteki aleksandryjskiej)
Historia magistra vitae est - historia jest nauczycielką życia.
Hodie mihi, cras tibi - dziś mi, jutro tobie.
Hominis est errare, insipientis in errore perseverare. - rzeczą ludzką jest błądzić, rzeczą głupców jest trwać w błędzie.
Homo doctus in se semper divitias habet. - człowiek wykształcony w sobie zawsze bogactwo ma.
Homo homini lupus est - człowiek człowiekowi wilkiem.
Homo homini deus est - człowiek człowiekowi bogiem.
Homo sum, et nil humanum a me alienum esse puto - człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce. (Terencjusz)
Historiam nescire hoc est semper puerum esse - Kto nie zna historii ten jest zawsze dzieckiem.
Homines soli animalium non sitientes, bibimus - My ludzie jedyni ze stworzeń nie pragnąc, pijemy.
Iacta alea est! - kości zostały rzucone! (wg. Swetoniusza, słowa Juliusza Cezara przekraczającego Rubikon; synonim podjęcia nieodwracalnej decyzji)
Ibi patria, ubi bene - tam ojczyzna gdzie dobrze (parafraza z Rozmów tuskulańskich Cycerona)
Ignorantia iuris nocet - nieznajomość prawa szkodzi.
Ignorantia legis excusat neminem - nieznajomość prawa nikogo nie tłumaczy (nie można zasłaniać się nieznajomością przepisów)
In omnibus requiem quaesivi, et nusquam inveni nisi in angulo cum libro. - wszędzie spokoju szukałem i nie znalazłem nigdzie, jak tylko w kątku z książką.
In vino veritas, in aqua sanitas - w winie prawda, w wodzie zdrowie.
Inter arma silent leges - wśród szczęku oręża milczą prawa.
Inter arma silent Musae - wśród szczęku broni milczą muzy.
Is fecit, cui prodest - ten uczynił, czyja korzyść (ten jest sprawcą przestępstwa, komu przyniosło korzyść)
Labor omnia vicit - praca wszystko zwycięża.
Legant prius et postea despiciant - niech najpierw przeczytają, a potem lekceważą (a nie odwrotnie)
Lex retro non agit - prawo nie działa wstecz (nie podlega karze czyn, który nie był jeszcze zabroniony, gdy go popełniono)
Littera docet, littera nocet - słowo uczy, słowo szkodzi.
Macte animo, iuvenis! - bądź mężny, młodzieńcze!
Magna di curant, parva neglegunt - o wielkie rzeczy bogowie się troszczą, o małe nie dbają.
Manus manum lavat - ręka rękę myje.
Mea culpa - moja wina.
Medice, cura te ipsum - lekarzu, wylecz się sam.
Medicus curat, natura sanat - lekarz leczy, natura uzdrawia.
Memento mori - pamiętaj o śmierci.
Memoria minuitur nisi exercetur - pamięć maleje jeśli się jej nie ćwiczy.
Mens sana in corpore sano - w zdrowym ciele zdrowy duch.
Morituri te salutant - idący na śmierć pozdrawiają cię (do Cezara)
Mors meta malorum - śmierć kresem cierpień.
Navigare necesse est, vivere non est necesse - żeglowanie jest rzeczą konieczną, życie- niekonieczną (żeglowanie jest ważniejsze od życia)
Ne puero gladium - nie dawaj dziecku miecza do ręki.
Nec Hercules contra plures - nawet Herkules nie pomoże przeciw wielkiej liczbie (popularna wersja: Gdzie ludu kupa, tam i Herkules d.pa)
Nemo iudex in sua causa - nikt nie jest (nie może być) sędzią we własnej sprawie.
Neque ignorare medicum oportet quae sit aegri natura.
Nihil lacrima citius arescit - nic nie wysycha szybciej niz łza.
Nihil novi sub sole - nic nowego pod słońcem.
Nomina stultorum semper parietibus haerent - imiona głupców zawsze wypisane są na murach.
Non omnia possumus omnes - nie wszystko możemy wszyscy.
Non omnis moriar - nie wszystek umrę (Horacy, Pieśni III, 30, 6)
Non scholae, sed vitae discimus - uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia.
Non tam praeclarum est scire Latine, quam turpe nescire - znać łacinę nie jest tak chwalebnym, jak haniebnym jest jej nie znać (Cyceron)
Non, ut edam, vivo sed ut vivam, edo - nie po to żyję, by jeść, lecz po to jem, aby żyć.
Non vestimentum virum ornat, sed vir vestimentum - nie szata zdobi człowieka, lecz człowiek szatę.
Non vini vi no, sed vi no aquae
Nosce te ipsum! - poznaj siebie samego.
Nulla aetas ad discendum sera. - dosł. Żaden wiek (nie jest) do nauki zbyt późny.
Nulla dies sine linea - ani dnia bez linii.
Nulla est medicina sine lingua Latina - niczym jest medycyna bez jezyka łacińskiego.
Nulla regula sine exceptione - nie ma reguły bez wyjątku.
Nulla res tam necessaria est quam medicina.
Nullum crimen sine lege - nie ma przestępstwa bez prawa (przepisu) (co nie zostało zabronione, jest dozwolone)
Nec locus ubi Troia - nie ma śladu gdzie była Troja.
O quam salubre, quam iucundum et suave est sedere in solitudine et tacere et loqui cum Deo - o jak zbawiennie, jak słodko i przyjemnie jest siedzieć w ciszy i milczeć i rozmawiać z Bogiem!
O, sancta simplicitas! - o, święta naiwności! (Jan Hus)
O tempora! O mores! - o czasy! O obyczaje! (Cyceron, In Catilinam I, 1)
Oculi plus vident quam oculus - oczy widzą więcej niż oko.
Odi profanum vulgus et arceo - gardzę nieoświeconym tłumem i trzymam się z dala (Horacy)
Omnes homines sibi sanitatem cupiunt, saepe autem omnia, quae valetudini contraria sunt, faciunt - wszyscy życzą sobie zdrowia, ale często robią to, co zdrowiu szkodzi.
Omne trinum perfectum - wszystko co potrójne (jest) doskonałe.
Omnia mea mecum porto - wszystko co moje noszę ze sobą.
Omnium artium medicina nobilissima est.
Optimum medicamentum quies est - najlepszym lekarstwem jest spokój.
Ora pro nobis - módl się za nami.
Ora et labora - módl się i pracuj.
Pater noster - Ojcze nasz.
Pax melior est quam iustissimum bellum - pokój jest lepszy od najsłuszniejszej wojny.
Pecunia non olet - pieniądz nie śmierdzi (Wespazjan wg Swetoniusza Ves. 23, 3)
Pereant qui ante nos nostra dixerunt - niech przepadną ci, którzy nasze mądres myśli wypowiedzieli przed nami.
Per aspera ad astra - przez ciernie do gwiazd (przez cierpienie, trudy do sukcesu)
Consuetudo altera natura est - przyzwyczajenie jest drugą naturą.
Contraria contrariis curantur.
Contra vim mortis non est medicamen in hortis - przeciwko mocy śmierci nie ma ziół w ogrodach (na śmierć nie ma lekarstwa)
Credo ut intelligam - wierzę, aby rozumieć (św. Anzelm z Canterbury), zasada ta stała się podstawą scholastyki.
Cuius regio eius religio - czyja władza, tego religia.
Cura, ut valeas! - bądź zdrów (standardowa rzymska formuła pożegnania)
Damnant quod non intelligunt - potępiają, czego nie rozumieją.
De gustibus non est disputandum - o smakach się nie dyskutuje.
De mortuis nihil nisi bene - o zmarłych dobrze albo wcale (mówić)
De te fabula narratur - o tobie mówi bajka.
Dictum sapienti sat (est) - powiedziane mądremu wystarczy (polskie: Mądrej głowie dość dwie słowie)
Divide et impera - dziel i rządź.
Do ut des - daję, abyś dał (tzw. zasada wzajemności)
Docendo discimus - nauczając, uczymy się.
Donec eris felix, multos numerabis amicos, tempora si fuernit nubila solus eris. - dopóki będziesz szczęśliwy będziesz liczył (miał) wielu przyjaciół, gdy przyjdą czasy pochmurne (złe) będziesz sam. (Owidiusz)
Dulce et decorum est pro patria mori - słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę (Horacy, Pieśni)
Dum spiro, spero - póki oddycham, mam nadzieję (póty żywota póki nadzieji)
Dura necessitas - twarda konieczność.
Dura lex, sed lex - twarde prawo, ale prawo.
Ecce homo - oto człowiek (słowa Piłata o Chrystusie)
E fructu arbor cognoscitur - drzewo rozpoznaje się po owocu.
E pluribus unum - z wielu jeden - motto USA od 1776 roku.
Epistola (enim) non erubescit - (Ponieważ) list się nie rumieni (Cyceron, Listy)
Errare humanum est - mylić się jest rzeczą ludzką.
Exegi monumentum aere perennius - wystawiłem pomnik trwalszy od spiżu (Horacy, Pieśni)
Ex nihilo nihil - z niczego nic.
Ex oriente lux, ex occidente lex - światło (kultury) ze wschodu, prawa z zachodu.
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących (z Owidiusza "Sztuka kochania")
Fas est et ab hoste doceri - warto się uczyć i od wroga (Publius Ovidius Naso)
Fervet olla, vivit amicitia - garnek kipi, przyjaźń kwitnie.
Festina lente! - spiesz się powoli.
Finis coronat opus - koniec wieńczy dzieło.
Fraus latet in generalibus - w ogólnikach czai się oszustwo.
Fiat iustitia, ruat caelum - sprawiedliwości musi się stać zadość, choćby niebo miało runąć.
Fiat ius(titia), et pereat mundus - prawu(sprawiedliwości) musi się stać zadość, choćby świat miał zginąć.
Gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo, sic homo doctus fit non vi sed saepe studendo - kropla drąży kamień nie siłą, lecz częstym spadaniem, tak też człowiek nie staje się uczonym gwałtownie, lecz przez to, że często się uczy.
Gloria victis - chwała zwyciężonym (porównaj vae victis)
Graecum est, non legitur - to po grecku, tego się nie czyta.
Gallia est omnis divisa in partes tres - Galia jako całość dzieli się na trzy części (pierwsze słowa "Pamiętników z wojny Galijskiej" Cezara)
Habent sua fata libelli - i księgi mają swoje losy.
Habet et musca splenem - i mucha ma śledzionę (nawet ktoś niepozorny może się zdenerwować)
Hannibal ante portas - Hannibal u bram.
Hic Rhodus, hic salta - tu Rodos (wyspa), tu skacz! (zamiast gadać o skakaniu)
Hic sunt leones - tu są lwy; używane na oznaczanie białych plam na mapach (porównaj z terra incognita)
Hic vivi taceant. Hic mortui loquuntur. - Tu żywi niech milczą. Tu przemawiają zmarli. (Cyt. pochodzący z frontonu biblioteki aleksandryjskiej)
Historia magistra vitae est - historia jest nauczycielką życia.
Hodie mihi, cras tibi - dziś mi, jutro tobie.
Hominis est errare, insipientis in errore perseverare. - rzeczą ludzką jest błądzić, rzeczą głupców jest trwać w błędzie.
Homo doctus in se semper divitias habet. - człowiek wykształcony w sobie zawsze bogactwo ma.
Homo homini lupus est - człowiek człowiekowi wilkiem.
Homo homini deus est - człowiek człowiekowi bogiem.
Homo sum, et nil humanum a me alienum esse puto - człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce. (Terencjusz)
Historiam nescire hoc est semper puerum esse - Kto nie zna historii ten jest zawsze dzieckiem.
Homines soli animalium non sitientes, bibimus - My ludzie jedyni ze stworzeń nie pragnąc, pijemy.
Iacta alea est! - kości zostały rzucone! (wg. Swetoniusza, słowa Juliusza Cezara przekraczającego Rubikon; synonim podjęcia nieodwracalnej decyzji)
Ibi patria, ubi bene - tam ojczyzna gdzie dobrze (parafraza z Rozmów tuskulańskich Cycerona)
Ignorantia iuris nocet - nieznajomość prawa szkodzi.
Ignorantia legis excusat neminem - nieznajomość prawa nikogo nie tłumaczy (nie można zasłaniać się nieznajomością przepisów)
In omnibus requiem quaesivi, et nusquam inveni nisi in angulo cum libro. - wszędzie spokoju szukałem i nie znalazłem nigdzie, jak tylko w kątku z książką.
In vino veritas, in aqua sanitas - w winie prawda, w wodzie zdrowie.
Inter arma silent leges - wśród szczęku oręża milczą prawa.
Inter arma silent Musae - wśród szczęku broni milczą muzy.
Is fecit, cui prodest - ten uczynił, czyja korzyść (ten jest sprawcą przestępstwa, komu przyniosło korzyść)
Labor omnia vicit - praca wszystko zwycięża.
Legant prius et postea despiciant - niech najpierw przeczytają, a potem lekceważą (a nie odwrotnie)
Lex retro non agit - prawo nie działa wstecz (nie podlega karze czyn, który nie był jeszcze zabroniony, gdy go popełniono)
Littera docet, littera nocet - słowo uczy, słowo szkodzi.
Macte animo, iuvenis! - bądź mężny, młodzieńcze!
Magna di curant, parva neglegunt - o wielkie rzeczy bogowie się troszczą, o małe nie dbają.
Manus manum lavat - ręka rękę myje.
Mea culpa - moja wina.
Medice, cura te ipsum - lekarzu, wylecz się sam.
Medicus curat, natura sanat - lekarz leczy, natura uzdrawia.
Memento mori - pamiętaj o śmierci.
Memoria minuitur nisi exercetur - pamięć maleje jeśli się jej nie ćwiczy.
Mens sana in corpore sano - w zdrowym ciele zdrowy duch.
Morituri te salutant - idący na śmierć pozdrawiają cię (do Cezara)
Mors meta malorum - śmierć kresem cierpień.
Navigare necesse est, vivere non est necesse - żeglowanie jest rzeczą konieczną, życie- niekonieczną (żeglowanie jest ważniejsze od życia)
Ne puero gladium - nie dawaj dziecku miecza do ręki.
Nec Hercules contra plures - nawet Herkules nie pomoże przeciw wielkiej liczbie (popularna wersja: Gdzie ludu kupa, tam i Herkules d.pa)
Nemo iudex in sua causa - nikt nie jest (nie może być) sędzią we własnej sprawie.
Neque ignorare medicum oportet quae sit aegri natura.
Nihil lacrima citius arescit - nic nie wysycha szybciej niz łza.
Nihil novi sub sole - nic nowego pod słońcem.
Nomina stultorum semper parietibus haerent - imiona głupców zawsze wypisane są na murach.
Non omnia possumus omnes - nie wszystko możemy wszyscy.
Non omnis moriar - nie wszystek umrę (Horacy, Pieśni III, 30, 6)
Non scholae, sed vitae discimus - uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia.
Non tam praeclarum est scire Latine, quam turpe nescire - znać łacinę nie jest tak chwalebnym, jak haniebnym jest jej nie znać (Cyceron)
Non, ut edam, vivo sed ut vivam, edo - nie po to żyję, by jeść, lecz po to jem, aby żyć.
Non vestimentum virum ornat, sed vir vestimentum - nie szata zdobi człowieka, lecz człowiek szatę.
Non vini vi no, sed vi no aquae
Nosce te ipsum! - poznaj siebie samego.
Nulla aetas ad discendum sera. - dosł. Żaden wiek (nie jest) do nauki zbyt późny.
Nulla dies sine linea - ani dnia bez linii.
Nulla est medicina sine lingua Latina - niczym jest medycyna bez jezyka łacińskiego.
Nulla regula sine exceptione - nie ma reguły bez wyjątku.
Nulla res tam necessaria est quam medicina.
Nullum crimen sine lege - nie ma przestępstwa bez prawa (przepisu) (co nie zostało zabronione, jest dozwolone)
Nec locus ubi Troia - nie ma śladu gdzie była Troja.
O quam salubre, quam iucundum et suave est sedere in solitudine et tacere et loqui cum Deo - o jak zbawiennie, jak słodko i przyjemnie jest siedzieć w ciszy i milczeć i rozmawiać z Bogiem!
O, sancta simplicitas! - o, święta naiwności! (Jan Hus)
O tempora! O mores! - o czasy! O obyczaje! (Cyceron, In Catilinam I, 1)
Oculi plus vident quam oculus - oczy widzą więcej niż oko.
Odi profanum vulgus et arceo - gardzę nieoświeconym tłumem i trzymam się z dala (Horacy)
Omnes homines sibi sanitatem cupiunt, saepe autem omnia, quae valetudini contraria sunt, faciunt - wszyscy życzą sobie zdrowia, ale często robią to, co zdrowiu szkodzi.
Omne trinum perfectum - wszystko co potrójne (jest) doskonałe.
Omnia mea mecum porto - wszystko co moje noszę ze sobą.
Omnium artium medicina nobilissima est.
Optimum medicamentum quies est - najlepszym lekarstwem jest spokój.
Ora pro nobis - módl się za nami.
Ora et labora - módl się i pracuj.
Pater noster - Ojcze nasz.
Pax melior est quam iustissimum bellum - pokój jest lepszy od najsłuszniejszej wojny.
Pecunia non olet - pieniądz nie śmierdzi (Wespazjan wg Swetoniusza Ves. 23, 3)
Pereant qui ante nos nostra dixerunt - niech przepadną ci, którzy nasze mądres myśli wypowiedzieli przed nami.
Per aspera ad astra - przez ciernie do gwiazd (przez cierpienie, trudy do sukcesu)
Sentencje łacińskie # 1
A fructibus eorum cognoscetis eos - poznacie ich po ich owocach.
A tuo Lare incipe! - zaczynaj od własnego domu, od własnych drzwi (zaczynaj od siebie, zanim będziesz mówił o innych)
Ab alio exspectes, alteri quod feceris - co zrobisz drugiemu, oczekuj od niego.
Ab equis ad asinos - z koni na osły (z deszczu pod rynnę)
Ab Iove principium - od Jowisza początek (zaczynamy od najważniejszego)
Ab ovo usque ad mala - dosłownie "od jaj do jabłek", od początku do końca.
Absens carens - nieobecny traci (kto późno przychodzi...)
Absentem laedit, qui cum ebrio litigat - jakby z nieobecnym się spierał, kto z pijanym się kłóci.
Absit! - uchowaj Boże.
Ab urbe condita - od założenia miasta (tj. Rzymu)
Abusus non tollit usum - nadużycie nie znosi prawa do właściwego użycia.
Accusare nemo se debet - nikt nie musi oskarżać siebie samego.
Actus hominis, non dignitas iudicetur - sądzone będą czyny ludzkie nie stanowiska (godności)
Ad augusta per angusta - do wielkich osiągnięć przez wąskie (trudne) ścieżki (dosłownie: do wielkiego przez wąskie)
Ad futuram rei memoriam - na przyszłą rzeczy pamiątkę.
Ad Kalendas Graecas - dosłownie "na kalendy greckie", czyli nigdy.
Ad maiorem Dei gloriam - ku większej chwale Boga.
Ad multos annos! - wielu lat życia.
Ad patres - na tamten świat (dosłownie: do ojców)
Ad perpetuam rei memoriam - na wieczną rzeczy pamiątkę.
Ad personam - do osoby (rzecz powiedziana, dana, przyznana konkretnej osobie)
Ad quas res aptissimi erimus, in iis potissimum elaborabimus - najwięcej dokonamy w tym, do czego będziemy najbardziej uzdolnieni.
Ad rem - do rzeczy (do właściwego tematu)
Ad vocem - co się tyczy, w sprawie.
Adversus stímulum calcitrare - Przeciw kosturowi wierzgać.
Aegroto dum anima est, spes esse dicitur - dopóki chory oddycha, jest nadzieja.
Aequam memento rebus in arduis servare mentem - pamiętaj o zachowaniu równowagi w trudnej sytuacji (Horacy)
Alea iacta est! - kości zostały rzucone! (zobacz Iacta alea est)
Aliena nobis, nostra plus aliis placent - cudze bardziej podoba się nam, nasze innym.
Aliena vitia in oculis habemus, a tergo nostra sunt. - dosł. Cudze błędy na oku/widoku mamy, z tyłu nasze są.
Alii sementem faciunt, alii metunt - kto inny sieje, kto inny zbiera.
Aliud est celare, aliud tacere - co innego jest ukryć, co innego przemilczeć.
Alter alterum docet - jeden uczy drugiego.
Alteri vivas oportet, si vis Tibi vivere - musisz żyć dla innych, jeśli chcesz żyć dla siebie.
Ama nos et vale - kochaj nas i żegnaj.
Amantium irae amoris integratio - kłótnie kochanków umacniają ich miłość (Terencjusz)
Amici, diem perdidi - przyjaciele, straciłem dzień (nie zrobiłem nic dobrego)
Amicus certus in re incerta cernitur - (dosł.) Przyjaciel pewny, prawdziwy w rzeczy niepewnej jest poznawany.
Amicus optima vitae possessio - przyjaciel to największy skarb w życiu.
Amicus Plato, sed magis amica (est) veritas - przyjacielem (mi) Platon, lecz większą przyjaciółką (jest) prawda (z Arystotelesa)
Amicus rara avis est - przyjaciel to (jak) biały kruk (rzadko się przydarza)
Amor omnibus idem- miłość dla wszystkich jednaka.
Amor patriae nostra lex - miłośc ojczyzny naszym prawem.
Amor vincit omnia - miłość wszystko zwycięża.
Amore, more, ore, re iunguntur amicitiae - przyjaźń zawiązuje się z miłości, zwyczaju, wyglądu, czynu.
Anima vilis - podła dusza.
Animus aeger semper errat - chory umysł zawsze błądzi.
Aurea mediocritas - złoty środek, najlepsza droga pomiędzy skrajnymi sytuacjami.
Ave, Caesar, morituri te salutant - witaj Cezarze, mający umrzeć pozdrawiają cię (słowa, którymi gladiatorzy rzymscy pozdrawiali Cezara wkraczając na arenę)
Animus est, qui dívites facit - to dusza czyni ludzi bogatymi.
Ante pilos sapis - mądrzysz się, zanim posiadłeś uwłosienie (jajko chce być mądrzejsze od kury)
A pedibus usque ad caput - od stóp do głów.
Apage, Satanas! - odejdź Szatanie!
Arbiter elegantiarum - znawca dobrego smaku (esteta)
Arcus nimium tensus rumpitur - łuk zbytnio naciągnięty pęka.
Ardua prima via est - początki są trudne.
Argumentum baculinum - argument kija.
Aristoteles non semper Aristoteles - Arystoteles nie zawsze jest Arystotelesem.
Ars longa, vita brevis - sztuka długotrwała, życie krótkie.
Ars non habet osorem nisi ignorantem - sztuka nie ma wroga, chyba w ignorancie.
Arte et Marte - sztuką i orężem.
Asinus ad lyram - osioł przy lirze (pol. pasuje jak wół do karety)
Asinus asinorum in saecula saeculorum - głupiec nad głupcami po wiek wieków.
Asinus asinum fricat - osioł osła liże (o pochlebstwach)
Asinus in tegulis - osioł na dachu (zła wróżba)
Audaces fortuna adiuvat - Odważnym szczęście sprzyja.
Audendum est: fortes adiuvat ipsa Venus - trzeba mieć odwagę: dzielnym sprzyja sama Wenus (Owidiusz)
Audentem forsque Venusque iuvat - odważnym sprzyja okazja i Wenus.
Audi multa, dic pauca - słuchaj dużo, mów niewiele.
Áudi, vide, tace, si vis vivere in pace - słuchaj, patrz, milcz, jeśli chcesz żyć w spokoju.
Audiatur et altera pars - niech będzie wysłuchana i druga strona.
Aurea dicta - złote słowa.
Aut Caesar, aut nihil - wszystko albo nic (dosł. "być" Cezarem albo nikim)
Auri sacra fames - przeklęta żądza złota (Wergiliusz)
Aut bibat, aut abeat - niech albo pije, albo wychodzi.
Aurea mediocritas - złoty środek.
Barba non facit philosophum - broda mędrcem nie czyni.
Beatus, qui prodest, quibus potest- szczęśliwy, kto pomaga, komu może.
Beatus, qui tenet - szczęśliwy kto rozumie; w "Zemście" dosłownie: "Szczęśliwy, kto trzyma (mieszek złota w ręku").
Bene dignoscitur, bene curatur - dobra diagnoza podstawą dobrego leczenia.
Bene olet, qui nihil olet - dobrze pachnie, kto niczym nie pachnie (wg Cycerona, Att. II, 1, 1)
Bis dat, qui cito dat - kto szybko daje, dwa razy daje.
Bona diagnosis, bona curatio - dobra diagnoza dobre leczenie.
Bona valetudo melior est quam maximae divitiae - Dobry stan zdrowia jest lepszy niż największe bogactwo.
Caeca invidia est - zazdrość jest ślepa.
Carpe diem quam minimum credula postero - chwytaj dzień (korzystaj z chwili), jak najmniej ufając przyszłości (Horacy)
Carta non erubescit - papier się nie rumieni (ze wstydu; papier jest cierpliwy) Zob. epistola non erubescit.
Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo - Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam.
Cedant arma togae! - niech oręż ustąpi przed togą! (Cycero)
Ceterum censeo Karthaginem esse delendam - Poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć.
Cibi condimentum est fames - najlepszą przyprawą jest głód.
Cogitationis poenam nemo patitur. - za myśli kary nikt nie ponosi.
Cogitationum poenam nemo luit.
Cogito ergo sum - myślę więc jestem (Kartezjusz)
Concordia civium murus urbium - zgoda obywateli, to mur obronny miast.
Conflabunt gladios suos in vomeres - przekują miecze swe na lemiesze.
A tuo Lare incipe! - zaczynaj od własnego domu, od własnych drzwi (zaczynaj od siebie, zanim będziesz mówił o innych)
Ab alio exspectes, alteri quod feceris - co zrobisz drugiemu, oczekuj od niego.
Ab equis ad asinos - z koni na osły (z deszczu pod rynnę)
Ab Iove principium - od Jowisza początek (zaczynamy od najważniejszego)
Ab ovo usque ad mala - dosłownie "od jaj do jabłek", od początku do końca.
Absens carens - nieobecny traci (kto późno przychodzi...)
Absentem laedit, qui cum ebrio litigat - jakby z nieobecnym się spierał, kto z pijanym się kłóci.
Absit! - uchowaj Boże.
Ab urbe condita - od założenia miasta (tj. Rzymu)
Abusus non tollit usum - nadużycie nie znosi prawa do właściwego użycia.
Accusare nemo se debet - nikt nie musi oskarżać siebie samego.
Actus hominis, non dignitas iudicetur - sądzone będą czyny ludzkie nie stanowiska (godności)
Ad augusta per angusta - do wielkich osiągnięć przez wąskie (trudne) ścieżki (dosłownie: do wielkiego przez wąskie)
Ad futuram rei memoriam - na przyszłą rzeczy pamiątkę.
Ad Kalendas Graecas - dosłownie "na kalendy greckie", czyli nigdy.
Ad maiorem Dei gloriam - ku większej chwale Boga.
Ad multos annos! - wielu lat życia.
Ad patres - na tamten świat (dosłownie: do ojców)
Ad perpetuam rei memoriam - na wieczną rzeczy pamiątkę.
Ad personam - do osoby (rzecz powiedziana, dana, przyznana konkretnej osobie)
Ad quas res aptissimi erimus, in iis potissimum elaborabimus - najwięcej dokonamy w tym, do czego będziemy najbardziej uzdolnieni.
Ad rem - do rzeczy (do właściwego tematu)
Ad vocem - co się tyczy, w sprawie.
Adversus stímulum calcitrare - Przeciw kosturowi wierzgać.
Aegroto dum anima est, spes esse dicitur - dopóki chory oddycha, jest nadzieja.
Aequam memento rebus in arduis servare mentem - pamiętaj o zachowaniu równowagi w trudnej sytuacji (Horacy)
Alea iacta est! - kości zostały rzucone! (zobacz Iacta alea est)
Aliena nobis, nostra plus aliis placent - cudze bardziej podoba się nam, nasze innym.
Aliena vitia in oculis habemus, a tergo nostra sunt. - dosł. Cudze błędy na oku/widoku mamy, z tyłu nasze są.
Alii sementem faciunt, alii metunt - kto inny sieje, kto inny zbiera.
Aliud est celare, aliud tacere - co innego jest ukryć, co innego przemilczeć.
Alter alterum docet - jeden uczy drugiego.
Alteri vivas oportet, si vis Tibi vivere - musisz żyć dla innych, jeśli chcesz żyć dla siebie.
Ama nos et vale - kochaj nas i żegnaj.
Amantium irae amoris integratio - kłótnie kochanków umacniają ich miłość (Terencjusz)
Amici, diem perdidi - przyjaciele, straciłem dzień (nie zrobiłem nic dobrego)
Amicus certus in re incerta cernitur - (dosł.) Przyjaciel pewny, prawdziwy w rzeczy niepewnej jest poznawany.
Amicus optima vitae possessio - przyjaciel to największy skarb w życiu.
Amicus Plato, sed magis amica (est) veritas - przyjacielem (mi) Platon, lecz większą przyjaciółką (jest) prawda (z Arystotelesa)
Amicus rara avis est - przyjaciel to (jak) biały kruk (rzadko się przydarza)
Amor omnibus idem- miłość dla wszystkich jednaka.
Amor patriae nostra lex - miłośc ojczyzny naszym prawem.
Amor vincit omnia - miłość wszystko zwycięża.
Amore, more, ore, re iunguntur amicitiae - przyjaźń zawiązuje się z miłości, zwyczaju, wyglądu, czynu.
Anima vilis - podła dusza.
Animus aeger semper errat - chory umysł zawsze błądzi.
Aurea mediocritas - złoty środek, najlepsza droga pomiędzy skrajnymi sytuacjami.
Ave, Caesar, morituri te salutant - witaj Cezarze, mający umrzeć pozdrawiają cię (słowa, którymi gladiatorzy rzymscy pozdrawiali Cezara wkraczając na arenę)
Animus est, qui dívites facit - to dusza czyni ludzi bogatymi.
Ante pilos sapis - mądrzysz się, zanim posiadłeś uwłosienie (jajko chce być mądrzejsze od kury)
A pedibus usque ad caput - od stóp do głów.
Apage, Satanas! - odejdź Szatanie!
Arbiter elegantiarum - znawca dobrego smaku (esteta)
Arcus nimium tensus rumpitur - łuk zbytnio naciągnięty pęka.
Ardua prima via est - początki są trudne.
Argumentum baculinum - argument kija.
Aristoteles non semper Aristoteles - Arystoteles nie zawsze jest Arystotelesem.
Ars longa, vita brevis - sztuka długotrwała, życie krótkie.
Ars non habet osorem nisi ignorantem - sztuka nie ma wroga, chyba w ignorancie.
Arte et Marte - sztuką i orężem.
Asinus ad lyram - osioł przy lirze (pol. pasuje jak wół do karety)
Asinus asinorum in saecula saeculorum - głupiec nad głupcami po wiek wieków.
Asinus asinum fricat - osioł osła liże (o pochlebstwach)
Asinus in tegulis - osioł na dachu (zła wróżba)
Audaces fortuna adiuvat - Odważnym szczęście sprzyja.
Audendum est: fortes adiuvat ipsa Venus - trzeba mieć odwagę: dzielnym sprzyja sama Wenus (Owidiusz)
Audentem forsque Venusque iuvat - odważnym sprzyja okazja i Wenus.
Audi multa, dic pauca - słuchaj dużo, mów niewiele.
Áudi, vide, tace, si vis vivere in pace - słuchaj, patrz, milcz, jeśli chcesz żyć w spokoju.
Audiatur et altera pars - niech będzie wysłuchana i druga strona.
Aurea dicta - złote słowa.
Aut Caesar, aut nihil - wszystko albo nic (dosł. "być" Cezarem albo nikim)
Auri sacra fames - przeklęta żądza złota (Wergiliusz)
Aut bibat, aut abeat - niech albo pije, albo wychodzi.
Aurea mediocritas - złoty środek.
Barba non facit philosophum - broda mędrcem nie czyni.
Beatus, qui prodest, quibus potest- szczęśliwy, kto pomaga, komu może.
Beatus, qui tenet - szczęśliwy kto rozumie; w "Zemście" dosłownie: "Szczęśliwy, kto trzyma (mieszek złota w ręku").
Bene dignoscitur, bene curatur - dobra diagnoza podstawą dobrego leczenia.
Bene olet, qui nihil olet - dobrze pachnie, kto niczym nie pachnie (wg Cycerona, Att. II, 1, 1)
Bis dat, qui cito dat - kto szybko daje, dwa razy daje.
Bona diagnosis, bona curatio - dobra diagnoza dobre leczenie.
Bona valetudo melior est quam maximae divitiae - Dobry stan zdrowia jest lepszy niż największe bogactwo.
Caeca invidia est - zazdrość jest ślepa.
Carpe diem quam minimum credula postero - chwytaj dzień (korzystaj z chwili), jak najmniej ufając przyszłości (Horacy)
Carta non erubescit - papier się nie rumieni (ze wstydu; papier jest cierpliwy) Zob. epistola non erubescit.
Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo - Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam.
Cedant arma togae! - niech oręż ustąpi przed togą! (Cycero)
Ceterum censeo Karthaginem esse delendam - Poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć.
Cibi condimentum est fames - najlepszą przyprawą jest głód.
Cogitationis poenam nemo patitur. - za myśli kary nikt nie ponosi.
Cogitationum poenam nemo luit.
Cogito ergo sum - myślę więc jestem (Kartezjusz)
Concordia civium murus urbium - zgoda obywateli, to mur obronny miast.
Conflabunt gladios suos in vomeres - przekują miecze swe na lemiesze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)